Skocz do zawartości


Przeszukaj forum

Pokazywanie wyników dla tagów 'maria'.

  • Szukaj wg tagów

    Wpisz tagi, oddzielając przecinkami.
  • Szukaj wg autora

Typ zawartości


Forum

  • Dyskusje
    • Przywitaj się
    • Rozmowy w toku
    • Plotkarnia
  • Wydarzenia i Aktualności
    • Polityka
    • Z kraju i ze świata
    • Gospodarka
    • Wspomnień czar
  • Na luzie
    • Dowcipy
    • Stand-up i Kabarety
    • Memy i Śmieszne filmiki
    • Gry i zabawy
    • Pytania i odpowiedzi
  • Rozrywka
    • Film i kino
    • Telewizja
    • Muzyka
  • Zainteresowania
    • Hobby
    • Moda, uroda i zdrowie
    • Kulinaria
    • Zwierzęta
    • Edukacja i Praca
    • Turystyka
    • Sport
    • Motoryzacja
    • Psychologia, Socjologia, Nauka i filozofia
    • Strefa Tajemnic
  • Technologia
    • Komputery
    • Telefonia
    • Gry i Konsole
    • Pozostałe
  • Artystycznie
    • Nasza twórczość
    • Literatura
    • Kultura i sztuka
  • Trudne sprawy
    • Miłość i przyjaźń
    • Problem
    • Sprawy damsko - męskie
    • Religia
    • Samotni
    • Rodzina i dzieci
  • Mój region
    • Województwa
    • Zagranica i polonia
  • Inne
    • Dom i Ogród
    • Bazar
  • Sprawy Forum
    • Regulamin Forum Nastroik.pl
    • Ogłoszenia
    • Poradniki
    • Forumowicze Pomagają
    • Pytania, sugestie i problemy

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Rozpocznij

    Koniec


Ostatnia aktualizacja

  • Rozpocznij

    Koniec


Filtruj po ilości...

Znaleziono 1 wynik

  1. syn fubu

    Maria Komornicka

    "Kuję ćwiczenia i sadzę ogródek Badam Naturę na rozlicznym planie Bratni otacza mnie i wierny ludek Strzegą księżyce i wita zaranie… Lecz co raz w nozdrza wpada zadumane Zapach dni dawnych, powiew dawnych nocy Gdy hymn mi grały pulsa rozhukane A świat otwierał się żądz żywych mocy Gdym jak Merkury oblatywał ziemię I, nad zachwyty boskiej tej włóczęgi Znał jedno, czasem, Poety natchnienie I czar magiczny starożytnej księgi. Kiedym – w systemów nie wieziony modły – Bujał w przestrzeni cudnej nieokreślnie A intuicji głosy w dal mię wiodły – A czar dokoła kwitł… jak dzieciom we śnie. Gdym natchnień warem kipiał niecierpliwy A szafirowe zastawały świty Drącego w szale płomień swej lwiej grzywy – Bo się wyśpiewać nie dały zachwyty! Gdy od ros biały, różany od zorzy Letni poranek, gołębicy głosem Wołał, że większe poematy tworzy Kto przygód, czynów wyrośnie kolosem. Ach! Kiedyż sny te znów się uwyraźnią A Niezłowione zleci na me dłonie A to, co było przeczuć wyobraźnią Ciałem potężnem jak Dusza, dogonię!" "Nie lękam się śmierci, nie przeklinam życia, nie pożądam niczego poza grobem. Ani zjednoczenia się z bóstwem, ani unicestwienia. Ani nagrody, ani próby nowej. Zmęczony jestem, obojętny jestem, nie pragnę nawet spoczywania. W głębi zmęczenia śmiertelnego jest spokój. Ból nawet go nie zmąci, ani dolegliwość cielesna. Choćby mnie piekli żelazem i wyrywali wnętrzności – nie zmącą spokoju mego. Jest we mnie próżnia, która cierpieć nie może. Jest wewnętrzny spokój i śmierć. Jest czarne jezioro spokoju we mnie. I nie ma dna. Bez dna jest zmęczenie moje. Żem nadto pragnął i czuł, żem cierpiał i był szczęśliwszy niż człowiekowi wolno cierpieć i być szczęśliwym. Spokojny jestem, a spokoju mego nic nie zmąci. Nie lubiłem ciszy, wołałem do siebie radość i cierpienie. Przeto przyszło do mnie zmęczenie wiekuiste. Gdyż słabe jest ciało moje, a posłuszne było mojej woli. Przeto odejdzie w spokoju." "Kocham pierwszy raz — choć tyle, ach, tyle pocałunków spaliło mi usta. Kocham najpiękniejszego syna ziemi, przepyszne zwierzę ludzkie ze świecącymi oczyma i duszą śpiącą. — Kocham ohydnie i cudownie, kocham i nienawidzę, pragnę i pogardzam; zabijam się tą żądzą i wołam jego śmierci. Umrę, jeżeli on żyć będzie, — a gdy umrze — nie ma dla mnie życia. — Kocham bezwstydnie, bezwzajemnie — i po to tylko, by kochał i zginął. Ty o tym wiesz, cudowny, głupi zwierzu — wiesz i nie wiesz — bo mózg twój wspiera się na twym drgającym ciele jak kretowisko na wulkanie. — Czujesz ten przerażający we mnie płomień — i dlatego biegniesz weń fatalnie, jak rozhukany koń w płonący dom. Lecz twoja dusza, tępsza niż twe przepyszne, twe mądre, twe zwycięskie ciało, — nie zdobędzie się nigdy na pewność, że jesteś kochany — kochany przeze mnie, — która cię odpycham, która cię szyderstwem smagam — i policzkuję ręką— i znieważam każdym spojrzeniem. O nieopisany uroku opalonej twarzy — o słodka grozo purpurowych ust i oczu stalowych! Zamykam na całe dni powieki, by widzieć was, by wami się upajać. Uciekam w jaskinie ze złotym swoim cielcem i boską cześć oddaję bałwanowi. A gdy wychodzę na światło, wzgardą i gniewem w proch skruszywszy bożka, — o! ta radość władania nim i sobą! — Żelazną ręką dławię zachwyt i pragnie- nie, plwam na cudne oczy, urągam piersi dyszącej — smagam twarz jedyną — jedyną — napawam się jej bladością i rumieńcem, jej upokorzeniem i szałem... Chcę cię smagać, smagać, smagać, aż dosmagam się w tobie tego bezwzględnego bólu, który ducha budzi nawet w zwierzęciu. Chcę dokatować się w tobie jęku z najgłębszych otchłani, z tej przepaści nędzy, gdzie się chroni dusza zadowolonych i sytych. Chcę zbudzić w tobie ducha — o ty, który mi objawiłeś ciało, — zbudzić ducha i straszną jego mękę i jego posłuszeństwo mej woli — która jest twoim przeznaczeniem. Czysta byłam przed tobą, nietknięta przerażającą mocą kochania — tej okropnej, brutalnej miłości, która gardzi i wyje pożądaniem. — Jak płaty wiosennego kwiecia padały na mnie tamte kochania. — Nawiał je wiatr — i wiatr ode mnie odgonił. — Ale ty! Szarpnąłeś mnie cynicznym wyznaniem — i nie zabiłam cię. Pod mymi oczyma tarzałeś się w grzechu — i nie za— biłam cię. Padłeś mi do nóg wstydu pełen i szaleństwa — i nie zabiłam cię. Tylko od tych obrazów rozpaliła się moja krew ogniem nieczystym — piekielnym, wiecznym pożarem zakazanej żądzy — i umieram. I umrę, jeżeli ty nie padniesz z mej ręki. Pokalałeś mnie oczyma swymi — i musisz zginąć. Pokalałeś mnie palącym bluźnierstwem słów — i musisz zginąć. — Pokalałeś mnie zniewagą dotknięcia — i nie ma tortury, której nie wymyślę dla ciebie. Nie ma zemsty, zdolnej wyczerpać moją żądzę nienawistną. Nie ma konania dość długiego, by okupiło konanie mego ducha w szale tego pożądania, w otruciu żądzą ciebie. I to, że skrzydło ptaka niebieskiego nie zakryło nigdy naszych głów. Że nie poznały dusze nasze ani drgnienia wieczności wspólnej; że nie pachniały nam zboża w słońcu i nie zaszumiał nad nami las i nie otoczyły ciszą łąki wieczornymi mgłami dymiące, — że nic prócz brudu i nędzy miasta nie było wokoło nas. Że wśród brzydoty, jak w pustynnym kraju naftowe źródła, buchały lawy naszych żądz — zwierzęcych żądz — nie zazna dusza moja nad tobą zmiłowania, — nie rozluźni zaciśniętych szponów dreszcz litości, — nie zamroczy pałających oczu żal — — Umrzyj, ty, którego istnienie zabija moje, — a nie jest warte jednej jego chwili. — Bezduszny demonie namiętności, grzechu mojego ducha, śmiertelnie piękny kwiecie moich żądz — zgiń!... o, zechciej zginąć — przesłodką śmierć ci zgotuję, i nie tknie mnie już nigdy kochanie. — Nie pragnie miłość moja szczęścia z tobą, ani rozkoszy, ani pojednania. Silna jak śmierć jest miłość moja — okrutna jak śmierć. O daj mi się! O zgiń!"

Chat Nastroik

Chat Nastroik

Proszę wpisać nazwę wyświetlaną

×
×
  • Utwórz nowe...