@Dżulia Tak sobie myślę o Twojej wierze (w sensie jakiegoś systemu przekonań, nie wiary w sensie aktywności duchowej). Mam wrażenie, że Twoja wiara jest całkowicie pod Twoją kontrolą. Niezależna od czegokolwiek na zewnątrz. Oparta na Twoich własnych: doświadczeniach? wizjach? pragnieniach? nadziei? lękach?. Niestraszne Ci nawet Pismo, mogące podważać Twoje poglądy. Zestawiam to z wiarą @contemplator. Jego wiara (system przekonań, nie aktywność duchowa) wydaje się oparta niemal całkowicie na zewnętrznych danych. Na wersetach Pisma. Ma On też pewną możliwość dostosowywania wiary do siebie poprzez interpretację tekstu, jednak jest to zdecydowanie mniej elastyczne, niż u Ciebie. I zastanawiałem się nad tym, czy któraś z tych wiar może być lepsza od drugiej (pomijając ewentualną błędność obu, w przypadku, gdyby Bóg nie istniał). To ciekawa myśl. Nie mam rozstrzygnięcia, ale wyobraźnia podsunęła mi obraz Ciebie, potrafiącej wytłumaczyć sobie i innym, w obliczu na przykład dowodu na nieistnienie Boga (to hipotetyczna koncepcja, wiem, że taki dowód nie może istnieć), że... Bóg wcale nie musi istnieć, by móc działać przez swoich wyznawców i w żaden sposób nie wpłynęłoby to na Twoją wiarę. I to byłoby może piękne... może szalone... może niestosowne, by nie rzec złe? Nie wiem. Ja jednak nie chciałbym tak. A jak zareagowałby @contemplator w obliczu czegoś, co przekonałoby Go do niesitnienia Boga? Podejrzewam, że znalazłby w Piśmie odpowiedni werset neutralizujący ten kryzys wiary, ale czy to przyniosłoby spokój? I czy byłoby piękne? ... szalone? niestosowne, by nie rzec złe? Nie wiem. I tak też bym nie chciał u siebie.