Publikujesz jako gość.
Jeśli masz konto, Zaloguj się teraz, aby publikować na swoim koncie.
Uwaga: Twój wpis będzie wymagał zatwierdzenia moderatora, zanim będzie widoczny.
,,Po tysiąc razy dobranoc "
Nikolaj Coster-Waldau był dla mnie wystarczająca zachętą by obejrzeć film. Jednak zszedł na dalszy plan, bo film należał do Juliette Binoche. Grała w mim reporterkę wojenną, która wyjeżdża do miejsc, gdzie toczą się wojny i przywozi stamtąd bardzo znaczące zdjęcia. Dowiadujemy się o tym już w pierwszych scenach filmu, gdy grana przez nią Rebecca dostaje się na miejsce ceremonii przygotowania samobójczego ataku. I my dzięki niej widzimy jak to wygląda. Widzimy również sam zamach, to też nam.pokazuje, sama zostając ranną.
W domu czekają na nią mąż i dzieci. Czekają... Właściwie cały czas czekają, aż nie wróci, aż dostaną wiadomość o jej śmierci. Nie potrafią się cieszyć z jej powrotów, w tak dużym żyją lęku. Rebecca postanawia porzucić swoją pracę, by tworzyć na nowo zwykły dom. Niby proste, bo czy jest coś cenniejszego od rodziny? Zresztą widać, że dla niej to ważne, że chce zostać i być z córkami i mężem.
To dopiero początek, do końca filmu daleko. Zatem zobaczymy co przyniosło jej postanowienie, czy w nim wytrwa i co okaże się ważniejsze, który instynkt wygra.
Bardzo ładny film, dobrze się go ogląda, ładne zdjęcia. Historia odmienna od znanych, bo to przeważnie mężczyźni pchają się w tereny konfliktów a kobiety duszą płacz poduszką. Tu jest inaczej i od razu zmienia się perspektywa patrzenia na sytuację.
Mocny koniec. Bardzo.