- Niebo
- Borówka
- Szary
- Porzeczka
- Arbuz
- Truskawka
- Pomarańcz
- Banan
- Jabłko
- Szmaragd
- Czekolada
- Węgiel
Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 13.11.2018 we wszystkich miejscach
-
2 punktyPrzeleciały dwa dni. 11 i 12 listopada. Niedziela w górach na Śnieżnych Kotłach w poszukiwaniu w samotności czegoś tam w głębi duszy a właściwie gdzieś w jej odległych zakamarkach gdzie tak na co dzień nie ma czasu zaglądać. Czasem trzeba trochę poodkurzać w pamięci stare fotografie i słowa dawno wypowiedziane. Kolorowe mchy i porosty na skałach dobrze wpływają nastrój w czasie porządkowania. Podobnie jak szeleszczące liście i pstrykające pod nogami gałązki. Przyniosłem stamtąd kilka szyszek, jakieś dziwne w formie huby, kawałki patyków i kory z szarozielonymi porostami. To takie moje przydasie. Piękna i wzruszająca jest aura jesiennych gór. W poniedziałek pojechałem na równiny. Bory Dolnośląskie w pewnej swojej części są jeszcze w bardzo dziewiczej formie. uwielbiam wysokie rosłe stare drzewa często otulone powojami o tej porze roku krwistoczerwonymi a pod nimi młody drzewiasty narybek i krzewy. Przestrzeń pomiędzy pniami wyścielona jest zielonym puszystym dywanem. Chętnie gdyby była taka możliwość zostałbym tam na zawsze. Znowu dopadła mnie tam świadomość bezsensu codziennych dni, nierealności marzeń, oszukiwaniu samego siebie, życia w złudzeniach....... Smutno mi teraz. Może odnajdę równowagę w swojej pracowni wśród kamiennych owadów
-
2 punktyŁadna pogoda potrafi nastroić pozytywnie, aż chce się zyć. Jeszcze słoneczny dzień przy kolorowej jesieni, to już w ogóle bajka.
-
2 punktyLubię czasami kiedy pada, a ja siedzę w ciepłym domu i mam pod ręką wszystko czego mi potrzeba. Pamiętam gdy byłem dzieckiem lubiłem czytać komiksy. Właściwie to je uwielbiałem. I pamiętam taki jeden dzień, gdy siedziałem pod kocem, zapalona lampka nocna, herbata, w ręce komiks, a na dworze padało tak mocno. Pokój miałem na poddaszu, więc było słychać zawsze krople uderzające o dachówki. Zamknąłem się wtedy i nawet jakby ktoś przyszedł , to bym udawal, że mnie nie ma. Nawet teraz czasami puszczam dźwięk padającego deszczu z youtube.
-
1 punkt
-
1 punktCo sądzicie o humanoidalnych robotach,jak Sophia? Czy kiedyś zastąpią ludzi?:)
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktSiedzieli na ławce, promienie słońce przedzierały się co jakiś czas przez liście jabłoni. Już zawiązały się jabłka. Po prawej stronie górował szczyt. - Powiedz mi – powiedziała ubrana w zwiewną sukienkę, sięgającą kolan. Już nie oponowała jak tuż przed założeniem, że za krótka. Przyzwyczajana była do sukni sięgających kostek. Wyjaśnił jej, że taka długość i tak jest bardzo skromna. Zastanawiał się co by powiedziała, gdyby zobaczyła miniówki – dlaczego jest jedenaście warstw na tej górze? - Jest dwanaście. - Gdzie jest dwunasty? - Właściwie pierwszy – uśmiechnął się. Tutaj. - Jesteśmy na pierwszym kręgu? - Tak. - Hmmm. To mówisz, że tu jest przejście? - Tak. Dokładnie w tej studni – wskazał przykrytą deskami powierzchnię na trawniku. Bał się, żeby nikt do niej nie wpadł. Nie miała przecież cembrowiny i wyglądała jak zwykła dziura w ziemi. - Ciekawe czy na innych poziomach też są. - Nie wiem. Może dziadek coś będzie wiedział. - Mówiłeś, że nie żyje. - Wiesz… Popatrzył na nią niepewnie. Czasami zastanawiam się nad tym. - Nad czym? - Zostawił mi zeszyt. Są w nim zapiski, ale niektóre jakby pojawiały się dokładnie wtedy, gdy powinienem je przeczytać. Gdy jestem na to gotowy. - Ciekawe… Wspaniały masz zwierzyniec – powiedziała zmieniając temat. Koty już zdążyły gdzieś zniknąć, a Bestia biegał po trawie. - Nie jestem pewien czy ktoś kogoś tu w ogóle ma. Koty pojawiają się i znikają, sowa była tu zawsze, a wilk przyszedł sam, gdy był ciężko ranny. Po prostu żyjemy pod jednym dachem. - Jak tu jest spokojnie… Przymknęła oczy i poddała się muskaniu wiatru. Szkoda, że będę musiała wracać. - Najpierw opowiedz mi… Ja już ci powiedziałem, w jaki sposób cię znalazłem. Czuła się bezpieczna. Bynajmniej nie dlatego, że czuła się zaopiekowania, choć w jakiś sposób też. Po prostu Aleksander nie stwarzał zagrożenia. Szybko go oceniła. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy. Nie był taki jak mężczyźni w jej świecie. Sprawiał wrażenie kogoś kto potrzebuje opieki – chudy, wysoki, blady, blond włosy sterczały na różne strony i wymagały przystrzyżenia, okulary na nosie sugerowały słaby wzrok, był praktycznie pozbawiony mięśni. W jej świecie z pewnością wymagałby opieki. Nie przetrwałby ani jednego dnia. Tutaj jednak wydawał się dawać sobie doskonale radę. Mówił, że mieszka sam. Nie ma służby, ani nikogo, kto by się nim opiekował. Może w tym świecie siła fizyczna i spryt nie były potrzebne. Ale żeby od razu opowiadać o sobie? Ne miała takiej potrzeby, ale czuła, że powinna coś powiedzieć. Nie wyjawiła kim jest. Opowiedziała o wojnie. - To mówisz, że u was przez tysiące lat nie było żadnej wojny? - popatrzył na nią zdziwiony. Teraz ona patrzyła na niego zaskoczona. - A co w tym dziwnego? - Może to, że w moim świecie w ciągu ostatnich tysięcy lat dni bez wojny można na palcach policzyć. - To teraz tutaj jest wojna? - Nie. Tutaj nie, ale zawsze gdzieś jest. Ja nie znam wojny i moi rodzice też nie znali ale pokolenie dziadków już tak. - A ja nie znam czasów bez wojny – powiedziała smutno. - Myślałam, że twój świat to świat pokoju, miłości, no wiesz – świat świateł, jak Miasto Światła starożytnych. Te maszyny i w ogóle... - Miasto Światła starożytnych? - Co to jest? - Starożytni mieli różne maszyny, budowali potężne miasta,w których były świetlne kule. W ruinach miasta, tam po drugiej stronie jest jeszcze taka kula. Dlatego miasto to nazywamy Miastem Światła. - Muszę to zobaczyć – powiedział. - A ja muszę wracać. - Przecież jesteś ranna! Nie możesz nawet chodzić. - Nie muszę. Zostawiłam tam swojego konia. - Jesteś pewna, że tam jeszcze jest? A ci, którzy cię ścigali? Przecież oni tam jeszcze mogą być! Sama zamierzasz wędrować na południe? Ile to kilometrów? Ty chyba oszalałaś! Nigdzie cię nie puszcze w takim stanie! - Jestem więźniem? - popatrzyła mu w oczy. - Nie żartuj! - Żachnął się. - Po prostu nie wyzdrowiałaś jeszcze. - Nie jestem chora, tylko ranna. To nic. Rana się zagoi. Twoje leki przyspieszają gojenie, chociaż wolałabym własne lekarstwa. Wiesz… Przynajmniej wiem czym się smaruję. Brakuje mi kilku drobiazgów, żeby zrobić własne. Widziałam tu takie same rośliny. - Czego ci brakuje? - Kamienia. - Kamienia? Mało tu masz kamieni? Po co ci kamień? - To nie jest zwykły kamień. Ma pewne właściwości, przyspieszające gojenie, wystarczy zetrzeć nim zioła i proces leczenia jest jeszcze szybszy niż przy twoich lekach. Aleksander zamyślił się i spojrzał na nią. - Chodź – powiedział i wstał z ławki. - Pomogę ci wejść na górę, ale już dzisiaj nie nadwyrężasz ran. Dziewczyna nadal siedziała na ławce. - No chodź. Może będę w stanie ci pomóc. Pomógł jej wstać i razem weszli po schodach. Nie chciała zająć jego miejsca na parterze. Nie zaprowadził jej jednak do pokoju. Od razu skierował się na strych. Aleksander podszedł do kufra i otworzył go. Dziewczyna westchnęła. Schyliła się i wyjęła ubiór jego babci. - Rupa! - patrzyła z zachwytem na strój. - Co? - spojrzał na nią. - Rupa. Strój wojowników – wyjaśniła. - Ile za niego chcesz? W ruinach mam schowane złoto. - Nie jest na sprzedaż. To pamiątka po babci. - Leży w skrzyni na strychu – stwierdziła. - Rupa nie może leżeć, bo umrze. - Umrze? - Dobrze się czujesz? T przecież tylko strój. - To skoro to tylko strój, to co ci szkodzi? Masz chyba inne pamiątki po babci? - No… Mam - machinalnie pogładził bransoletkę. - Słuchaj, nie mam w co się ubrać. Mój strój jest całkowicie zniszczony. Ubrania, które mi podarowałeś są ładne i wygodne, ale absolutnie nie nadają się do walki, nie nadają się nawet do tego, aby pokazać się w nich tam… - Wskazała nieokreślony kierunek. - Nie wiem czy będzie na ciebie pasować… - nie wiedział jak jej odmówić. - Będzie pasować! - powiedziała stanowczo. - Przymierzę i sam zobaczysz! Dziewczyna wyszła, słyszał jak utyka i zamyka drzwi za sobą w pokoju. Westchnął zrezygnowany. Wiedział, że ma rację, że dla niego to sentyment, a jej ten strój przyda się bardziej niż jemu. Zajrzał do kufra i wyjął torbę ze skarbami babci. - Wybacz mi babciu… - Oddaję twoje rzeczy. Mam nadzieję, że w słusznej sprawie. Na progu siedziały dwa białe koty. Wystraszył się w pierwszej chwili, gdy je zobaczył. Nie widział jak weszły. Aleksander wstał i przeszedł obok nich. - Czy robię słusznie? - popatrzył na nie, jakby oczekiwał odpowiedzi. Jeden z nich zaczął jak gdyby nigdy nic lizać łapkę. - Czy to znaczy tak? Zwariowałem! Pytam koty o słuszność podejmowania decyzji. Zapukał do drzwi pokoju dziewczyny. - Mogę? - Tak, wejdź. Otworzył drzwi. Przed nim stała dziewczyna ubrana w dopasowany idealnie strój. Nie był zbyt obcisły, ani zbyt szeroki. Zabrakło mu argumentów przeciw. Strój wyglądał tak, jakby był szyty na miarę. Wyglądała znakomicie, oprócz jednego szczegółu… Popatrzyła na swoje bose stopy… - Zabiorę cię na zakupy – westchnął. - Tylko nie w tym stroju! Jest twój, wyglądasz w nim świetnie. Po prostu buty musisz przymierzyć. Muszą być wygodne i wytrzymałe. A tu masz torbę babci. Była chyba lekarzem czy tam medykiem, jak to ty mówisz. Chyba znajdziesz coś dla siebie. Dla mnie to tylko dziwne przedmioty. Dziewczyna zajrzała do torby a następnie spojrzała na Aleksandra. Wyglądała jak dziecko, które właśnie dostało upragnione prezenty od Mikołaja. - Dajesz mi to? Naprawdę? - Właściwie to chyba babcia. Obym nie żałował. Dzisiaj koniec prezentów. Jutro rano pojedziemy po buty. Odpocznij. Mijał kolejny dzień. Aleksander był zmęczony. Nie cierpiał zakupów i chodzenia po sklepach. Inaczej było z dziewczyną. Była zauroczona ilością rzeczy do nabycia, kolorami, ubraniami, światłami, technologią ale nie butami. Butami nie była zachwycona – te za małe, te za duże, nie ten kolor, nie ten obcas, materiał do kitu, za słabe, za lekkie, za ciężkie, na obcasach, bez obcasów, śliczne ale dziwne, brzydkie... Najbardziej była zaskoczona pieniędzmi i możliwością płacenia kartą. - Ale jak to jest przeliczane na złoto? - Na jakie złoto? - spytał zrezygnowany prowadząc samochodów. Do domu wracali bez butów. - No np. takie sto złotych na tym papierku – wskazała banknot, który Aleksander dał jej do obejrzenia. - Mówisz, że tu jest napisane sto złotych ale czego? - Sto złotych i koniec. - jakby nasi żołnierze dostali coś takiego… Ała! Aleksander nagle skręcił i zahamował. Zatrzymali się nagle. - Co się stało? - spytała wystraszona, gdy pasy bezpieczeństwa szarpnęły nią. - Wiem czego ci trzeba. - Czego? - Butów wojskowych. - No wiesz… Do wojskowego stroju pasują wojskowe buty… - Jakby ci to powiedzieć. To coś co na siebie włożyłaś, ten strój babci, daleki jest od naszych wojskowych strojów. - Być może. Ale za żadne skarby nie zamieniłabym go na inny. - Co w nim takiego niezwykłego? Jest stary, u nas nazwanoby go średniowiecznym strojem ze skóry. - Nie jest ze skóry. - Nie? - popatrzył na nią zdziwiony. Myślałem, że tak. To z czego, jak nie ze skóry? - Z milionów niezwykle cienkich jak pajęcze nici splotów. Nieważne. Gdzie można kupić takie wojskowe buty? Kup je a oddam ci w prawdziwym złocie, anie jakiś papierkach. - I co ja niby zrobię z tym złotem? - popatrzył na nią. - nie musisz oddawać. Nie zbankrutuje przez nie. Wracamy. Mam znajomego, który nam pomoże. - To nie jest zgodne z prawem? - Spokojnie. To legalne, po postu on ma takie buty, albo może mieć. Gdy podjeżdżali pod dom, słońce powoli zachodziło za szczyt. Aleksander był wykończony i rozdrażniony. To był najgorszy dzień w jego życiu. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mogą być męczące zakupy. Bestia przywitał ich radośnie, szczęśliwy, że wreszcie może pobiegać na świeżym powietrzu. Dziewczyna miała na swoich nogach nowe, wojskowe buty i była z nich tak zadowolona, że Aleksander podejrzewał, że będzie w nich spała. Namówiła go, aby sobie też kupił. Swoim zwyczajem najpierw zaczął przeliczać w głowie złotówki, ale wreszcie poddał się jej namowom. Teraz zastanawiał się po jaką cholerę mu wojskowe buty. Był na siebie zły. Kolejny raz przyłapał się na tym, że nie potrafi jej odmówić. O kolacji dziewczyna poszła do swojego pokoju i nie wychodziła stamtąd. Uznał, że śpi. Poszedł więc na strych i zajrzał do kufra. Zaintrygowało go to, co powiedziała o stroju. Wyjął go i zaniósł do swojego pokoju. Rozłożył na łóżku. Teraz, gdy tak na niego patrzył, gdy po raz pierwszy przyglądał mu się i dotykał materiału, zauważył, że było w nim coś, co przyciągało, coś niezwykłego. Obejrzał się i zaczął nasłuchiwać. W domu panowała cisza. Diablo nadal biegał po podwórku. W ciepłe noce czasami wolał spać pod gwiazdami. Aleksander pozwalał mu na to. Wiedział, że bestia nie odejdzie od domu. Najpierw uniósł kurtkę, przyglądał się jej, dotykał, wreszcie założył ją. Gdy zakładał spodnie, usłyszał skrzypienie na schodach. Pomyślał, że najwidoczniej dziewczyna zgłodniała, albo chciała się czegoś napić. Może poszła do łazienki? Po chwili jednak usłyszał lekkie trzaśnięcie drzwiami i szczekanie Bestii. Szczekanie zamieniło się w ujadanie. Aleksander szybko założył wojskowe buty. Nie, żeby go zbytnio korciły, stały zwyczajnie najbliżej. Najbardziej zaniepokoiła go chwila ciszy. Gdy wybiegł na podwórko, usłyszał skomlenie Bestii. Dochodziło ze studni. - Bestia! - zawołał. Ze studni dobiegło szczeknięcie. - Co tam robisz? - zajrzał do środka. - Poczekaj, jakoś cię stamtąd wydostanę. Wrócił do domu po latarkę. Leżała w kuchni na stole obok medalionu. Dziewczyna dopytywała jak działa i tam go zostawił. Sięgnął po latarkę i zamarł. Medalionu nie było. Zacisnął szczęki. Na wszelki wypadek wziął klucze, zamknął za sobą drzwi i zszedł po drabinie. Gdy tylko dotknął kamiennej posadzki, Bestii nie było. Zawołał go. Po chwili usłyszał charakterystyczne szczeknięcie swojego pupila, dochodziło gdzieś z oddali. Poszedł za głosem. Po przejściu krótkiego tunelu zauważył, że przejście było otwarte. Bestia był po drugiej stronie. Dziewczyna uciekła, zabierając medalion. - jakim byłem głupcem, że dałem się tak podejść. Idiota! Skończony idiota! Nawet nie wiem jak ma na imię! Aleksander przeszedł przez bramę i nie wiedział co ma robić. Jeśli zostawi otwartą, to nie wiadomo kto i co może przejść na te stronę. Jeśli zamknie a nie znajdzie dziewczyny, będzie uwięziony w tym świecie do końca swoich dni. Nim skończył myśl, drzwi za nim zamknęły się z cichym trzaskiem.
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktZ wieszaka w cichej kawiarni zniknęła peleryna... Jak by tu wątek pociągnąć; w horror, czy też kryminał? Wiem, będzie melodramat: w kawiarni z inną amant, a w pelerynie w noc ciemną biegnie zdradzona dziewczyna. Raz turysta z Niemiec bawiąc na Ibizie...
-
1 punktJako dziewczyna, chociaż z istotnym już przebiegiem, ale jednak nadal peć siem zgadza, wypowiem siem o tym, czego nienawidzim jako kobietki... Miłych i uczynnych bardzo lubimy, takie 'chłopczyska z somsiedztwa' są bliskie serduchu. Fakt, często-gęsto szczelamy bzdurki z lokowaniem produktu bardziej emocjonalnie znaczącego, ale wtedy...właśnie wtedy, gdy tenże błędny łobiekt popełni kolejny czyn wobec nasz zuy, jest furtka dla miłych i uczynnych... Sensowne oparcie, tudzież zrozumnienie i...już dziewuszkę macie?
-
1 punktWcześnie dzisiaj ciemna nocka do okna zagląda Z gałęzi czarnymi oczami sowa spogląda Zza krzaka lis się skrada Letni deszcz cicho pada Brakuje tylko myszy. Pewnie kot ją zjadł Z wieszaka w kawiarni zniknęła peleryna...
-
1 punktKażdy ma jakieś nałogi, ja dokarmiam, nie tylko futrzaste. ? Latami kupowałam kiełbasę, buły okolicznemu bezdomniakowi, w dodatku stałam nad nim i pilnowałam, by zjadł, by mu nie zabrali...swoją drogą, to musiał być pocieszny widok, gdy tak wpatrywałam siem, deczko natarczywie, w jego konsumpcjone ? ...a gdziekolwiek pójdę, umówię się i czekam chwilkę na kogoś, zaraz przyczłapie jakieś bezdomne stworzenie, wyczuwają mnie na niuch, czy jakoś tak? Skakałeś/łaś kiedyś na bandżi?
-
1 punktJak się kupowało każdy numer, to kiedy stały na półce, literki na grzbietach układały się w napis. ? Mam ich jeszcze trochę na strychu, jakoś żal było wyrzucić.
-
1 punktCzuje się świetnie. Uwielbiam gdy jest 15 stopni. Taka pogoda znacznie ułatwia życie, nie trzeba myśleć o zamarzniętym samochodzie czy którejś z rzędu kurtce
-
1 punkt
-
1 punktCóż by tu odpisać? Mam trochę więcej lat i do pewnego stopnia podobne "pretensje" do świata (czyt. chooojwiekogo). Dla mnie już za późno, ale dla ciebie... Masz "koleżanki", to już sukces ;). Mówisz że mówią żeś miły i uczynny... Treść rozumiem się jest, a forma?
-
1 punktZałożyłeś wątka, Jacek, wstawiłeś fotki i jeszcze dbasz o moją reputacjone ?- w 100% zasłużyłeś na punktację. ? To nie jest zbyt istotne, ważne, że jest to miejsce w sieci i dzięki temu taka oto historia zaraz się opowie... Jeszcze prawie 30 lat temu to było całkowicie sołtysowe pole pyra pospolitego. Gdy sołtys posadę utracił, a kredytów nie spłacił, podzielił kawałek pola na działki nieduże i puścił wieści wśród znajomków znajomków, że tuż pod miasteczkiem Uć, opodal lasów sosnowo-świerkowych można je nabyć drogą kupna. Tatko mój kupił jedną i zawiózł nas tam, mnie i masię, by pokazać dumnie: od palika do palika nasze jezd...Uznałam, że za maleńkie, że trzeba dokupić drugą taką samą. Akuratnie byłam po rzuceniu pierwszych studiów, pracowałam, przyzwoicie zarabiałam, więc zrzucilimśmy się na kolejny kawałek ziemniaczanego pola. Początki bywały tak makabryczne, że aż śmisznie o tym pisać...Pokrótce: tatko przewiózł tekturową altankę ze swojej łódzkiej, przyzakładowej działeczki, nazywaną przeze mnie 'królikarnią', bo poprzedni właściciel hodowcą króli beł... Nie było wody, kibelka, wszędzie piach i wielgachne leje komarów, widoczne gołym okiem i przynoszące nieodparte skojarzenie, że to mój łosobisty 'rój' mnię dopadł... Mogę za jakiś czas cdn, na razie pominę lat kilka, przechodząc do ciut efektowniejszej części historii, czyli do naszych ogrodowych poczynań. Wsadzilimśmy z mężykiem-wężykiem w Pcimiu Dolnym (umownie tak w necie już od jakiegoś czasu tytułuję to miejsce) ponad 2 setki iglaków. Każdej z roślin wykopalimśmy szeroki dołek (ok.0,5m średnicy), głęboki na 2 sztychy łopaty, za każdą razą wymienialimśmy ziemię, bo na tym piaszczysto-gliniastym ugorze nic nie kciało samo rosnąć. Kopaliście kiedyś glinę? Bajko ty moja: mokra - oblepia szpadel, sucha - twarda jak kamień... Nie, nie patrzyłam tylko, jak mężyk macha łopatą...nie raz, nie dwa pracowalimśmy na dwie łopaty, łosobiście wolę sztychówkę (krótsza jest), a kiedy moja połowica była po operacji, przez prawie rok sama wykonywałam wszystkie konieczne prace - przyroda ma swoje rytmy i w głębokim poważaniu, czy zdążysz, czy nie... Mój były teść jest miłośnikiem wszystkiego, co żyje, rośnie. Miał więcej przepienkny ogród, z którego użyczył nam gałązek na sadzonki. Bez samochodu, w zapchanym pociągu, przez pół Polski wieźliśmy je w wielkim wiadrze. Każda owinięta w mokrą gazetę i w folijkę. Powstały w Pcimiu pierwsze szkółki. Kiedy już porozsadzalimśmy większość roślinek, po jakichś 2/3 latach, okazało siem, że pozostało w szkółkach całkiem sporo cherlaków, niewyrośniętych, delikatnych...i stąd, w zupełnie naturalny sposób, narodził się mój ogród japoński... Nie z fanaberii, a z chęci znalezienia dla każdej rośliny odpowiednich, pasujących do niej realiów. ? Jeśli chcecie, poopowiadam jeszcze o łuku, kamienisku, nasypie, winogronowej altance, skalniakach i wkleję, rączkami Jacka, o ile siem zgodzi ?, fotki z samych początków...można naocznie przekonać się, jak niezwykła jest transformacja tego miejsca.
-
1 punktSiedzi mały lisek koło swojej norki obok niego leżą dwa wypchane worki Jeden połatany drugi zawiązany "Ciekawe co w środku?" -Myślą dwa kaczorki W środku nocy w górach skalistych...
-
1 punktJesień przyszła nagle w tym roku. Przeskok z intensywngo lata w złoto. Fajnie, że jest ciepło. Lubię ciepły wiatr, który niesie ze sobą zapach ziemi i liści. Lubię się tym zaciągnąć, pochłonąć. Trwa to kilka sekund na przestrzeni 24 godzin. Tyle we mnie zostało z włoczykija - sekundy. Dziś przyjeżdża do mnie pies i pójdziemy do tego ogromnego parku z lasem. Tam już pewnie też drzewa zmieniły kolory. Podoba mi się to, że LaPrimavera jest niezalogowana. Jest ponad to, co pozorne. Nie ma avatara, jest jakby bez twarzy. Nie można jej okazać aprobaty w standardowy sposób, trzeba z nią rozmawiać i jej to powiedzieć.
-
1 punkt
-
1 punkt
-
0 punktówRaz turysta z Niemiec bawiąc na Ibizie patrzy idzie robak pewnie mi gdzieś wlizie wskoczył do wody do samej brody i popłyną do Niemiec na swojej walizie Pewna Czeszka co rankiem bez szlafroczka
-
0 punktówA nimom adresów do rozdawania, Layne. ? Musisz wyrobić w sobie szósty zmysł na takowe niewiasty. ?
-
0 punktówTo prawda, pisał je w szerokim spectrum zastosowania, jest nawet dygresja do twojego tekstu "Dyskoteka mówisz dno, a tańczyć tam to obciach jest wolisz ubrać się jak lord i gapić się w swój Gps mówisz że to chore jest z kumplami śmiać się całą noc więc już nie płacz, nie skoml, że usychasz jak marcowy kot"
-
0 punktówPewna dziewczyna z trzeciego piętra Rozwieszała pranie mocno wypięta Na blokowym wieszaku Obok dwóch trzepaków Tam gdzie stoi ekipa co popala skręta Cała klasa bez wyjątku poszła na wagary...
-
0 punktówZasypały złote liście alejkę grabową, przyczłapał grabarz z grabiami i miną grobową. Mogli, pomstuje, posadzić tuje. Przez te graby się zagrabię na śmierć, daję słowo. Pewien grzybiarz spotkał w lesie ufoludka...
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00