Mnie generalnie denerwuje ciągle mówienie o alkoholu, ile to się nie wypiło itp. Nawet żarty na temat alkoholu w naszym społeczeństwie w większości "spatologizowanym" uważam już za niesmaczne. Bo jak spojrzeć to większość z nas ma problem z piciem albo jest DDA. Kto nie miał alkoholika w bliskiej lub dalszej rodzinie? Każdy. Dlatego przestaje to być zabawne. Często chlaniu nadajemy romantycznego zabarwienia, a i tak chlanie pozostaje chlaniem. Moja kumpela miała ojca który chlał same dobre wódki i zarabiał kupę kasy, i był uroczy, miał poczucie humoru i sypał kawałami, nie bił, nie awanturował sie. A ona cała się trzęsła ze złości, gdy słyszała że wraca znów nachlany, bo cały dom, wszystkie sprawy, sprawunki były na jej głowie, a on śmierdział wódą już od progu codziennie. Przecież alkoholizm w Polsce wpływa na wszystkie dziedziny naszego życia i kształtuje nas i kształtuje następne pokolenia, nawet tych bez problemu alkoholowego.
Mnie namawiać nie trzeba do picia. Jednak picie z bełkoczącymi nie sprawia mi przyjemności.