A u mnie wprost odwrotnie. Całe lata byłam nastawiona frontem do drugiego człowieka, puszczałam w niepamięć i to w końcu mnie wewnętrznie zrujnowało. Pluję sobie w brodę, czemu byłam taka głupia i czemu tak pozwalałam się wykorzystywać, nie jednej osobie, ale prawie każdemu. Dzisiaj żałuję swojej pobłażliwości, wyrozumiałości, wszystko rozegrałabym inaczej (a przecież to było takie dobre, takie szlachetne, tak po chrześcijańsku).
Powyższe było na marginesie.
Do tematu - nie sądzę aby dusze zmarłych mogły sobie ot tak nas podglądać i przychodzić do świata żywych jak na spacer.
Na tamtym świecie jest i szefostwo, i hierarchia.