Ja też tak myślę. Przecież w sytuacji gdybyśmy nasze matki przypadkiem tak zranili, że leżałyby na łożu śmierci, to nie mówilibyśmy do nich: wstawajcie, póki żyjecie, zróbcie nam obiad, bo jak was zabraknie to będzie głód i sami będziemy musieli sobie jakoś radzić. Nie puszczamy głośno muzyki do skocznych tańców, bo przecież jeszcze nie umarły, trzeba korzystać z możliwości zabawy przed żałobą, która zbliża się szybkimi krokami.
Także próby wybielania się przed nią , w rodzaju - umierasz, ale to nie moja wina, to ty podeszłaś pod moje koła, pod mój młotek, którym przypadkowo dostałas a poza tym umieranie to proces naturalny i musi nastąpić - nic nie dają.
Nic nie da też wypieranie - Ty wcale nie umierasz, to głupie wymysły lekarzy, którym zależy na kasie za leki.
Można próbować odwlec śmierć i łagodzić ból, licząc po cichu na to, że jakieś rozwiązanie się znajdzie. Chyba trzeba liczyć na rewolucyjne rozwiązanie, jakieś odkrycie w nauce, bo na solidarność ludzi nie ma co liczyć. Co jednak nie zwalnia nas z POTRZEBY czuwania przy tej Matce.