Na koniec była jeszcze wyciągnięta przez Dyzia ze specjalnego schowka indiańska fajka, czyli kalumet, z kamienną główką i długim drewnianym cybuchem, ozdobionym przez dawnych i obecnych mieszkańców domu. Każdy umieścił na nim kiedyś swój znak rozpoznawczy. Czasem to po prostu wyrzeźbione inicjały, czasem jakiś ważny dla kogoś symbol. Niektóre są świeże i wyraźne, inne zatarte i trzeba się było dobrze przyjrzeć, żeby je odczytać i połączyć z dawno niewidzianymi postaciami.
W blasku ogniska podawaliśmy sobie kalumet z rąk do rąk, wspominaliśmy, ktoś snuł plany wędrówek na kolejny rok, a potem już tylko siedzieliśmy w ciszy.