A ja powiem jak jest naprawdę.
Kiedy drugi pokos śniegu znikł wybrałam się by zobaczyć efekty pracy tego co tak się tu chwalili o tej łopacie i powiem jaką odkryłam tajemnicę.
Otóż Bili latał z łopatą, ale żadnego śniegu nie odgarniał tylko tworzył pagórek z piasku, by ciekawscy nie zobaczyli jaką willę wybudował nasz Dyzio.
Tego nie da się opisać dokładnie, ale po trosze spróbuję.
Rozejrzałam się i widzę odjeżdżający samochód...powiem gabarytowo wielki, a w nim dwie postacie, więc cichutko idę pewna, że nikogo nie ma. Podchodzę do usypanej pryzmy i oczy moje napatrzeć się nie mogą.
Na jeziorku w którym wcześniej Dyzio zażywał kąpieli morsowych stoi wypas chata.
A co mi tam-myślę i rzucam się wpław by obejrzeć ją z bliska.
Kiedy stanęłam na progu to wyjaśniło się, że tak lśniące i iskrzące
są szyby, a nie jak wcześniej myślałam...tafla lodowa jeziorka.
Wielość okien sprawiła, że mogłam dojrzeć wiele i to jak wiele.
Ciężko sobie wyobrazić: dwie kondygnacje z czego jedna jest widoczna, bo nad wodą, a druga pod wodą.
I już wiadomo skąd Dyzio wie tyle o podwodnym życiu...zwyczajnie leży na łożu z baldachimem i obserwuje co mu pływa za oknem.
Ale spoko też to zobaczycie.
W części nadwodnej jest piękny duży salon, a w nim po lewej stronie stoi wielki stół coś w stylu któregoś Ludwika, ale dokładnie nie przyglądałam się, bo zafascynowały mnie krzesła i pomijam jaki to styl, to nie wyobrażacie sobie jak zostały dodatkowo ozdobione...bardzo bogato, atłasem i szlachetnymi kamieniami co to Bili przemycił od Arabów.
Myślę, że to krzesło Dyzia, bo było całe w delikatnej czerwieni, a z rubinów utworzony haft na oparciu...oparcie bardzo wysokie więc nie mogą uwierać te hafty, ale były też krzesło: szmaragdowe, perłowe ametystowe, a te dalsze to cytryn, opal ... zresztą sami zobaczycie.
Środek pusty/wolny, ale podłoga...można gapić się bez końca.
Po prawej stronie tegoż salonu były siedziska...nie wiem jak te aksamitne poduchy czy stołki określić, a każde z nich miało wyhaftowane nasze ksywy...stąd myślę, że zostaniemy zaproszeni.
Innych pomieszczeń nie zobaczyłam bo okna zaluzjami zasłonięte, a drzwi pozamykane.
Brrrr chłodno i mokro mi było, ale jak chodziłam wkoło z tyłu zobaczyłam wybudowany pomost i wtedy tak się wyzwałam, że głupia, ciekawa i prędka nie zobaczyła pomostu, ale chociaż uniknęłam wtórnego moczenia i wróciłam na ląd.
Całe szczęście, że się nie rozchorowałam, dlatego mogę napisać co widziałam.
Już nie mogę się doczekać, by zobaczyć od środka.