- OK. Przebieraj się, a ja kapłan poczekam na dworze, rzekł i wyszedł.
- Hmm, kapłan z bożej łaski...myślę sobie.
- Nie z bożej łaski tylko naszej.
- A ty nie wyszedłeś jeszcze...jak niby mam się przebrać?
-Słuchaj, jesteście wyznaczeni do bardzo ważnego zadania-rzekł Swarożyc.
- Znowu truje-myślę.
-Nie truje, ale zleca ważne zadanie, od tego zależy co będzie z nami.
-Kurde, myślę, ode mnie i Dyzia zależy rozprzestrzenienie się wirusa w koronie.
-Może też, ale są ważniejsze sprawy, których wiedzę musicie mi dostarczyć, a kapłan cię poprowadzi powiedział bóg i wyszedł.
- Tamtaramtam, a niech się oboje prowadzą gdzie chcą. Tylko wyjdę na zewnątrz to namówię Dyzia byśmy...do jakiejś drogi i fru do domu.
Zakładam tę koszulinę i patrzę przez okno, a tu ni hu-hu tylko drzewa i drzewa w nieskończoność, wyglądam przez okno po przeciwnej stronie, a widok taki sam. Troszkę, a może więcej panikuję i wychodzę na korytarz...pukam do drzwi...otwiera Maybe.
Świetnie trafiłam (myślę) to bardzo rozgarnięta dziewczyna, pomijam savoir vivre i pytam, czy wie gdzie jesteśmy.
- Wyszłam pobiegać i przebiegłam jakieś 5 km, ale nic tylko las i coraz gęstszy las...musiałam znaczyć drzewa, pomimo, że ja Mojmira świetnie się orientuję w terenie trochę się bałam, ale zwyczajnie wróciłam.
Może coś Logisław wie, akurat dołączał do nas.
- Nie odpowiada, szukałem jakiego jeziorka z % by zasmakować morsowania. Co prawda znalazłem wśród gęstwiny drzew niewielkie, ale płytkie i bez %.
- A co mi tam, że płytkie, myślę ... z...czy bez.., dla mnie wystarczy jak woda kostek sięga.
Nadeszła Lawisława
- jestem też wystraszona w tej głuszy, nawet odechciało mi się czytać, bo myślę jak się stąd wydostać.
-To nas urządził rzecze Rawisław i wtórujący mu Gościsław, którzy też się pojawili.
Nie słucham co gadają tylko biegnę do kapłana, bo jak się wkurzy, to nie będzie chciał zrealizować mojego planu.
- Idziemy, chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w tę gęstwinę, aż się zasapałam, bo szedł tak szybko i zatrzymaliśmy się dopiero przy bardzo starym dębie.
- Zaczekaj-powiedział i podszedł do drzewa.
Coś tam pogadał, skłonił się jak do modlitwy, coś położył przed drzewem i znikł.
- No, fajnie, myślę...teraz nie wiem jak trafić do tego domku.
- Nie martw się, czuwam nad wami-słyszę głos Swarożyca i wtedy pojawił się też kapłan Dobrosław znaczy Dyzio, podszedł i powiedział, że idziemy.
- Niech się dzieje wola nieba -myślę i idę.
Nie pytam o nic, a strach mnie coraz bardziej paraliżuje, ale zaciekawiło mnie w oddali ogrodzenie.
Coraz ciemniej się robi, a ja przed oczami mam różne zjawy, rusałki, południce i utopce.
Kogo mam się bać, a kto mnie obroni-myślę.
-Już jesteśmy na miejscu, dobrze, że pod dębem złożyłem ofiarę-rzekł Dobrosław.
Weszliśmy przez bramę, a ja zatrzymałam się, bo tu widzę jakieś stare nagrobki, kurhany. małe i większe kopki.
- Nie, mój drogi -mówię-ja stąd zwyczajnie spie...
Wcale nie słucha co ja mówię tylko idzie w kierunku kurhanu, gdzie leżała łopata i zanim powiedziałam, że tak nie wolno, on zabrał się do rozkopywania.
Stoję i myślę, stąd ta łopata się wzięła...wszystko zaplanowane było.
- Nie stój tylko pomagaj, bo jeszcze trochę, to strzygi zaczną się pojawiać.
Wtedy już zupełnie nie wiedziałam czy najpierw gdzieś za potrzebą się udać czy pomagać.
Wybrałam to drugie i moje ręce natrafiły na coś twardego.
- Matko trumna - krzyknęłam
- Cicho bądź, gdzie to jest?
Wskazałam, a on szybkimi ruchami odkopał pudełko wielkości 50x30 cm
- Urna? spytałam.
- Nie, bierz to szybko i spadamy.
- Dlaczego ja, bierz ty.
- Ja nie mogę, tylko ty, po to tu jesteś. Tylko kapłanka może tego dotknąć.
Czy oni się odczepią z tą kapłanką ode mnie, pomyślałam, ale uwierzyłam w te strzygi, więc nie pyszczyłam tylko wzięłam pudełko i chciałam się jak najszybciej stąd wydostać...ale wydostań się człowieku jak przy bramie stoi postać i nie chce nas przepuścić. Nie zwlekam tylko zaczynam gadkę.
- Kim jesteś i dlaczego stoisz nam na drodze? - pytam i nie wiem stąd mi odwagi przybyło.
- A ty co robisz w krainie mego pana Welesa zapytała zjawa.
-Ja właśnie na polecenie Welesa tu jestem, nie mówił ci twój pan?
-Nie.
-To idź go zapytaj, a my poczekamy.
Odetchnęłam, bo zniknęło to coś, i co?...nie dokończyłam pytać, bo wypchnął mnie za bramę.
-Tu jesteśmy troszkę bezpieczniejsi, ale nie wiem co jeszcze się wydarzy za twoje kłamstwo.
- A nic powiedział kobiecy głos.
Matko, znowu jakaś zmora się przywlekła...nie mam czosnku, nie mam soli-co zrobimy-myślę.
- Obiecałam mojemu bratu, że wam pomogę. Jestem Selena, bogini nocy/księżyca.
Pilnujcie mojego światła i idźcie za mną, bo światłości Księżyca nie mogę wam podarować.
Biegnę za nią jakby mnie diabeł gonił, nawet kapłan został nieco w tyle, wtedy Selena zatrzymał się i powiedziała
- Daj pudełko, jesteście na miejscu.
- O nie...powiedziałam, jak pomagasz bratu, to wiesz, że on musi je odebrać.
Na szczęście naszą rozmowę usłyszeli nasi i wyszli przed dom, bogini zniknęła. A ja pudło pod koszulę i myk do pokoju.
Dobrosław został z nimi przed domem i tłumaczył się gęsto szczególnie Alanisławie, że nic między nami w tym lesie nie było. Co dalej gadał nie wiem, bo ciekawość mnie zżerała co w tym pudle. Położyłam je na łóżku i wzięłam nóż by jakoś je otworzyć. a tu staje Swarożyc.
- Co robisz? pyta i ironicznie się uśmiecha.
- A skąd wiedziałeś, że już tu jestem.
-Te piski/głosy co słyszałaś to skrzaty, ale nie dałaś im jeść jak wołały, więc zamiast tobie służyć, przysłużyły się mnie.
- Znaczy zakablowały na mnie?
- Mniej więcej tak, hej moje maluchy pokażcie się, a wtedy wyszły z norki 4 malutkie podobne do Smerfów postacie.
- A paskudy, kablownice.
- Nie, ale my głodne i musieliśmy.
- No teraz gadają, że kumam o co biega, ale dlaczego wcześniej tak nie było.
- Bo, bo, bo on nie kazał mówić takim językiem.
- Taki jesteś Swarogu...z nerwów przekręciłam imię.
- Taki, moja kapłanko ognia - podszedł do mnie ucałował moją rękę, wziął pudełko i odchodzi.
- Hej , hej, ale chociaż powiedz, co tam jest.
- Sam nie wiem, ale tam powinna być Księga Welesa w której zapisana jest przyszłość i postępowanie byśmy nie zginęli.
Teraz muszę z tym do naczelnego panteonu się udać do Peruna, by zwołał radę i otworzymy i przeczytamy. Dziękuję ci kochaniutka, kładź się spać.
- Ale, ale, ja chcę do domu-nie usłyszał, bo znikł, a małe duszki zanim podreptały.
Zanim powiedziałam, że dość mam na dziś...zasnęłam, a obudziłam się w swoim łóżeczku, w moim mieszkanku.
Ufff...dobrze, że już tam mnie nie ma. A wy jak wróciliście?