Rozległ się budzik... świąteczne mary w jednej chwili odleciały z szybkością pękającej bańki mydlanej. Za oknem brzask wschodzacych promieni Słońca przebijał leniwie przestrzeń, rozświetlając mroki nocy. Dyziu ze zdziwieniem wyłączył dzwonek zegara, przysiągłby, że go nie nastawiał wcześniej na budzenie. Pewnie to Zuzia postanowiła zrobić mu psotę, zapewne, chichocząc wyobrażała sobie jego nieprzytomny wzrok gdy obudzi się o tej nieludzkiej porze. Dyziu z niechęcią zwlókł się z łóżka na pięterku. Drzwi pokoju z racji tego, że rzadko tu zachodził skrzypnęły nieprzyjaźnie przy otwarciu, domagając się, od jakiegoś czasu smaru. W izbie na dole pokotem na podłodze leżało towarzystwo gości, które nawiedziło wczoraj jego chałupę. Na materacach, w śpiworach odbywało się rytmiczne posapywanie owładniętych nocą osób. W powietrzu unosił się zapach przetrawionego alkoholu którym kompania wczoraj raczyła się . Kogoż tam nie było. Pod ścianą zwinięta w kłębek Nomada, obok niej napierał kjs😂, dalej leżała...