Nie mnie to dotyczy, ale męża. Mąż pracuje w pewnej prywatnej firmie dwa i pół roku, nie dostał w tym czasie żadnej podwyżki, premii itd., mimo, że był chwalony i obiektywnie też dobrze mu szło, zdobył wielu nowych klientów, najwięcej z pracowników tam zatrudnionych. Dwa miesiące temu poprosił o podwyżkę, motywując tym, że po pierwsze ma osiągnięcia i zarobił dla firmy, a po drugie wzrosły prace w tym sektorze o dany procent. Właściciel i jednocześnie prezes firmy niby powiedział, że sam chciał mu dać podwyżkę i musi tylko coś ustalić z inwestorami. Od tego czasu, przez dwa miesiące cisza. Mówiłam mężowi, żeby się upomniał, ale ciągle słyszę, że a to prezes był w delegacji, a to dziecka pilnuje w domu, a to coś tam. Nie wierzę, że ani razu przez ten czas się nie pojawił. Mąż jest człowiekiem skromnym, mało przebojowym (tak, wiem, widziały gały co brały i nie oczekuję, że mąż będzie fortunę zarabiał) i sądzę, że się krępuje i odwleka całą sprawę licząc, że szef sam poruszy temat. A jak wy widzicie tą całą sytuację? Pracuję w budżetówce i nie wiem czy normalne jest takie odwlekanie, czy liczą, że uda się jeszcze przez parę miesięcy "urwać" trochę kasy dla firmy nie dając podwyżki? Uważam, że mąż powinien upomnieć się o podwyżkę także za te dwa poprzednie miesiące, skoro w zasadzie prezes to wtedy potwierdził. Zwolnić go i szukać kogoś tańszego raczej nie planują, bo kazali mu wyrobić wizę amerykańską, żeby jechać jesienią z prezesem na targi.