Tak się poskładało w moim życiu, że podróżowam od jednego kociego stadka do drugiego. Splotły się nasze losy.
Niemniej dość długo byłam psiarzem i ogólnym fanem czterech łap. Nadal uwielbiam piesy, a i one do se mła tyż lgną. ?
Taki dar mam od maliucha.
We własnym gatunku nie zawsze dostrzegam tyle plusiorów. Nasze ścieżki bywają przesadnie scomplikowane, kręte/krępe, dumne/durne i zbyt często szaleńczo gonimy za mirażami...
Dla jasności, Helenko, nie nawrzucam się ze standardem typu 'dobre rady sobiesia zasady', jedynie sygnalizuję otwartość. ?
I drugie dopowiedzenie: ja im nie pomagam, raczej koegzystujemy sobie w stadku kocio-ludzkim.
Wszystko, co robię dla kitków, czynię z najzwyklejszego egoizma, w rewanżu skromnym za to, że są w moim świecie.
Reasumując: to one pomagają mnie, grzeją serducho, inspirują odwagę, wytrwałość, dzielność łosobistą, etc., etc....uczą, jak po prostu być, piknie i powolutku być.