Jak to zwykle bywa wczesną jesienią nagle mocniej powiał wiat . Korony drzew ożyły nagle, spadające liście przemówiły cichym szelestem, jeden z nich musnął delikatnie moją twarz sprawiając,że wybudziłem się z głębokiego zamyślenia. Zmierzch zapadał kiedy dotarłem do drogi która prowadziła do Krempnej. Idąc poboczem nawet nie zauważyłem kiedy obok mnie zatrzymał się stary zdezelowany Opel. Dokąd pan idzie? na Krempną? siadaj pan, podwiozę! - usłyszałem przez uchylone okno. Otworzyłem tylne drzwi i wrzuciłem mój wielki plecak na tylne siedzenie. Dziękuję panu - powiedziałem do kierowcy który okazał się w podeszłym wieku nieogolonym mężczyzną w mocno zniszczonej czapce której daszek pokrywała gruba warstwa patyny tłustego brudu. Skąd pan idzie? Idę od Olchowca przez Wilsznię- odpowiedziałem . Popatrzał na mnie uważnie , twarz mu się zmieniła, wydał mi się jeszcze starszy. Czego tam pan szukał? Przecież tam już dawno temu ludzie się wyprowadzili? - zapytał. Szukam ludzi którym należy się pamięć tych co żyją . Odwrócił wzrok od mojej twarzy. Mieszkałem w Wilszni -powiedział- mieliśmy małe gospodarstwo, ciężko panie było na roli, co posialiśmy to dziki i sarny zniszczyły. Tato i mama harowali n nas rodzeństwa była trójka. Ja i dwie młodsze siostry. Kochaliśmy się wszyscy bardzo, kiedy jedno zachorowało to reszta smutna po obejściu chodziła. I tak żyliśmy panie życiem ludzi biednych lecz szczęśliwych. Pewnego roku Tato zachorował ,leżał przez dziesięć miesięcy w domu, przy piecu w kącie kuchni . Zmarł a my z mamą ciągnęliśmy ciężki wóz życia razem. Potem mama zmarła a my założyliśmy swoje rodziny. Nieraz idę tam popatrzeć aby wspomnienia ruszyć, bo ich ciężko z głowy wygnać . Stoję i patrzę w kąt gdzie umierał tato i widzę ,jak w tym miejscu rośnie krzak... Pięknego bzu- dokończyłem za niego. Zatrzymał samochód i zapłakał ocierając oczy, rękawem kurtki. Jesteśmy na miejscu proszę pana - cicho wykrztusił. Niech Pan Bóg da panu zdrowie - powiedziałem. W oknach domu w którym miałem spędzić noc paliło się jaskrawe światło które swym natarczywym blaskiem burzyło spokój cichej nocy.