Skocz do zawartości


Tablica liderów


Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 15.08.2018 we wszystkich miejscach

  1. 1 punkt
    pokruszony pył zdarzeń pokrył ścieżki na mych dłoniach odcisnął twarde wzgórza wyrył szczeliny przez minione lata rzeźbione wskazówką czasu jak dłonie golema z krzemiennego pyłu tylko czasem dostrzegają w nich skrzące diamenty gdy kładę je na lustrzanym czytniku klawiatury
  2. 1 punkt
    Wiem jak wygląda czas. Ma godziny, minuty, sekundy a w drugą stronę dni, tygodnie lata. Ale gdy już przeminie? Gdy zacierają się granice dzielące go w sposób wymierny? Czy ów czas nie staje się bezczasem? Przecież już nie odmierza jak coś się przemieszcza, porusza, tworzy. A co z uczuciami w czasie? Czy tamto kochanie jest takie jak to teraz? A czy tamta tęsknota tak samo piecze jak ta teraźniejsza? A gdy śpimy? Czy wtedy czas ma dla nas jakieś znaczenie? Chociaż? Tak. Przecież wtedy jesteśmy w podróży. Czas, i przeznaczenie. Podroż przez życie. Leśny parking gdzieś w czasie wyprawy bez jasno określonego celu. Na jednej z ciętych z drewnianych kłód ławek, gdzieś po środku siedzi człowiek z bandażem na stopie. Wsłuchany w symfonię boru z mrocznym pohukiem wiatru w koronach i durowym świergotem ptactwa. Może wspomina dawno słyszaną ostatnią sonatę Beethovena. Wtedy to spadł mu na stopę fortepian. Miniatura odlana z mosiądzu. Wtedy zrozumiał ciężar tej muzyki choć w tym wydaniu ona nigdy nie zabrzmiała. To trochę tak jak ogrom zakazanej miłości która nigdy nie skończy się byciem we wspólnej codzienności A zamyślony człowiek? Może marzył o cudownej muzyce i czasem ją nawet słyszal w pełni. Gdzieś ukradkiem nigdy w filharmonii. Nigdy nie został ani muzykiem ani dyrygentem. Bezdźwięczny marzyciel bo tęsknota nie ma dźwięku. Z czasem zaginie o nim słuch tak jak o mosiężnej miniaturze fortepianu. - Hej!!! Ludwiku!!!! Pozmywam tobą teraz naczynia i……swe myśli bolące. Stanowimy teraz dobrą parę do tańca. Głuchy i kulawy…..
  3. 1 punkt
    Wietrzyk i akacja Akację wiatr rozczochrał tak jak moje włosy. A na je listkach błyszczą łzy niby krople rosy. Wiatr nią targa lub głaska swymi podmuchami a ona w koło pnia sypie bielutkimi kwiatkami. Jest jak panna młoda otulona białym woalem, uśmiechnięta zapomniała, że stoi korzeniami wrośnięta. A wietrzyk jak to facet, wierci się i złości. Pewien jest swej urody brak mu delikatności. Tarmosząc chce ją unieść mimo jej korzeni a ona myśli marząc, ze się z nią ożeni. A wietrzyk jak to wietrzyk tutaj dmuchnie tam wpadnie Chociaż myślę wietrzyku, że to bardzo nieładnie Tak rozpalić jej zmysły tak nią wciąż kołować, Wiesz przecież, ona Ciebie jednego potrafi miłować. Czułością oplótł wietrzyk akacji konary i zasnęli spleceni, bo w miłości czary.
  4. 1 punkt
    Zaplątał wietrzyk myśli bo nie moje włosy Bo te mi wypadły takie męskie losy Potargał łotr me serce płaczące tęsknotą Uplata wielkie plany realu z ochotą By biec dziś na oślep dopóki wakacje By wtulić się w drzewo w kochaną Akacje Zamknięty mieć oczy dotykać jej liści i często się szczypać że to mi się nie śni
  5. 1 punkt
    Witajcie . W nocy wpadłem na kilka dni do naszego domu. Tak bardzo tęskniłem do tego miejsca i do Was. Jeszcze nie przeczytałem relacji zapisanych w dzienniczku czy jak ktoś woli pamiętniku. Postawiłem tylko na stole słoiki z tegorocznym miodem od znajomego pszczelarza z Borowego Młyna. Brakuje tylko wrzosowego a spadzi jest też jak na lekarstwo. Susza w lesie jest tego przyczyną. A te butelki to też miód ale tylko dla dorosłych. W zielonych butelkach jest dwójniak a brązowe napełnione są ( pysznym) trójniakiem. Nie ruszać!!! to na zimę na posiadówki przy kominku. Widzę że BL już zadbał o zapasy w drewutni na długie jesienne i zimowe wieczory. Dziewczyny zadbały o zapasy. Aż uginają sie półki w spiżarni a słoiki w kuchni na półce z owocami lata w kolorowych zalewach ślicznie wyglądają z tymi zrobionymi szydełkiem serwetkami na wieczkach. Ciekawe która z dziewczyn ma takie zgrabne łapki. Domyślam się która to no ale nie jestem pewien więc... Pięknie też prezentuje sie ten nowy obraz namalowany przez Pocahontas na ścianie w salonie. Nasz tak jakby większy dom i wszyscy jego mieszkańcy w scenerii dojrzałego latem lasu. Naszego Lasu. Miło Was znowu widzieć. ------------------ Pocahontas. Teraz dopiero przyjrzałem się Twoim malowidłom. Bardzo wzruszające. A moja postać hmmm oddana prawie z fotograficzną precyzją. Wzruszyłem się. Pobiegłem szybko do sklepiku do pani Jadzi by zapytać gzie w tej chwili jesteś i czy nie mówili we wsi w którą stronę powędrowałaś ze swoim nieodłącznym czworonogiem ale niestety dziś święto i sklepik zamknięty. To nic i tak Cię znajdę. Dziękuję Ci za ciepło
  6. 1 punkt
    Zaplątał wietrzyk me myśli skręcił w powróz gruby mknę z nim w jego przestworza wprost w objęcia zguby Poetycko zamyślasz, przenosząc gdzieś, pod akacjowe drzewa sypiące białymi kwiatuszkami unoszonymi niesfornym wiatrem.
  7. 1 punkt
    Malowanie zamyśleniem rysuję Twój portret maluję wiatrem rozwiane włosy i wkładam w nie kwiat wyobraźni z nagiej piersi zmywam przyzwoitość i wstydliwe zahamowania kołyszę cię do czułej namiętności tysiącem i jednym tkliwym gestem i dotykiem ust błądzącym po ciele falujący brzuch rytmem oddechu i dłonie tulące zamyśloną chwilę nie pozwól stać samotnie na deszczu ręką wyobraźni wprowadź do siebie uchyl drzwi przymknij oczy w ulubionym kubku zaparz zapomnienie osłódź pocałunkiem zamieszaj miłością wysuszymy mokre myśli czułymi szeptami wygładzimy włosy bezwstydną tęsknotą nagością ciał osłonimy płomień przed podmuchami realnego świata przytul mnie nic nie mów wystarczy że jesteś..
  8. 1 punkt
    Nie słyszałem momentu w którym stanęły zegary, ale stało to się chyba w chwili jak kilkusetletni mechanizm na wieży kościoła ewangelickiego wybił drugi kwadrans po trzeciej nad ranem. Miasto spało tak jak ta wtulona w siebie parka na ławce wśród przekwitniętych azali i rododendronów. Cisza. Na postoju taksówek czekając na jakiegoś zabłąkanego klienta kilku taryfiarzy grało w karty na masce białego mercedesa. Śpijcie dobrze mieszkańcy tego podłego miasta i śnijcie sny o swojej wielkości i mądrości choć i jedno i drugi jest dla was czymś co tylko wydaje się wam że to macie. -Romek! no rzucaj tą kartę bo świt nas zastanie. -Tobie zawsze gdzieś się spieszy. Powiedział Romek i zamaszyście rzucił kierową siódemkę jednak nie spadła ona na trzy oczekujące jej karty na masce mercawki tylko zawisła w powietrzu jak wszystko dokoła, jak stary kocur Maciej który właśnie wbijał pazury w ciało wyliniałej myszy i nietoperz ścigający w mglistym powietrzu komary. Wszystko zamarło a ja wyrwałem się ze swojego ciała po raz pierwszy w życiu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co się działo i moje drugie ja nagle wyskakując z pierwszego nie rozwinąwszy oślizłych z śluzów poporodowych skrzydeł spadło niezdarnie na sosnowe deski podłogi w sypialni z głośnym plaskiem. Usiadłem. Powoli prostując potłuczone kończyny i liżąc swoje szarozielonkawe ciało ze śluzu zacząłem dostrzegać swoją brzydotę. Po chwili, chociaż nie po chwili bo przecież w momencie gdy czas zamarł to i chwila zamarła. Więc jak to określić? Zresztą nieważne po prostu wstałem i podszedłem do otwartych drzwi balkonowych, bez namysłu wspiąłem się na balustradę i skoczyłem w dół. Dziwnie musiało to wyglądać gdy machając nieporadnie nogami i rękami spadałem w dół z trzynastego piętra. W ostatniej chwili rozpostarłem zapomniane skrzydła. Przez chwilę szybowałem jak papierowy samolocik puszczony przez dzieciaka z sąsiedztwa nad koronami drzew parkowych ale z każdą chwila nabywałem umiejętności korzystania z nowej pary skrzydeł. Szybkimi ruchami błyskawicznie wzbijałem się w górę zataczając coraz szersze kręgi nad zamarłym miastem. Nad polami niedaleko zalewu o mało nie wpadłem na kilka dzikich gęsi zawieszonych w powietrzu ale jakimś cudem uniknąłem kolizji. Wzbijałem się coraz wyżej i wyżej mknąc w stronę okrągłej tarczy księżyca. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk łopoczących skrzydeł. Rozłożyłem moje szeroko i przez chwilę szybowałem w bezruchu by upewnić się że ten odgłos nie pochodzi od moich błon rozpiętych na mocnych kościstych strzemionach. Nie. To był łopot innego lotnika nocnego. Powoli podświadomie zacząłem kierować się w stronę łopoczących skrzydeł. Zobaczyłem Cię, Twoje włosy rozwiane na wietrze, Twoje szpony, Twoje piersi napinające się i rozluźniające w rytm ruszania skrzydeł. Biodra zmysłowe i zamknięte między nimi miejsce w którym nagle zapragnąłem się zanurzyć, utonąć, umrzeć. Zauważyłaś mnie. Zbliżyłaś i chwytając za dłonie sprowokowałaś pikujące spadanie w otchłań zapomnienia, Twoje ostre kły wpiły się w moją krtań. Piłaś moją krew zachłystując się jej nadmiarem. -Chłepcz też moją!!!! Wykrzyknęłaś zatroskana o stan płynów w moim organizmie nadstawiając namiętnie swoją długą smukłą szyję. Wpiłem się w nią swoimi kłami siorbiąc namiętnie słodycz. -Kocham Cię!!!! Wyszeptałaś obejmując moje biodra swoimi udami. Nasze umysły zlały się w jeden umysł a serca w jedno serce -Kocham Cię!!! Powiedziałem zatapiając się w otchłani twojej kobiecości . Opadaliśmy bezwładnie w czeluście by po chwili wzlecieć na szczyty rozkoszy zostawiając za sobą mokry ślad w bezkresach wspólnego szaleństwa. W jednej chwili która nawet nie zaistniała wypiłaś wszystkie moje soki. Wchłonęłaś je w siebie z nadzieją nowego lepszego życia.. O siódmej trzydzieści zadzwoniło to rozwścieczone bydle. Pieprznąłem nim o ścianę aż posypał się tynk. Nie pomogło. Nadal ryczał w końcowych konwulsjach swojego życia. Czy to był sen? Pewnie tak. Pomyślałem udając się pospiesznie do łazienki. Siedząc na sedesie czułem ciągle dziwne kołysanie podmuchami powietrza. To nie był kac. Wczoraj nic nie piłem. Więc co? Puściłem w umywalce ciepłą wodę i zacząłem poszukiwanie maszynki do golenia. Nie było nowej. To nic jakoś ogolę się starą. Wytrzymam. Powoli zbierałem pianę żyletką ze swojej szyi. -Co to????? Zastanawiałem się dotykając dwóch czerwonych punktów na grdyce.
  9. 0 punktów
    Bezczas, zawieszenie między światami. Jedna istota rozbita na miliony cząsteczek jednocześnie tęskniąco płacząco uśmiechniętych. Chaos tworzący jedność. Zamyślenie wychodzące z duszy przez półprzymknięte powieki, płynie wirując leniwie jak dym z papierosa w kierunku okna, a potem znowu w głąb duszy. Nieprzewidywanie. Próbujesz zagrać muzykę tkwiącą tylko w Tobie. Nim ją zagrasz, nim odgadniesz nuty, ktoś....może czas, niby przypadkiem wyrywa kolejne klawisze, podważając je brutalnie torturując instrument, zrywa struny, naciągając je wcześniej boleśnie. Tęsknota nie ma dźwięku? Chyba ma. A westchnienie? To też dźwięk?
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00

Chat Nastroik

Chat Nastroik

Proszę wpisać nazwę wyświetlaną

×
×
  • Utwórz nowe...