Majkel Napisano 27 Maja 2018 Witam wszystkich. Na wstępnie powiem, że jestem młodym chłopakiem w do niedawna szczęśliwym związku Zanim przejdę do sedna problemu, krótko przedstawię moją lubę. Niestety, pochodzi ona z patologicznej rodziny. Ojciec nie żyje, matka narobiła dużo rodzeństwa, ojczym który ją bił a także wiele lat spędzonych w domu dziecka. Nie pomaga w tym wszystkim także jej nieciekawe towarzystwo. Jak można wywnioskować z tego krótkiego opisu, moja dziewczyna nigdy nie miała prostego życia ani nie zaznała miłości. Ja jednak to odmienilem Stworzyliśmy związek oparty na zaufaniu, rozmowach, czułości, bezpieczeństwie - generalnie na wszystkich fundamentach solidnego związku. Nawet jak spędzaliśmy kilkanaście godzin razem, to nigdy nie brakowało tematów do rozmów, zawsze był uśmiech na twarzy. Kłótnie nas wynosiły w górę i sprawiały że stawaliśmy się coraz silniejsi. Miesiąc temu jednak coś się popsuło, a sprzeczki zaczęły zostawiać blizny. Ja być może za dużo wymagałem, ale wszystko robiłem dla jej dobra. Dzięki mnie rzuciła palenie czy kilka toksycznych znajomości. Sam dla niej zresztą też spaliłem wszystkie mosty i bezgranicznie oddałem się miłości. Tylko tyle oczekiwałem w zamian od niej - żeby też stawiała mnie na pierwszym miejscu i była zaangażowana. Jednak zawsze gdzieś pojawiali się INNI. I nie miałbym z tym problemu, gdyby nie fakt że sprowadzali ją na złą drogę. W ostatniej kłótni wynikło, że jest chora na coś (nie chce powiedzieć co to za przypadłość, ale ja po konsultacji z psychologami doszedłem do wniosku że to może być Zespół Stresu Pourazowego). Być może to nędzna wymówka na to, że jej uczucie względem mnie się wypaliło. Wszystko wydaję się być jednak wielką sprzecznością - planowaliśmy wspólną przyszłość, przyrzekalismy sobie wierność, po prostu widać było, że była zakochana po uszy, zresztą to ukazywała. Powiedziała, że musimy się rozstać, przynajmniej na czas terapii, gdyż nie może się angażować i musi się zająć sobą (wedle zaleceń jej terapeuty). Wierzę jej, ale ciężko mi to wszystko znosić. Nigdy nam nie było specjalnie lekko, ale miłość wynosiła nas na szczyty. Nawet teraz, gdy zerwała ze mną "dla mojego dobra" (choć muszę rzec, że przyszło jej to dość łatwo) nadal jestem wierny i czekam, choć mógłbym pójść do innej dziewczyny. Ale wcale tego nie chce. I teraz pytanie, co mogę zrobić? Próbowałem ją zatrzymać, pokazując wspólne zdjęcia, piękne slogany oraz przypominając wszystkie cudowne chwile. Jednak nie chce niczego na siłę i koniec końców jej powiedziałem, że jeśli odejście ode mnie sprawi, że będzie szczęśliwsza, to ja będę cieszyć się jej szczęściem. I fakt, cieszę się jej szczęściem, ale ja czuję kompletną pustkę. Taki smutek, że jednak nie dotrwaliśmy i coś się okazało być silniejszym od nas. Proszę o opinię w tej sprawie Cytuj Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach