Skocz do zawartości


Zaloguj się, aby obserwować  
zorza

Trzej Królowie przybywają do Betlejem

Polecane posty

zorza

" .. Gwiazda, która w nocy wyglądała jak ognista kula, podobną była teraz mniej więcej do księżyca wśród dnia; lecz nie wydawała się całkiem okrągła, lecz jakby ząbkowata. Widziałam, że się często kryła za chmury. Na prostej drodze z Betlejem do Jerozolimy roiło się od ludzi i podróżujących z pakunkami i osłami; może byli to ludzie, którzy od spisu z innych miast i z Betlejem do domu wracali, albo którzy do Jerozolimy do Świątyni lub na targ przychodzili. Na tej drodze królowie szli, było zupełnie spokojnie.
Może gwiazda dlatego tak ich prowadziła, by na nich nie zwracano uwagi i ażeby dopiero wieczorem do Betlejem przybyli.
O zmierzchu przybyli przed Betlejem do bramy, gdzie Józef z Maryją był się zatrzymał. Ponieważ im tutaj gwiazda zniknęła, udali się przed dom, gdzie dawniej rodzice Józefa mieszkali, i gdzie Józef z Maryją kazał się zapisać; spodziewali się, że tutaj znajdą nowo narodzonego.
Był to większy dom z kilku mniejszymi dokoła, ogrodzone podwórze było przed nim, a przed tym podwórzem miejsce obsadzone drzewami i studnia.
Na tym placu widziałam rzymskich żołnierzy, gdyż w tym domu znajdował się urząd poborczy. Był tutaj wielki natłok. Ich zwierzęta były pod drzewami przy studni, i poili je. Sami zaś usiedli, i okazywali, im rozmaite honory; nie obchodzono się tak grubiańsko, jak z Józefem. Rzucano też gałązki przed nimi i dawano jeść i pić.
 Widziałam, że tutaj długo wahając się, pozostawali i że jeszcze zawsze byli niespokojni, aż ujrzałam światło po drugiej stronie Betlejem ponad okolicą, gdzie się żłóbek w grocie znajdował, na niebie wschodzące światło świeciło, jakby księżyc wschodził,
Widziałam, że dosiadłszy znowu zwierząt, naokoło południowej strony Betlejem ku stronie wschodniej pojechali, tak że po boku mieli pole, na którym pasterzom narodzenie Chrystusowe zwiastowanym zostało. Musieli przechodzić rowem i naokoło murów zapadłych. Szli tą drogą, ponieważ im w Betlejem dolinę pasterzy jako dobre koczowisko wskazano. Także kilku ludzi z Betlejem za nimi pobiegło. Lecz im nie mówili, kogo tutaj szukają.
Gdy orszak zeszedł w dolinę groty narodzenia, zsiedli i zaczęli rozbijać namiot; ludzie zaś, którzy z Betlejem za nimi byli pobiegli, powrócili znowu do miasta. Już rozbili część namiotu, gdy znowu ujrzeli ponad grotą gwiazdę. Stała tuż nad grotą ze żłóbkiem, swą wstęgą lśniącą prosto nań wskazując.
Odkryli głowy i widzieli, iż gwiazda się powiększała, jakoby się zbliżała i na dół spuszczała. Zdaje mi się, iż widziałam ją wzrastająca do wielkości wielkiej wstęgi.
Z początku byli bardzo zdziwieni. Było już ciemno, nie było widać żadnego domu, tylko pagórek groty podobny do wału. Lecz wnet niezmiernie byli uradowani i szukali wejścia do groty.
Menzor, otworzywszy drzwi, spostrzegł grotę pełną jasnego blasku i Maryję z Dzieciątkiem w głębi siedzącą, zupełnie podobną do owej dziewicy, którą zawsze w gwieździe na niebie widzieli. Król wyszedł i oznajmił to dwom drugim.
Teraz wszyscy trzej wstąpili w przedsionek. Widziałam, że Józef wyszedł do nich ze starym pastuszkiem i bardzo uprzejmie z nimi rozmawiał. Powiedzieli mu prostodusznie, iż przybyli, by nowo narodzonemu królowi żydów, którego gwiazdę widzieli, pokłon oddać i dary mu ofiarować. Józef powitał ich z pokorą.
Uchylili się, by się do obrządku przygotować. Stary zaś ów pasterz udał się ze sługami królów do małej doliny poza pagórkiem, gdzie były szopy i obory, by ich zwierzęta zaopatrzyć. Orszak zajął ową całą małą dolinę.
Widziałam teraz, że królowie swe obszerne, powiewające płaszcze z żółtego jedwabiu zdejmowali z wielbłądów 

Każdy król miał przy sobie 4 towarzyszów ze swej rodziny. Wszyscy szli za św. Józefem z kilku sługami do przedsionka groty z żłóbkiem. Tutaj rozpostarli kobierzec na tacę i położyli na niej mnóstwo puszek, które mieli pozawieszane, jako swe wspólne dary.
Teraz weszło drzwiami najpierw dwóch młodzieńców, należących do drużyny Menzora, zaścielając drogę aż do żłóbka dywanami. 
Gdy się oddalili, wstąpił Menzor z swymi czterema towarzyszami; sandały zdjęli przed wejściem. Dwaj słudzy nieśli za nimi aż do groty z żłóbkiem tacę z darami; przy wejściu odebrał im Menzor tacę i uklęknąwszy, położył ją przed Maryją na ziemię.
Dwaj inni królowie ustawili się ze swymi towarzyszami w przedsionce groty.
Grotę widziałam pełną jaskrawego nadprzyrodzonego światła. Naprzeciw wejścia, na miejscu narodzenia, była Maryja w postawie więcej leżącej, aniżeli siedzącej, oparta na jedno ramię, obok niej Józef, a po jej prawej stronie leżało Dzieciątko Jezus w kołysce, podwyższonej i kobiercem pokrytej.
Gdy wszedł Menzor, Maryja podniosła się w postawę siedzącej, spuściła welon na twarz, i wzięła zakryte Dzieciątko do siebie na kolana. Lecz odchyliła zasłonę, tak że górną część ciała aż do ramionek było widać odkrytą, i trzymała Dzieciątko w postawie prostej, oparte o piersi, podpierając Mu główkę jedną ręką. Miało rączki na piersiach, jakby modląc się, było bardzo miłe, jaśniejące i ujmowało wszystkich wokoło.
Menzor, upadłszy przed Maryją na kolana, pochylił głowę, złożył ręce na krzyż na piersiach i ofiarując dary, wymawiał pobożne słowa. Potem wyjąwszy z worka u pasa garść długich jak palec grubych i ciężkich pręcików kadzideł, które u góry były cienkie, w środku zaś ziarniste i złociste, położył je z pokorą, jako swój dar, Maryi obok Dzieciątka, a Maryja przyjąwszy je uprzejmie i pokornie przykryła rąbkiem swego płaszcza. Towarzysze Menzora stali za nim z głową głęboko pochyloną..."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


zorza

Menzor ofiarował złoto, ponieważ był pełen wierności i miłości i ponieważ z niewzruszonym nabożeństwem i usiłowaniem zawsze szukał zbawienia. Gdy on i jego towarzysze się usunęli, wszedł Sair ze swymi czterema towarzyszami i upadł na kolana. W ręku niósł złotą łódkę z kadzidłem, pełną małych, zielonych ziaren jak żywica.
Ofiarował kadzidło, ponieważ ochoczo i z uległością, lgnął do woli Bożej i z wszelką gotowością szedł za nią. Położył swój dar na małą tacę i trwał długo w postawie klęczącej.

Po nim zbliżył się Teokeno, najstarszy. Nie mógł klęczeć, był bowiem za stary.

Stał schylony i położył na tacę złotą łódkę z zielonym, delikatnym zielem. Było jeszcze zupełnie świeże i żywe, stało prosto jak wspaniały, zielony krzew z białymi kwiatkami. Przyniósł mirry, albowiem mirra oznacza umartwienie i pokonane namiętności. Zacny ten mąż zwalczył ciężkie pokusy do do wielożeństwa. Bardzo długo pozostawał przed Dzieciątkiem Jezus, tak, iż obawiałam się o owych dobrych ludzi z drużyny, którzy bardzo cierpliwie na dworze przed wejściem czekali, ażeby wreszcie i oni Dzieciątko Jezus zobaczyć mogli.
Mowy królów i wszystkich, którzy po nich przystępowali i odchodzili, były prostoduszne i jakby upojone miłością.
Opiewały one mniej więcej w ten sposób: “Widzieliśmy Jego gwiazdę i wiemy, że On jest królem ponad wszystkie króle. Przychodzimy oddać Mu pokłon, i ofiarować dary."
Wśród łez najserdeczniejszych polecali Dzieciątku Jezus siebie, swoje rodziny, swój kraj, swych ludzi, swój majątek, wszystko, co tylko na świecie dla nich wartość miało; iżby przyjął ich serca, ich dusze, wszystkie ich uczynki i myśli, iżby ich oświecił, obdarzył wszelaką cnotą, a ziemię nawiedził szczęściem, pokojem i miłością.
Trudno wypowiedzieć, jaką pałali miłością i pokorą i jak łzy radości spływały po ich licach i po brodzie najstarszego. Było im bardzo szczęśliwie, wydawało im się, jakoby gwiazdą przybyli, za którą ich przodkowie tak długo wytrwale tęsknili i w którą z takim upragnieniem oczekiwali.
Była w nich wszelaka radość ze spełnionej obietnicy od tylu wieków. Józef i Maryja również płakali z radości ".

" ..Była w nich wszelaka radość ze spełnionej obietnicy od tylu wieków zapowiedzianej. Józef i Maryja również płakali i byli tak uradowani, jak nigdy przedtem. Wielką pociechą i pokrzepieniem była dla nich chwała i uznawanie, okazywane ich dziecku i Zbawicielowi, dla którego nie mogli zdobyć się na lepszą odzież i pościel, a którego wysoka godność ukryta spoczywa w ich pokornych sercach.
Widzieli, że wszechmoc Boga z daleka, mimo wszystkich ludzi, zsyła Mu to, czego sami dać Mu nie mogą: Hołdy mocarzów z świętą okazałością. Ach! jakże wraz z nimi cześć Mu oddawali!
Jego chwała uszczęśliwiała ich. Matka Jezusa przyjmowała wszystko bardzo pokornie i wdzięcznie; nic nie mówiła, tylko lekki szept pod welonem wyrażał wszystko. Dzieciątko Jezus trzymała pomiędzy welonem a płaszczem, a ciałko Jego przeglądało jaśniejące z pod welonu.
Dopiero na końcu wymieniła także kilka uprzejmych słów z każdym, uchylając nieco wśród mowy welonu.

Teraz wyszli królowie do swego namiotu. Paliło się w nim światło i było bardzo pięknie.
Wreszcie przybyli do żłóbka i dobrzy słudzy, którzy podczas adoracji królów na lewo przed grotą z żłóbkiem, w stronie pola pasterzy, z pomocą Józefa rozbili biały namiot, który wraz z wszystkimi drągami i suknem do namiotu nosili ze sobą na swych zwierzętach.
Myślałam z początku, iż Józef urządził ów namiot, i dziwiłam się, skąd go tak szybko i w tak pięknym stanie był dostał; lecz gdy odchodzili, widziałam, że ów namiot włożono znowu na zwierzęta. Przy namiocie było także umieszczone schronisko z mat słomianych, pod którym stały ich skrzynie.
Gdy słudzy rozbili namiot i wszystko szybko uporządkowali, czekali z wielką pokorą przed drzwiami groty żłóbka.
Zaczęli więc wchodzić po pięciu, wprowadzał ich jeden z przedniejszych, do którego należeli, i klękając przed Maryją i Dzieciątkiem, po cichu się modlili. Równocześnie przyszli chłopcy w małych płaszczykach, z którymi było wszystkich mniej więcej 30 osób.
Gdy się wszyscy znowu oddalili, weszli jeszcze raz wszyscy królowie razem. Mieli na sobie inne, szeroko powiewające płaszcze z surowego jedwabiu, niosąc kadzielnice i kadzidło.
Dwaj słudzy rozpostarli na podłodze groty, pracowicie utkany ciemnoczerwony dywan, na którym Maryja z Dzieciątkiem siedziała, gdy królowie kadzidłami wonnymi zapachami napełnili grotę. Dywanu tego używała i później, chodziła po nim, miała go też na ośle podczas podróży jako dar dla świątyni, którą do Jerozolimy celem oczyszczenia przybywała.
Królowie okadzili Dzieciątko, Maryję i Józefa i całą grotę. Był to ich sposób uwielbiania. Widziałam, jak potem w namiocie, na kobiercu, około niskiego stolika leżeli, i jak Józef talerzyki z owocami, bułkami, plastrami z miodem i miseczki z ziółkami przyniósł, pomiędzy nimi siedział i razem z nimi pożywał. Był bardzo wesoły, ani trochę zatrwożony i z radości zawsze płakał.
Gdy Józef powrócił do groty, postawił wszystkie dary po prawej stronie żłóbka, w kąt ściany i zastawił je tak, iż nic widzieć nie było można. Służąca Anny, która celem usługiwania Maryi była pozostała, przebywała zawsze po lewej stronie groty, i wtenczas dopiero wychodziła, gdy już wszyscy się oddalili. Była spokojną i skromną.
Nie widziałam, iżby ona lub Maryja lub Józef dary oglądali i światowe upodobanie w nich okazywali. Z podziękowaniem je przyjęli i znowu miłosiernie rozdali. Co do południa od zamożnych osób otrzymali to zaraz do wieczora ubogim rozdali. Zatrzymali tylko te dary które do sprawowania kultu przyszłego kościoła Jezusowego były konieczne ...".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maybe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
za grobelny

bez komentarza,

A w ogóle autorko  poprzedniego wpisu , ty też sobie spraw jakąś odzież,  już zima.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maybe
43 minuty temu, za grobelny napisał:

bez komentarza,

A w ogóle autorko  poprzedniego wpisu , ty też sobie spraw jakąś odzież,  już zima.

Ale krew gorąca ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
alan

"Rozpoczynamy Święta!, po Świętach przypomnę jest sześciu króli!.."

 

Trzeba iść z postępem czasu, "Nowocześnie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przygnębiony
Mptiness
2 minuty temu, alan napisał:

"Rozpoczynamy Święta!, po Świętach przypomnę jest sześciu króli!.."

Też o tym pomyślałam, gdy zobaczyłam temat. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dionizy

Autorze powiedz co Ty palisz mnie aż tak nie szarpie 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wesoły
BrakLoginu

"Było nas trzech
W każdym z nas inna krew
Ale jeden przyświecał nam cel"

 

Interpretacja dowolna :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dionizy
37 minut temu, mikołaj napisał:

*`?´* Weź Różaniec *`?´* ...

Odrzućmy te wszystkie objawienia i uznajmy za jedyne słuszne prawo i nakaz te zawarte w PS. Tam Jezus dosć wyraźnie powiedział do kogo i jak trzeba się modlić. Nie ma ani słowa o różańcach, litaniach i jakiś wymyślnych sposobach świętowania. Czy sie mylę? Proszę powiedz ale tylko w oparciu o zapisy biblijne.

 

Jeszcze dwa słowa o tekście który stanowi główny trzon tego wątku. To jakieś urojenia psychopaty

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mikołaj

Ona nie jest psychopatą. Mam jej książkę napisaną 150 lat temu.( 2 tomy po 900 str.)

ale to jest zaledwie kilka procent całości 

Kościół nie chce udostępnić wszystkiego.

 

O różańcu jutro odpowiem.

Matka Boża przekazuje, że to koło ratunkowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dionizy
18 godzin temu, mikołaj napisał:

Ona nie jest psychopatą. Mam jej książkę napisaną 150 lat temu.( 2 tomy po 900 str.)

ale to jest zaledwie kilka procent całości 

Kościół nie chce udostępnić wszystkiego.

 

O różańcu jutro odpowiem.

Matka Boża przekazuje, że to koło ratunkowe.

Jeszcze raz powiem: W Piśmie Świętym ustami Ewangelistów jest przekazana wskazówka jak należy się modlić, jak ma wyglądać modlitwa, i do kogo ma być kierowana. Przecież to proste. Te wszystkie zjawy, widziadła itd nie są niczym tak ważnym by zmienić naukę Mesjasza. Cały katechizm jest tyle wart co zapłacą za niego na skupie makulatury łącznie z ludzka nowelizacją dekalogu z całą gamą dogmatów wymyślanych opasłych purpuratów w czasie siedzenia tłustymi tyłkami na porcelanowych nocnikach i dłubania paluchem w nosie. Jeśli chcesz mnie do czegoś przekonać z tych tzw tradycji i zwyczajów to pokaż mi wyraźne wskazania w Nowym lub Starym Prawie. Jeśli chcecie bawić sie w czczenie obrazów, figurek, jakiś widziadeł, snów i przepowiedni to sobie to róbcie. Myśle ze najbardziej zbliżony do optymalnego jest sposób postępowania apostołów zaraz po odejściu Mesjasza. Takie jest moje zdanie.

Ale jesli masz jakiś zapis że np Tomasz czy Andrzej apostoł po zmartwychwstaniu Jezusa i odejściu Mari spotykali się na różańcu to pokaż ten zapis 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
za grobelny

 

 Przepraszam, że się wtrącę, a w którym to miejscu mikołaj ciebie namawia do czegokolwiek? Różaniec nie ma nic wspólnego z katechizmem.

Ja wiem z ewangelii, że po przemienieniu się Jezusa trzej apostołowie zobaczyli Mojżesza i Eliasza i z nimi Jezus rozmawiał. Czy to były zjawy czy prawdziwe osoby to na razie nikt nie umie wyjaśnić.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dionizy

Dobrze. Ok. doszedłem do wniosku ze nie ma sensu kolejny raz przekomarzać się jakimiś argumentami bo to i tak nic nie zmieni więc po co? Ja zwyczajnie uważam że jeśli przyjmuje się ze Jezus jes postacią Boga to bezwzględnie wypełnia się Jego słowa w tym i jesli powiedział:

„Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Tylko ten, kto to uznaje i naśladuje, a także przyjmuje jego nauki, może dostać się do niebiańskiego domu jego Ojca. Jezus dodaje: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie” (Jana 14:6). Czyli sztuką zycia jest trwanie w naukach Jezusa reasumując Jezus nie wskazuje że trzeba sobie ustalić wianuszek pośredników, jakiś świetych i w ten sposób modlić sie do Ojca bo jest tylko jedna droga i jeden pośrednik bez względu kto i pod jaką postacią nam się ukaże. To chyba jest proste i tu nie ma czego szukać bo każda interpretacje słów Nazarejczyka to podważanie Jego wiarygodności. Podobnie ma się  sprawa wg mnie z reformą dekalogu który otrzymał od Boga już wspomniany Mojżesz. Tam dość jasno powiedziane jest żadnych bożków, obrazów, figur. Żadnych wymyślanych przez ,,,ludzi w powłóczystych szatach modlących się publicznie na placach,,Żadnych zwyczajów rytuałów  kadzideł ( Izajasz ) a na dzień wolny od pracy i dzień na dążenie myśla do Stwórcy jes nie żadna niedziela a czas od piątkowego zmierzchu do sobotniego wieczora Tak jest zapisane w Prawie i tego trzymał się i Jezus i Apostołowie jak również chrześcijanie aż do reformy wiary przez Konstantyna w końcówce czwartego wieku gdy by ludność imperium rzymskiego świętowała w jednym czasie  przejęto jako dzień pański niedzielę od panującego wtedy Mitryzmu i innych bóstw solarnych. Potem dorobiono teorię o czczeniu dnia zmartwychwstania. Piękna idea tyle że wyraźnie sprzeczna z nauką Pana życia. Teraz zajmę się przez chwilę kultem Mari. Zasadniczo tylko kilka razy pojawia się u ewangelistów i raczej dotyczy to zwiastowania i narodzin. Potem jest kilka wzmianek ale raczej nie wskazuje żadna na to ma ona jakieś wielkie przeznaczenie.

Co ciekawe, Biblia nigdzie nie wspomina, że Maria była wolna od grzechu pierworodnego (Psalm 51:5; Rzymian 5:12). Właściwie Maria potwierdziła, że jest grzeszna, kiedy zgodnie z wymaganiami Prawa Mojżeszowego złożyła ofiarę przebłagalną za grzech (Kapłańska 12:2-8; Łukasza 2:21-24). W New Catholic Encyclopedia czytamy: „Nauka o Niepokalanym Poczęciu nie jest wyraźnie sprecyzowana w Piśmie Świętym (...) Jest to nauka kościelna”. Kościelna czy jest to tylko jeden z dogmatów wymyślonych przez ludzi. Chociaż jako matka Jezusa odegrała wyjątkową rolę, Biblia nie uczy, że powinniśmy ją czcić lub się do niej modlić. Jezus nie wynosił swojej matki na piedestał ani nie polecił tego robić swoim uczniom. Właściwie poza relacjami z Ewangelii oraz pojedynczą wzmianką w Dziejach Apostolskich Maria nie jest wspomniana w żadnej z pozostałych 22 ksiąg tak zwanego Nowego Testamentu (Dzieje 1:14) Pismo Święte nie zawiera żadnych dowodów na to, że pierwsi chrześcijanie otaczali Marię szczególnym szacunkiem, nie mówiąc już o oddawaniu jej czci. Wręcz przeciwnie, Biblia uczy, że chrześcijanie powinni wielbić tylko Boga (Mateusza 4:10).

Skąd więc ten wielki kult? To proste bo przecież zawsze w takich sytuacjach chodziło o strefy wpływu i o pieniądze. Gdy chrześcijaństwo rozrastało sie terytorialnie I pierwsi misjonarze dotarli do miejsc kultu pogańskich bogiń nieba i ziemi między innymi Izydy, gdy zobaczyli jak mocno w sercach wyznawców zakorzeniona jest wiara w jej wielką moc postanowili zastąpić to swoją królową nieba  i ziemi, swoją matką boga, Zachowano nawet wszystkie określenia które nosily poprzedniczki jak i wizerunki figurki itp. W miejscach gdzie stały ołtarze pogańskich matek bogów stanęły ołtarze Mari i wszystko potoczyło się dalej normalnym torem jak to u chrześcijan rzymskich. Handlowano figurkami Mari vel Izyda zbierano datki czerpano mamonę bo przecież o to chodziło ludziom którzy nazywali się następcami Jezusa. Na przekroju wieków dokładano kolejne dogmaty i mity a ostatni był z listopada 1950 roku dodany przez papieża który podpisywał konkordaty z faszystowskimi Włochami Musoliniego i Hitlerowskimi Niemcami błogosławiąc ich armie idace na front a dotyczył wniebowzięcia czyli ta ,,prawda,, ma zaledwie 70 lat i nigdy wcześniej nie była uznawana i świetowana przez żadne z pokoleń chrześcijan.

Teraz jeszcze moje dwa słowa o tych objawieniach. Według wszystkich nauk teologicznych tym światem na którym żyjemy zarządza Lucek i Bóg pomimo swojej wszechobecności musi poświęcić swojego syna za wykupienie ludzi z mocy Lucyfera Bóg nic nie może zrobić podobnie jak Maria gdy mordowane są dzieci i kobiety w krajach afrykańskich, gdy w mękach i torturach zabijani są ludzie w krajach arabskich i południu Azji Ci wielcy, miłosierni i wszechmocni bogowie wraz ze swoja matką nie są w stanie nic poradzic na potworne choroby dotykające wszystkie pokolenia, i wszystkie grupy wiekowe. Nie pieprzcie ze to taki sposób próby i uszlachetnienia Chcecie to mówcie sobie te litanie i przewalajcie w palcach paciorki. Chodzcie na kolanach wokół miejsc tzw objawień To wasz wybór i wasza wola. Nie Stwórcy tylko wasza Ja pozostanę przy zasadach które w jasny i czytelny sposób przekazał BÓG

 

Skończyłem i nie napisze już ani słowa bo szanuję wielu ludzi wyznań chrześcijańkich nie za to co wyznają ale za to jak wprowadzają to w życie.

Amen Dobrego Dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Astafakasta

Czekamy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dionizy
Dnia 24.12.2019 o 18:18, za grobelny napisał:

 

 Przepraszam, że się wtrącę, a w którym to miejscu mikołaj ciebie namawia do czegokolwiek? Różaniec nie ma nic wspólnego z katechizmem.

Ja wiem z ewangelii, że po przemienieniu się Jezusa trzej apostołowie zobaczyli Mojżesza i Eliasza i z nimi Jezus rozmawiał. Czy to były zjawy czy prawdziwe osoby to na razie nikt nie umie wyjaśnić.

 

 

Dnia 23.12.2019 o 20:04, mikołaj napisał:

*`?´* Weź Różaniec *`?´* ...

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zorza

" .. Widziałam orszak Teokenona w kilka dni po wyruszeniu z ojczyzny, spotykający się w podupadłym mieście z orszakiem Menzora i Saira. Stały tutaj rzędy wysokich kolumn, a na niektórych miejscach także wielkie, piękne figury. W gruzach miasta osiadła hołota napastników. W zwierzęce skóry byli przybrani i nosili oszczepy, mieli brunatną barwę ciała, wzrostu niskiego i krępego, lecz bardzo zwinni. 
Wszystkie trzy orszaki, opuściwszy o świcie pospołu to miasto, po południowej podróży odpoczywały w pewnej dosyć urodzajnej okolicy, gdzie była studnia, a naokoło kilka obszernych szop. Było tu zwykłe miejsce odpoczywania dla takich orszaków. Każdemu królowi towarzyszyło razem z orszakiem czterech przedniejszych plemienia. Sam zaś król był jakoby ojcem wszystkich, starającym się o wszystko, rozkazującym i rozdzielającym. W każdym orszaku byli ludzie rozmaitej barwy twarzy.
Plemię Menzora było o miłej, brunatnej barwie. Plemię Saira było brunatne, zaś Teokenona o połyskującej, żółtawej barwie. O lśniącej, czarnej barwie, widziałam tylko niewolników, których wszyscy posiadali.
Przedniejsi siedzieli na wysoko naładowanych dromaderach pomiędzy tłumokami pokrytymi dywanami. W ręku mieli laski. Za nimi postępowały inne zwierzęta, prawie tak wielkie jak konie, na których słudzy i niewolnicy pomiędzy pakunkami jechali. Przybywszy na miejsce, zsiedli, a zdjąwszy pakunki ze zwierząt, u studni je napoili. Studnia otoczoną była małym wałem, na którym znajdował się mur z trzema otwartymi wchodami.
W tym miejscu był zbiornik, który nieco głębiej leżał i miał upust z trzema za pomocą czopów zamkniętymi rurami. Zbiornik zamknięty był wiekiem. Szedł z nimi jakiś człowiek z owego opustoszałego miasta i otworzył zbiornik za zapłatą. Mieli skórzane naczynia, które zupełnie płasko składać było można; były one na 4 przegrody podzielone, które wodą napełniali i z których zawsze 4 wielbłądy razem piły. Obchodzili się też z wodą tak ostrożnie, aby żadnej kropli nie uroniono. Potem zaprowadzono zwierzęta w ogrodzone, nie pokryte miejsca blisko studni, każde przegrodą oddzielone. Miały kamienne koryta przed sobą; sypali im w te koryta jakąś paszę, którą ze sobą nosili. Pasza składała się z ziaren tak wielkich, jak żołędzie.
Pomiędzy pakunkami znajdowały się też wąskie, wysokie klatki z ptakami, które pod szerszymi pakami po bokach zwierząt wisiały; siedziały w nich, pojedynczo i parami, w przegrodach podług rozmaitej wielkości ptaki, jak gołębie lub kury. Potrzebowali ich na pożywienie w drodze.
W skórzanych skrzyniach mieli chleby równej wielkości, jakby pojedyncze tafle tuż obok siebie spakowane; odłamywali zawsze tyle, ile potrzebowali. Mieli przy sobie bardzo kosztowne naczynia z żółtego kruszcu, i drogimi kamieniami ozdobnie wysadzane, prawie zupełnie w kształcie naszych naczyń kościelnych, jak, kielichów, łódek, i miseczek, z których pijali i na których potrawy podawali. Brzegi tych naczyń po większej części były wysadzane czerwonymi, drogimi kamieniami.
Plemiona były nieco odmienne pod względem ubioru. Teokeno i jego rodzina, również Menzor, nosili na głowie wysokie, pstro haftowane czapki z białą, grubą opaską. Ich kurtki sięgały aż po łydki, były bardzo pojedyncze, miały kilka guzików i ozdób na piersiach. Byli okryci lekkimi szerokimi i bardzo długimi płaszczami, które w tyle za nimi się wlokły.
Sair i jego rodzina nosili czapki z małą, białą wypukłością i okrągłą, kolorowo haftowaną kapuzą. Mieli krótsze płaszcze, lecz w tyle nieco dłuższe, aniżeli z przodu, pod spodem kurtki aż do kolan szczelnie zapinane, przyozdobione na piersiach sznurkami, błyskotkami i licznymi świecącymi guzikami. Po jednej stronie piersi mieli błyszczącą tarczę, podobną do gwiazdy. Wszyscy mieli bose nogi sznurkami oplecione, do których przylegały podeszwy. Przedniejsi mieli krótkie pałasze lub wielkie noże za pasami, a niektórzy także worki i puszki.
Pomiędzy królami i ich krewnymi byli mężowie, mniej więcej lat 50, 40, 30 i 20 liczący ... .
Słudzy i poganiacze wielbłądów byli o wiele skromniej ubrani. Niektórzy mieli na sobie tylko kawał materii lub stare okrycie. Gdy zwierzęta zaspokojono i gdy się też sami napili, zrobili ogień na środku szopy, pod którą obozowali. Drzewo, którego do tego ognia używali, składało się z mniej więcej dwie i pół stóp długich trzasek, które ubodzy ludzie tej okolicy w bardzo ładnie ułożonych wiązkach przynieśli, jakoby takowe dla podróżujących już gotowe mieli. Królowie, postawiwszy stos trójgraniasty, włożyli nań dokoła owe trzaski, pozostawiając z jednej strony otwór dla przeciągu, a wszystko bardzo zręcznie było ułożone. W jaki zaś sposób ogień wzniecili, tego dobrze nie wiem, widziałam, że jeden z nich kawałek drewna w drugim, jakoby w puszce przez pewien czas obracał, i że potem ów kawałek drewna zapalony wyciągał. W ten sposób zapalili ogień, i widziałam, jak teraz kilka ptaków zabijali i piekli.
Trzej Królowie i najstarsi postępowali, każdy w swym plemieniu, jakoby ojcowie rodziny, dzielili pokarm i rozdawali. Porozcinane ptaki i małe chleby kładli na małe miseczki lub talerze, stojące na niskiej nodze, i podawali je; tak samo napełniali kubki i podawali każdemu do picia. Podrzędniejsi słudzy, pomiędzy nimi murzyni, leżeli obok na ziemi. Zdawało się, jakoby niewolnikami byli. Niewymownie wzruszającą była dziecięca prostota i dobroduszność tych mężów. Przybiegającym ludziom dawali z wszystkiego, co mieli. Podawali im nawet złote naczynia, dając im pić jak dzieciom.
Menzor, brunatny, był Chaldejczykiem, miasto jego nazywało się mniej więcej Akajaja, otoczone rzeką, jakby na wyspie leżało. Po większej części przebywał na polu przy trzodach swoich; po śmierci Chrystusa został przez świętego Tomasza ochrzczony i nazwany Leandrem. Sair, brunatny, już w czasie Bożego Narodzenia był u Menzora gotów do wyjazdu. Tylko on i ludzie jego plemienia byli tak brunatni; reszta ludzi dokoła była białej barwy. Sair miał chrzest pragnienia. Nie żył już, gdy Jezus przybył do krainy królów z rewizytą.
Teokeno był z Mecji, kraju, położonego więcej w górach. Leżał ten kraj, jakby kawał ziemi między dwoma morzami. Mieszkał w swym mieście, którego imię zapomniałam, składało się ono z namiotów, zbudowanych na fundamentach kamiennych.
... Od obozu Menzora mieszkał Sair trzy dni drogi, na każdy po 12 godzin licząc, a Teokeno o pięć takich dni był oddalony. Menzor i Sair byli razem, gdy z gwiazd dowiedzieli się o narodzeniu Jezusa, i nazajutrz wybrali się z orszakiem swoim w drogę. Teokeno miał to samo widzenie w domu i szybko podążył za nimi. Droga ich aż do Betlejem wynosiła około 700 godzin i jeszcze pewną ilość. Mieli około 60 dni drogi, na każdy po 12 godzin licząc, lecz wskutek wielkiej szybkości swych zwierząt jucznych odbyli ją w 33 dniach, jadąc często dniem i nocą.
Gwiazda, która ich prowadziła, wyglądała jak okrągła piłka. Zawsze mi się zdawało, jakoby tą piłką na nitce świetlanej, jakaś ręka powodziła. Za dnia widziałam ciało lśniące; jaśniejsze od słońca, przed nimi postępujące. Gdy rozważali daleką drogę, to szybkość pochodu wydaje mi się zdumiewająca. Lecz te zwierzęta postępują tak lekkim i równym krokiem, że widzę ich w takim porządku, tak szybką i równą, jak lot ptaków wędrownych.
Kraje Trzech Królów leżały w ten sposób, iż wszystkie razem tworzyły trójkąt. Menzor i Sair mieszkali bliżej siebie, Teokeno mieszkał najdalej. Gdy orszak aż do wieczora tutaj odpoczął, pomogli im ludzie, którzy się do nich przyłączyli, włożyć znowu pakunki na zwierzęta juczne, a potem zabrali ze sobą do domu rozmaite przedmioty przez królów pozostawione.
Gdy wyruszyli, ukazała się gwiazda, mając kolor czerwony, jak księżyc wśród wietrznego powietrza. Ogon gwiazdy był blady i długi. Szli jeszcze kawał drogi obok swych zwierząt pieszo z odkrytymi głowami, modląc się. Droga tu była taką, iż nie można było szybko postępować; gdy przyszli na równą drogę, dosiedli zwierząt, które bardzo szybko biegły ...".
 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przygnębiony
WtomiGraj
Dnia 22.12.2019 o 14:09, zorza napisał:

Menzor, otworzywszy drzwi, spostrzegł grotę pełną jasnego blasku i Maryję z Dzieciątkiem w głębi siedzącą, zupełnie podobną do owej dziewicy, którą zawsze w gwieździe na niebie widzieli.

Po pierwsze cytując w sieci, wypada podać autora i tytuł - mistyczka, bł. Katarzyna Emmerich - wypluło google.

Po drugie ewangelia podaje jasno:

Mt 2, 9-11 "A oto gwiazda, którą ujrzeli na Wschodzie, wskazywała im drogę, a doszedłszy do miejsca, gdzie było dziecię, zatrzymała się. A ujrzawszy gwiazdę, niezmiernie się uradowali. I wszedłszy do domu, ujrzeli dziecię z Marią, matką jego, i upadłszy, oddali mu pokłon, potem otworzywszy swoje skarby, złożyli mu w darze złoto, kadzidło i mirrę." Ewidentnie biblijny pokłon mędrców - Magów miał miejsce w domu, nie w grocie - żłobie!

Nie bardzo wyobrażam sobie drzwi w grocie będącej obiektem gospodarczym, pełniącej funkcję stajni, prędzej jakieś wrota. Jednak nie jestem archeologiem, nie będę się upierać. Najbardziej dopieszczone obory czy stodoły drzwi nie mają.

Magoi z gr. liczba mnoga od magos, ich liczba i pozycja społeczna nie są znane. Królowie to późniejsza tradycja.

Dnia 28.12.2019 o 10:55, zorza napisał:

Kraje Trzech Królów leżały w ten sposób, iż wszystkie razem tworzyły trójkąt.

Tymczasem w ewangelii: BW Mt 2,12 "A ostrzeżeni we śnie, by nie wracali do Heroda, inną drogą powrócili do ziemi swojej".

BJW Mt 2,12 "A wziąwszy odpowiedź we śnie, aby się nie wracali do Heroda, inszą drogą wrócili się do krainy swojej".

BT Mt 2,12 "A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny."

Co wskazuje, że wszyscy przybyli z jednej krainy, byli krajanami, a nie z osobnych ziem/krajów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do rozmowy

Publikujesz jako gość. Jeśli masz konto, Zaloguj się teraz, aby publikować na swoim koncie.
Uwaga: Twój wpis będzie wymagał zatwierdzenia moderatora, zanim będzie widoczny.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

Zaloguj się, aby obserwować  





Chat Nastroik

Chat Nastroik

Proszę wpisać nazwę wyświetlaną

×
×
  • Utwórz nowe...