Za PRL wystarczyło że władza ogłosiła:
- 1956 - "zbyt wygórowane normy produkcji, spadek zarobków, przy jednoczesnym wzroście cen podstawach produktów spożywczych – wszystko to spowodowało niezadowolenie robotników".
- 1970 - "wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi dwa dni wcześniej podwyżkami cen artykułów pierwszej potrzeby, zwłaszcza żywności."
- 1976 - "Bezpośrednią przyczyną protestów była zapowiedziana poprzedniego dnia w Sejmie przez premiera Piotra Jaroszewicza drastyczna podwyżka cen artykułów żywnościowych (m.in.: mięso i ryby – 69%, nabiał – 64%, ryż – 150%, cukier – 90%)."
- 1980 - "Bezpośrednią przyczyną protestów w sierpniu 1980 roku stały się podwyżki cen, które wywołały strajki w największych zakładach produkcyjnych w całej Polsce."
(cytaty z https://zpe.gov.pl/a/konflikty-w-prl/D14UjOyJr)
- A już naród wrzał, - mimo, że nie istniał wtedy internet i portale społecznościowe, potrafili się masowo skrzyknąć i wyjść na ulicę.
Ale wtedy faceci mieli "jaja" i testosteron we krwi (bo jedli zdrową żywność), a nie obecną nafaszerowaną chemią i sztucznymi hormonami żywność (ksenoestrogeny), która powoduje zniewieścienie mężczyzn, i którzy nie przejawiają już męskich cech, by bronić własnego ogniska domowego, przed atakiem tych co zagrażają istnieniu podstawowej komórki społecznej, bo przecież podwyżki cen żywności były wymierzone w rodziny, a każdy ojciec, czy mąż nie mógł stać i patrzeć jak zagrożona jest jego rodzina, więc zmuszony był do działania.
A dziś.... faceci bez jaj... egoiści, myślący tylko o sobie. Niezdolni do założenia rodziny i sprawowania nad nią opieki i utrzymania. Tacy nie wyjdą na ulicę, bo po co. Nie mają czego bronić. Godzą się ze stopniowymi podwyżkami, niczym żaba którą powoli gotuje się we wrzątku, nie zauważając, że zbliża się jej i ich koniec. Dopiero jak ich samych bezpośrednio to boleśnie dotknie, to będzie już za późno jak jakiś bunt czy ruch społeczny, bo władza doskonale kontroluje już społeczeństwo, które celowo jest dzielone i rozbijane, by się nie zjednoczyło przeciwko niej.