Wierzę Ci, Dyziu.
Że wstydem przyznaję, że mam kłopot z takimi świętami jak dzisiejsze, z tą całą pompą i przemówieniami.
Kasprowicz to nieźle ujął:
"(...)Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.
Widziałem, jak do Jej kolan -
Wstręt dotąd serce me czuje -
Z pokłonem się cisną i radą
Najpospolitsi szuje.
Widziałem rozliczne tłumy
Z pustą, leniwą duszą,
Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej
Resztki sumienia głuszą.
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje."
A zamiast trąbek i hymnów Gałczyński mi dźwięczy w głowie:
"Patrz, Kościuszko, na nas z nieba -
Raz Polak skandował.
I popatrzył nań Kościuszko,
I się zwymiotował".
Przepraszam, że przy święcie tak marudzę, i może przy czyimś śniadaniu.