W domu jest zawsze tak dużo do zrobienia i nawet gdyby poświęciło się drobnym i tym trochę grubszym pracom swój cały czas to i tak nigdy nie będzie tak że już wszystko jest zrobione. Wszyscy gdzieś się porozłazili. Pocahontas widziałem zabrała swoje sztalugi i z psem na smyczy udała się gdzie w plener szukając pewnie odpowiedniego światła i miraży cieni które to ukażą znane tematy w nowym świetle. Bili poszedł na lody z Rawikiem i Aniołkiem. Jak zwykle roześmiani i z tymi dziwnymi zwrotami typu ,,Łociec,, matka,, itp. Tworzą bardzo zwartą i sympatyczną grupę. Zizi zdaje się z Omam poszły nad rzekę z koszykami w których miały swoje rzeczy i przybory. Tzn puzderka z szydełkami i igłami Jakieś nici i kordonki. To w jednym a drugi koszyk to termos z zimną kawusia filiżanki jakieś herbatniczki i koniecznie jeszcze cośtam cośtam Zastanawiam się gdzie poszedł Jacek. Pewnie znowu gdzieś włóczy się śladami bezdomnych i innych istot z tego niby marginesu. Rutlawski jak zwykle zajęty sprawami najwyższej wagi podobnie jak Wania tylko że oni są jak sacrum i profanum a Lawendowa? Nie wiem. Tak rzadko Ją widuję.Tak czy owak w tej chwili jestem tu sam. Jeszcze chwile chwileczkę chwilunię. Czasem potrzeba takiego wytchnienia uszu i duszy. Dopijam swoją mrożoną kawę i wpatruję się w resztki śniegu w Śnieżnych Kotłach. Widać tam jeszcze dwie takie spore plamy wyraźnie białe kurczące się z dnia na dzień. Zastanawiam się nad pieszą wyprawą tam by w momencie gdy wszyscy szukają cienia i ochłody w za ciepłym basenie poturlać się w śniegu i normalnie zmarznać. Tak. Nie wiem czy pozwoli mi na to czas. Jeszcze kilka spojrzeń na coraz mocniej rozkwitające hortensje Dawniej nie lubiłem tych krzewów w tej chwili bardzo lubię patrzeć na dumnie wzniesione kwiatostany hortensji bukietowych o różnej tonacji barwy. Najbardziej podoba mi się ta posadzona koło przywiezionych z okolic Bełchatowa jałowców układających sie teraz w dziwne formy kolumnowe. Jej barwa biegnie od zieleni trochę żywszej niż listowie do oślepiającej oczy bieli. Ta od Helen z Frankfurtu też jest świetna. W zależności od wieku kwiatow zmienia się ich barwa od bieli poprzez błękity do odcieni różu o róznej intensywności. Piękne. Zapatrzony tak w kwiaty nie zauważyłem że już od dłuższej chwili nie jestem sam dopiero odgłos stukania garnkami w kuchni uświadomił mi to a teraz też i to wołanie.
- Dionizy wejdź na drabinę i nazrywaj czereśni to zrobię je dziś na obiad.
To był głos Ani. Ona zawsze........ nie! Ona bardzo rzadko wchodzi w rolę dyrygenta tej naszej orkiestry zagubionych serc.
-A nie możesz sama? A ja Ci pomoge tak jak w ,,Samych swoich,, Co?
Próbowałem negocjować ale na niewiele to sie zdało bo po chwili usłyszałem.
-Dyziek Nie kombinuj tylko bierz wiaderko i na czereśnie tylko nie pluj pestkami ze zjadanych owoców po trawniku bo potem nie ładnie to wygląda a ja nie będę zbierać.
No dobrze. Nie ma wyjścia. Lekko zdziwiony zadziornością naszej ,,Szarej Myszki,, zabrałem pusty już kwiatuszkowy kubek i pomaszerowałem do kuchni. I tu doznałem szoku. Ta kobieta czy raczej dziewczyna z głosem Ani......... Nie wiele brakło bym upuścił na podłogę moj kochany kubeczek i potłukł niechybnie. Nie! Nie było teraz znoszonych dżinsów czy podomkowych dresów. Żadne rozciągnięte do granic możliwości bluzki w kolorach.......... teraz już szarych. Miałem przed sobą cudownie uśmiechnięta dziewczynę w wielokolorowej zwiewnej sukience która to pomimo swojej obfitości materiału z którego uszyły ja zgrabne dłonie krawcowej bardzo mocno podkreślały prowokujące kształty wspaniałej kobiety. Do tego ten nowy idealnie pasujący kolor włosów i oczu? No nie! Przeciez one jak zawsze sa w kolorze roześmianego brązu tylko czemu ja nigdy tego nie widziałem? I pazurki. Jakież piękne rysy na plecach ona mogłaby nimi zrobić. Nie byłem przygotowany na taki widok i stanowczo stwierdzam że powinienem być uprzedzony bo przecież w moim wieku jest to bardzo niebezpieczne. Może stanąć serce albo coś jeszcze innego?
Ania zrobiła coś w rodzaju kilkukrotnego radosnego pirueta
-Podobam Ci się?
Stałem oniemiały zapominając o języku a Ona kontynuowała swój radosny taniec.
-Wiesz? Ja nie wiedziałem....nie zauważyłem.....nie....
-Idź po te czereśnie
Przerwała moje zakłopotanie.
-Makaron już się gotuje. Kupiłam na ryneczku dobrą gęstą kwaśną śmietanę od Urbanowej to zrobimy makron na chłodno z czereśniami i śmietaną Rawik tak bardzo go lubi tylko że czasem przesadza z cukrowaniem
Podała mi plastyczane czerwone wiaderko lekko dłużej trzymając go w ręce potem tak trochę bliżej by poczuć bliskość, przelotne obtarcie się policzków i to dźwigające obietnice spojrzenie.
Zrywałem te czereśnie praktycznie ich nie widząc. Nie wiadomo też kiedy napełniło się wiaderko.
Nie patrzyłem na hortensje ani na góry. Przed oczami miałem tylko jeden widok a w głowie tylko jedną myśl.
Czy nastąpi ciąg dalszy?
Zobaczymy.
A ptacy tak radośnie krzyczą w czereśni