To pierwsze świadectwo, w którym mamy spotkanie z jakimś bogiem w dwóch osobach, męskiej i żeńskiej, też nie zgadza się z nauką Kościoła.
Widzę w nim też sporo pychy i lansu, i jakiegoś wręcz sekciarstwa; nic dziwnego, że ksiądz proboszcz jest ostrożny.
Np. to:
"I jak powtarzam, Bóg był w dwóch osobach, męskiej I żeńskiej. I ja teraz głoszę chwałę tego Boga, jestem jego misjonarką, jestem lekarzem duchowym, pomagam ubogim i mam grupę osób, które idą moim torem. Zostałam też obdarzona darem uzdrawiania, co czynię. Oczywiście bezpłatnie. Ale co ciekawe, gdy poprosiłam proboszcza, żeby udostępnił mi w tym celu pomieszczenie, odmówił. Jak widać, nawet księża nie rozumieją, czym jest boże posłannictwo."
"Czy, żeby być blisko Boga, trzeba iść do kościoła?
Nie ma takiej konieczności, bo Bóg jest wszędzie. Trzeba go tylko w sobie poczuć."
Więcej szkody niż pożytku z takich świadectw