Zależy, jak coś w pracy namieszam i wyniknie zamieszanie i źle mi z tym, to wiem, że to przeze mnie, bo byłam nieuważna czy coś. Albo jak spadnę z roweru, wjadę autem w drzewo, albo wypiję za dużo i mam kaca, albo plotkuję o kumpeli i ją potem tracę (nie twierdze ze to wszystko robie, ale wiem kiedy sama jestem sobie winna)
Ale jak ktoś mnie okradnie, albo pobije, albo zwyzywa, albo oszuka w sprawie mieszkania, auta, okłamie mnie, zdradzi, wystawi na pośmiewisko, itd itp to obwianiam innych. Nic to nie daje, ale gniew jest naturalną konsekwencją tak sądzę.
Muszę przyznać, że często obwiniałam rodziców, że emocjonalnie mnie zaniedbali i nie dawali wsparcia, bo byli zbyt zajęci swoimi problemami i poprawianiem sobie samopoczucia piciem drinków i zwierzaniem się mi ze swoich problemów, że całe moje dzieciństwo czułam się samotna,odizolowana,miałam niskie poczucie wartości, poczucie bezsennu, że się włóczyłam bez celu, a potem włóczyłam się z towarzystwem tak samo zaniedbanych dzieciaków i że jak sądzę przez nich dokonywałm złych wyborów życiowych, że jakbym miała mądrzejszych rodziców, to uniknęłabym wielu błędów. Że miałabym szanse na normalne, spokojne, poukładane życie. Że odrzucam od siebie ludzi "dobrych"a ciągnie mnie do tego co mi znane, klopotliwe, "złe", ciagnące w dół, co mnie wyniszcza.
Ps. I to nie tak, że tylko narzekam na nich. Chce doświadczyć,ze można lepiej, nie piję w ogóle, w przeszłości dużo piłam ze znajomymi i sama się upijałam do nieprzytomności, nie palę już,a paaaliłam bardzo dużo- nałóg nr 1, nie imprezuję. Naiwnie wierzę, że będę miała lepsze życie. Jednak ciemna strona mocy przekonuje mnie, że już za późno i się zamrnowałam.