Której w Bretanii nikt nigdy nie ugotował. Ale fajny jednogarnkowiec, smaczny i łatwy do przechowania na dłużej w zamrażarce.
Grubego jasia pół kilo, opłukać i moczyć przez noc. Sporo wody, bo bardzo intensywnie ją chłonie.
Wcześniej, ze trzy kwadranse gotuję ekstrakt z przypraw - papryczka chilli, pół główki czosnku, garstka pieprzu, ziele ang i listki laurowe. Nie lubimy, gdy przyprawy pętają się na talerzu.
Surowy wędzony boczek - też pół kg pokrojony razem ze skórką w spore plasterki, takie na raz do konsumpcji. Warto dołożyć np z ćwierć kg wędzonych żeberek. Nie podsmażam, prosto do garnka z fasolką. Podsmażam natomiast średnią, posiekaną czerwoną cebulę na odrobinie smalcu. I też do garnka z pyrkającą fasolą. Dolewam wywar z przypraw, sól i niech pyrka do prawie miękkości grubego jasia.
U mnie sporo koncentratu pomidorowego. Dwa małe, lub jeden większy słoiczek. Mieszam z wodą i łyżką mąki. Do garnka. Gdy już fasola konsumpcyjna to finishing przypraw - łyżka majeranku, sos sojowy, papryka wędzona. Wg gustu.
Nie dodaję wędzonej kiełbasy. Są przeważnie tak kiepskiej jakości, że aż szkoda psuć tak smaczny posiłek. Najlepiej nam smakuje z piwkiem, kajzerką z masłem obficie przełożoną łatwą do domowej hodowli zieloną rzeżuchą.