Nie są wykluczające. Nie są też jednoznaczne.
Eee... Dokładnie? To, że nie są jednoznaczne jest oczywiste bo znaczą co innego, ale nadal mogą na siebie wpływać.
Ja nie mam potrzeby rozmnażania. A mimo to nie jestem gejem. Jak jest to więc możliwe?
Proste - potrzeba posiadania dzieci i popęd seksualny to dwie różne rzeczy, które choć wpływają na siebie, są dwoma różnymi procesami. Nawet jeśli teraz nie odczuwasz potrzeby posiadania dzieci, to w każdym nas są czynniki, które ją wywołują - jeśli jeszcze jej nie ma, to się kiedyś pojawi (albo już kiedyś ją miałeś). Może jest teraz u ciebie uśpiona, albo już działa, tylko w podświadomości i nie zdajesz sobie z tego sprawy. Trzeba też odróżnić dwie rzeczy - czy ktoś nie chce mieć dzieci ze względu na świadome decyzje (warunkowane np: sytuacją materialną, społeczną itp), czy po prostu nie odczuwa się potrzeby (instynktu) posiadania dziecka.
Jak pisałem wyżej - potrzeba posiadania dziecka i popęd seksualny to dwie różne rzeczy, które choć na siebie wpływają, działają oddzielnie.
Ja to wiem. Dlatego użyłem tego, i prezerwatyw, jako porównania. Bo jeśli celem seksu jest zapłodnienie, a formy seksu, które do niego nie prowadzą są nienaturalne, to w takim razie i seks oralny i używanie prezerwatyw jest nienaturalne.
A więc uściślijmy - podstawowym celem seksu, ale nie jedynym. Dodatkową funkcją seksu jest także budowanie wzajemnej relacji i osiąganie satysfakcji seksualnej. I o ile formy seksu takie jak seks oralny nie wykluczają docelowego dążenia do prokreacji (czyli nie stoją w sprzeczności z podstawową funkcją seksu - nie oszukujmy się, seks oralny zazwyczaj prowadzi do formy seksu, która umożliwia zapłodnienie), to faktycznie prezerwatywy nie są czymś naturalnym bo mechanicznie blokują ten podstawowy cel (w formie, która umożliwia prokreację). Tak czy siak, stosowanie prezerwatyw jest efektem świadomych decyzji i samo w sobie nie jest równoznaczne z obecnością zaburzenia. Tutaj trzeba by raczej spojrzeć w tym kierunku przyczyny powstrzymywania się od spłodzenia potomstwa i dopiero potem określać czy jest to zaburzenie, czy coś innego.
Jeśli można tak uznać, to zapewne podasz mi nazwę tego zaburzenia i potwierdzisz to pokazaniem mi, gdzie widnieje na liście zaburzeń, prawda? Jest taka lista.
No i tu pojawia się pewien problem. Owszem, istnieją listy, ale nie można ich uznać za rzetelne. Widać to po samej historii wykreślenia homoseksualizmu z tych list - doszło do niego pod wpływem różnego rodzaju nacisków, było efektem głosowań i z samą nauką nie miało to wiele wspólnego. W obecnych czasach coraz częściej takie tematy określane są pod kątem światopoglądowym i filozoficznym, a nie naukowym. Tak więc, żeby dojść do tego, jak jest naprawdę, trzeba właśnie zgłębić temat i rozważyć rożne argumenty za i przeciw (a to zrobiłem we wcześniejszej wypowiedzi).