Wiedźmin nie zwlekając zaczął kopać. Ledwo wytrzymywał smród, ale chęć odkrycia prawdy była większa. "Poświęcę swój nos ku chwale ludzkości" - ta myśl towarzyszyła mu w chwilach zwątpienia i dodawała mu sił. Kopał i kopał i kopał, a kablo-korzeni końca nie było widać. Mijały godziny, dni... Wtem szpadel o coś uderzył! "Co to u diaska?!" -pomyślał i uderzył jeszcze raz. "Czyżby był tam jakiś metal?!"- rzucił się na kolana i zaczął energicznie gołymi rękoma odgarniać ziemię. To nie był metal, ale inne tworzywo, którego nie znał, a który po uderzeniu szpadlem wydawał dzwięk jakby metal uderzał o metal. Było lekko ciepłe w dotyku, idealnie gładkie o grafitowym kolorze. Na całej powierzchni było widać cieniutkie nitki, które się świeciły na jasno niebieski kolor, które zdawały się tworzyć gigantyczny labirynt na całej powierzchni, którą udało mu się odkryć. Kablo-korzenie wnikały w ten materiał. Mimo włożonego wysiłku nie był wstanie dotrzeć do żadnej krawędzi. Płyta z tego dziwnego tworzywa zdawała się nie mieć końca. Ta roślina ... ta roślina była ciekawa, ale to co odkrył teraz było jeszcze bardziej intrygujące. Poczuł pewien niepokój. "czy na pewno dobrze robię? czy jestem bezpieczny?". Nie miało to juz dla Wiedźmina żadnego znaczenia. Nie mógł tak po prostu odejść teraz, kiedy był bliski odpowiedzi kto za tym wszystkim stoi. Postanowił dostać się do środka. Zebrał potrzebne narzędzia. Gdy przyłożył wiertło do powierzchni i już naciskał przycisk ten dziwny materiał jakby się rozstąpił i Wiedźmin wpadł do środka. Jego oczom ukazało się...