Oto stąpam bezszelestnie po mchu leśnym, jak zwierzę w lesie, chcące jakby ukryć się jeszcze przed tą wszechobecną ciszą która je ogarnia
i nagle wielki dół pochłania me nogi...
I oto jestem w głębi elfich dolin
wspinam się na szczyt wiatru który mnie uniesie
tylko mnie kawałeczek, tylko odrobinę
obcuje z tobą lecz rym w mroku ginie
na polu truskawek, słońce piekące
znajduje stary zegarek, co wskazówki ma chodzące
i w suszy łez, pod krainą powiek, kiedy je zamykam już myślę mniej o tobie
a kiedy już usypiam, ty lekarzu mnie kołyszesz,
ty mądrze zrobiona, uczona w medycynie
i arktyczne pingwiny - wielkie, wesołe i smutne
na tle białych gór co wpadają do morza
wespół ze szczytem chmur, niebem czarnym jak smoła
a na tym niebie migoczą diamenty
ściągnę stamtąd jeden, nie bym go ukradł czy inne lamenty
to tylko białe światło, a ja jestem zziębnięty
na wskroś niepojęty, przyczyn tych metod działania
dam ci do zjedzenia jabłko czerwone jak lawa
i trzykrotnie się skusisz tak niemądra jak Śnieżka
tylko któż cię zbudzi, kto pocałunek da z nieba?