Proszę o radę osoby, które nie zdecydowały się na opiekę naprzemienną
Stoję u progu rozstania, dzieci (6 i 3 lata) zaraz dowiedzą się o nadchodzących zmianach (myślę, że niczego się nie domyślają, bo w domu nigdy nie było awantur). Mąż się wyprowadzi, ale jest dobrym ojcem, bardzo kocha dzieci, one bardzo kochają jego, a ja nigdy nie chcę utrudniać im kontaktów... Tylko jak to ułożyć?
Myślę, że na początku, tata będzie przychodził do dzieci nawet prawie codziennie, spędzał z nimi czas u nas w domu, zabierał na spacery i wychodził wieczorem, deklaruje też, że będzie przyjeżdżał rano odprowadzać je do przedszkola (to on robił to do tej pory).. ale nie wiem jak to poukładać? Targają mną sprzeczne uczucia:
- Dając dzieciom możliwość bycia z tatą, nie chcę tej możliwości odbierać sobie
- Boję się z kolei, że spędzając czas w czwórkę (zabawy, spacery), będziemy im dawać nadzieję, że jeszcze będziemy "normalną" rodziną
- mąż nie będzie mieszkał z nami blok w blok, dojazd do jego nowego domu to pewnie ok.30 minut.. przy naszym trybie pracy, w tygodniu, czas dla dzieci mamy od 17.30-20.30 (wtedy idą spać), żal mi, żeby godzinę z tego traciły w aucie - a dodatkowo, żeby utrzymać ich typowy 'rytm', tata tak naprawde musiałby przywozić dzieci do domu już o 20. Nocownie u taty w umowione weekendy jest OK, ale chcę, żeby w tygodniu miały jasno określony dom - szczególnie moja córka potrzebuje takiej stabilizacji
- z drugiej strony, jak długo mąż ma 'u mnie' czuć się jak u siebie, mieć klucze, przebywać tu bez ograniczeń?
Nie umiem sobie tego wszystkiego wyobrazić, poukładać... Proszę, napiszcie, jak sytuacja wygląda u Was. Mimo żalu, bólu i niezrozumienia, rozstaniemy się pokojowo, żadne z nas nie będzie do drugiego źle nastawiać dzieci, chcemy dla nich - w tej fatalnej sytuacji - jak najlepiej.
Dziękuję za wszelkie rady