44-letni mężczyzna, sprawca tragicznego wypadku w Będzelinie, przyznał się do winy. Andrzej Ch., kompletnie pijany, usiadł za kierownicą i potrącił dwie dziewczynki: 9-letnią córkę i jej starszą o rok koleżankę. 10-latka, mimo natychmiastowej reanimacji, zmarła.
- Podczas przesłuchania mężczyzna zeznał, że po pracy wypił z kolegami dwa litry wódki i po cztery piwa - opowiada TVN24 Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. Potem Andrzej Ch. wsiadł za kierownicę opla, mimo że był kompletnie pijany i nie miał prawa jazdy.
Około godziny 18, zaledwie dwieście metrów od domu, prawdopodobnie próbując wyminąć stojące na poboczu auto, stracił panowanie nad samochodem. Uderzył w siedzące na trawie przy drodze dziewczynki. - Mężczyzna twierdzi, że nie pamięta momentu wypadku - mówi TVN 24 Kopania.
Świadkowie tego zdarzenia opowiadają, że gdy ludzie rzucili się na pomoc dziewczynkom, kierowca opla wysiadł z niego i przewrócił się na drogę. Potem na czworakach rzucił się do ucieczki.
Policjanci zatrzymali go kilkanaście minut później, w jego domu.
Rzecznik łódzkiej prokuratury poinformował, że śledczy zawnioskowali już do sądu o trzymiesięczny areszt tymczasowy dla Andrzeja Ch.
10-latka, która zginęła w Będzelinie miała na imię Kinga. Nie pochodziła z tej miejscowości. Co roku przyjeżdżała tu do dziadka, by spędzić u niego wakacje.
Źródło:tvn24.pl