Skocz do zawartości


Tablica liderów


Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 22.05.2020 w Posty

  1. 2 punkty
    Można to i tak nazwać Poklepywaniem po plecach człowiekowi nie pomożemy. Wsparcie mile widziane, ale jednak trzeba pchać do działania, o ile dana osoba tego oczekuje, bo nic na siłę
  2. 2 punkty
    Wystarczylo mi ze niezrozumiałe dla ciebie. Bez wartosciowania Widocznie jestem za glupia i nie pojmuje Moze jednak wkleje cytat z artykułu ktory precyzuje moje mysli i przestane u was bywać z racji niezadowolenia okazywanego przez zuze i dionizego jesli mam własne zdanie Znajomych możesz mieć bardzo dużo. W końcu to każda osoba, z którą w jakiś sposób (fizyczny lub wirtualny) się spotkałeś. O znajomych, oprócz tego jak się nazywają, coś jeszcze wiesz np. czym się zajmują zawodowo, skąd pochodzą. Twoja wiedza jest uwarunkowana tym, gdzie się poznaliście. Jeżeli jest to znajomy z pracy, to znasz jego zawodowe kompetencje, ale możesz nic nie wiedzieć lub mieć szczątkowe wiadomości o jego życiu prywatnym. Jeżeli poznaliście się w przedszkolu, przy okazji odbierania dzieci, to być może wiesz, ile dzieci ma Twój znajomy, gdzie mniej więcej mieszka, ale możesz nie mieć pojęcia gdzie pracuje. Od znajomego raczej nie oczekujesz, aby pamiętał o Twoich urodzinach, nie zwierzasz mu się ze swoich problemów. Wasz kontakt ogranicza się do grzecznościowych rozmów. Ewentualnie, jeżeli realizujecie jakiś projekt lub zadanie, to Wasza znajomość staje się bliższa. Jednak często jest tak, że gdy projekt się kończy, to każdy z Was wraca do swojego życia i do serdecznych, choć dosyć powierzchownych rozmów przy okazji spotkania. Jeżeli Twój znajomy przechodzi kryzys lub ciężko zachoruje, to pewnie się tym przejmiesz, ale raczej nie zaangażujesz się w systematyczną pomoc. Prędzej zdobędziesz się na jednorazowe wsparcie, niż zaczniesz regularnie poświęcać swój prywatny czas. Kolega/koleżanka to ktoś bliższy niż znajomy. Kolega to ktoś, z kim systematycznie spędzasz czas. W dzieciństwie miałeś kolegów i koleżanki z podwórka, później na studiach, teraz masz ich w pracy, na siłowni lub fitnessie. Spędzacie ze sobą więcej czasu, więc wiesz o nich więcej niż o znajomych. Najczęściej łączy Was serdeczna relacja, wzajemna życzliwość. Okazujecie sobie troskę czy wsparcie, jednak jeżeli ktoś np. zmienia pracę, to najczęściej relacja koleżeńska się kończy i stajecie się znajomymi. Skoro mianem kolegi czy koleżanki możesz określić kogoś z kim spędzasz regularnie czas, to siłą rzeczy w Twoim otoczeniu jest ich mało Przyjaźń to zupełnie inny poziom relacji. Przyjaciół możesz mieć dosłownie kilku, ponieważ przed nimi masz odwagę zdjąć maskę i przestać udawać kogoś, kim nie jesteś. Pokazujesz prawdziwego siebie, w tym najbardziej autentyczne i wrażliwe obszary Twojego ja. W prawdziwej przyjaźni dajesz się poznać i znasz swojego przyjaciela. A to wymaga czasu i jest to proces, którego nie możesz przyspieszyć. Dzięki temu masz szansę doświadczyć akceptacji na głębszym poziomie.
  3. 1 punkt
    No tak, guru Prezes jest w tym najlepsiejszy Ty mi nie zazdrość tylko weź odpowiedzialność i pomóż w razie jakby mnie jakieś niewiasty napastowały!
  4. 1 punkt
    Tak,fajnie było... ?
  5. 1 punkt
    Też miałam Wigry 3. Ale pierwszy był bordowy Orlik po moim bracie, który przesiadł się już wtedy na jakąś wyścigówkę (Huragan?...), i to na Orliku nauczył mnie jeździć mój sporo starszy kuzyn Wojtek.
  6. 1 punkt
    Ja miałem taki: Wigry 3
  7. 1 punkt
    O to właśnie chodzi i ja to akurat "przerobiłem", ale w tym przypadku piękna przyjaźń przetrwała, ale oboje podeszliśmy do tego zdrowo. Dalej to się już potoczyło na czystych intencjach.
  8. 1 punkt
    Ano tak napisałam, że na bazie koleżeństwa powstaje przyjaźń, ale już nie chciałam wydłużać wpisu więc o małżeństwie nie wspomniałam. Tak masz rację, że powstają małżeństwa, bo przyjaźń między różnymi płciami trochę inna i dlatego często dochodzi do miłości i związków małżeńskich czy partnerskich. Przyjaźń też kończy się gdy przyjaciel żeni się lub wychodzi za mąż. Z partnerem jest coś piękniejszego niż przyjaźń, bo miłość to wyższy szczebel związków.
  9. 1 punkt
    Zacznę od tego, że każdy człowiek odczuwa naturalną potrzebę obcowania z ludźmi. Oczywiście jako ludzie mamy potrzeb wiele, ale skupię się nad tymże wątku. Nie ma tak hop siup i ma się przyjaciela, ale @WtomiGraj zasugerowała wątek towarzyskości, a to jakby pierwszy etap w naszych stosunkach interpersonalnych.Ona może przybierać różne postacie: towarzyskością bierną, gdzie nie mamy większej aktywności wobec ludzi i towarzyskość czynną, a ta to przejaw troski o ludzi, chęć współpracy często opartej na więzi emocjonalnej . Czyli towarzyskość jest to pewien stosunek do ludzi oraz proces obcowania. Na tej podstawie powstaje koleżeńskość. W miarę lepszego poznania powstają sympatie, które opierają się na wspólnych lub podobnych zainteresowaniach albo potrzebach. Nadmienię tylko, że spoiwem koleżeństwa jest podejmowanie wspólnych działań i realizowanie podobnych celów, a to często łączy koleżeństwo na długie lata. Na bazie koleżeństwa, ale nie tylko powstaje przyjaźń, która może występować etapowo, ale rolę w pozytywnych stosunkach odgrywają procesy poznawcze i emocjonalno-uczuciowe. Przyjaźnie rodzą się z reguły spontanicznie, ale dobrowolnie. Nie wspominam o wartościach czy kryteriach przyjaźni, ale w zupełności zgadzam się z @tośka, że przyjaźń występuje w diadzie. Oczywiście ona nie musi trwać dozgonnie, choć i takie istnieją dość często, bo wcześniej czy później może dojść do zakończenia bolesnego lub bez... naszej przyjaźni. Koleżeństwo i przyjaźń ma cechy wspólne, ale też i różniące. Powiem tylko, że koleżeństwo jest wcześniejszą formą i występuje w szerszym zakresie niż przyjaźń, a to dlatego, koleżanek/kolegów można mieć wielu, a przyjaciół? Z reguły jednego, a często wcale. Względem szacunku tak. Oczywiście, że działania będą inne. Już nie ma i nie będzie miał.
  10. 1 punkt
  11. 1 punkt
    I tu tkwi problem - KK czuje się bezkarnie i jako nietykalni, bo nikt nie ma odwagi. Jakoś ludziom trudno uwierzyć i zrozumieć, że ksiądz to człowiek, a nie osoba boska. To nie Bóg krzywdzi dzieci, lecz człowiek. Niestety, kiedy ma na sobie sutannę, to skusił go diabeł i trzeba mu wybaczyć, bo on żałuje. Gdy nie ma koloratki - to zbir i należy się nawet samosąd. Te lata już nadchodzą. Młodzi ludzie mają inne spojrzenie na kościół, aniżeli 60 czy 80-latkowie. Nie dadzą się już omamiać i są odważniejsi. W nich cała nadzieja, że kiedyś ten łańcuch tłumaczenia paskudnych rzeczy zostanie zerwany.
  12. 1 punkt
    Film trochę wyśmiany z racji tego, że to, co opisuje było już omawiane kilka lat wstecz w innych telewizjach. Taki odgrzewany kotlet, by tuszować co nieco. Do tego nie trzyma się faktów i padły pomówienia. Choćby nie wiem, co robili dywan powoli zaczyna się kurczyć i wszystko widać , jak na dłoni. O tym, że J.P.II wiedział, co się dzieje mówi się i pisze od wielu lat. Sekielscy są dobrymi reportażystami i trzymają się faktów. Obawiam się, że przy kolejnym filmie będzie trochę więcej szoku. O ile w ogóle może coś takiego w tej tematyce jeszcze wystąpić, bo ja widzę rządzących nic nie szokuje, wręcz przeciwnie. Udawanie, że problemu nie ma.
  13. 1 punkt
    Samego filmu nie będę komentować, bo zwyczajnie już tyle zostało powiedziane, sam też tu nie raz pisałem o tym "zjawisku" (nie wiem jak to nazwać, lepiej chyba po imieniu). Nawet już mnie przestaje dziwić brak reakcji polityków i wymiaru sprawiedliwości. Kościół sam w sobie zawsze lubił to zamiatać pod dywan, a dzisiejsza władza ich nie ruszy, bo elektorat się zbuntuje. Zapowiedzieli już kolejny film. Chyba będzie sporo mocniejszy od dwóch pozostałych, który ma zająć się kryciem przestępstw pedofilii przez Watykan i Jana Pawła II. Nie jest na rękę PiS, wolą liczyć głosy. Nawet Latkowskiemu opłacili film "Nic się nie stało", by spróbować przykryć dokument, o pedofilii. Więcej będzie się mówić o znanych osobach, które będą pozywać autora tego filmu, niż o poważnym problemie. No, ale taki mamy aktualnie "klimat". Dla tych, co nie widzieli, a chcieli, by obejrzeć:
  14. 1 punkt
    Spróbuj zrobić placki ziemniaczane z tartych ziemniaków na dużym oczku. Tym największym, zapewniam inaczej wygląda i smakuje. W dzieciństwie nie lubiłem szpinaku, brukselki, sałaty, zupy ogórkowej, mortadeli, parówkowej, salcesonu, śledzi marynowanych i ryb smażonych, tłuścinek w wędlinie. Obecnie z tego zestawu lubię salceson i śledzie w marynacie, a tłuścinki mi nie przeszkadzają. Lubiłem kożuchy w mleku( byłem w stanie zjeść każdemu kto go nie chciał), jajecznicę, barszcz czerwony( najlepiej z botwiną), zalewajkę, krupnik, kotlety mielone na zimno, smażone pieczarki, sałatkę z marchewki i jabłka, ogórki w każdej postaci, słoninę z cebulą na chlebie ( to mi zawsze dziadek przygotowywał w formie takich tycich kanapeczek), naleśniki, słodycze, lody. I dalej to lubię
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00

Chat Nastroik

Chat Nastroik

Proszę wpisać nazwę wyświetlaną

×
×
  • Utwórz nowe...