- Niebo
- Borówka
- Szary
- Porzeczka
- Arbuz
- Truskawka
- Pomarańcz
- Banan
- Jabłko
- Szmaragd
- Czekolada
- Węgiel
Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02.11.2018 w Posty
-
3 punkty
Ciemna strona umysłu ( mojego)
Sany i 2 innychzareagował na Dionizy za post w temacie
odchodzisz zakrada sie codzienność z nożem za plecami by wbić go w plecy gdy tylko się odwrócę biegnę do Ciebie myślami wtulam się i wstaje dobry dzień -
2 punkty
Limerykomania
Alma i jeden inny zareagował na Layne za post w temacie
Tak, znam. Widziałem raz , że wspomniałeś o Cieplicach i to była aluzja do tego. Rzemiosła kończyłem W parkowym zameczku mała restauracja Na środku stolik, a na nim kolacja Krzesła są dwa Tylko Ty i ja Najpierw się najemy, a potem libacja Zbyt długo dziś wpatrywałem się w Słońce -
2 punkty
Książka - pisze się
Alma i jeden inny zareagował na Radunia za post w temacie
„Rozpoczęła się wojna. Straszna, ukazująca najgorsze oblicze, najgorsze zakamarki ludzkiej duszy. Zabijają wszystkich – dzieci, kobiety, starców. Moich ludzi już nie ma. Zginęli wszyscy. Uratowałem się jedynie z garstką rannych. Sam mam wiele ran. Ktoś mnie wyniósł, a potem zostawił tutaj, u niej, w głębokim lesie. Wyrwała mnie z rąk śmierci. Jest młoda i piękna i ma wiedzę. To nie jedna z tych leśnych wiedźm, ale Medyk, widziałem jej pierścień, choć stara się go ukryć przed moim wzrokiem. Czyżby na nie też polowali?” Aleksander powoli podniósł wzrok i zamyślił się. Nigdy ani dziadek, ani babcia nie opowiadali o II wojnie światowej, choć jako chłopiec wiele razy o nią pytał. Pamiętał jak jego rówieśnicy z dumą opowiadali o swoich dziadkach, którzy brali udział w wojnie. Gdy zapytał dziadka, ten tylko odparł, że wojna to nic dobrego. „Mijały dni a ja leżę w jej chatce. Nie wiem gdzie śpi, skoro ja zajmuję jej łóżko. Rozpoznałem symbol. Wyjąłem swój medalion ze skórzanego woreczka, który noszę na piersi i założyłem łańcuszek na szyję. Wyczuwam jak kiedyś każde ogniwo, ale chcę, by przy zmianie opatrunku zobaczyła go. Może wtedy przemówi do mnie. Jest piękna i tajemnicza, dotychczas nie zamieniła ze mną ani słowa. Nie odpowiada na pytania. Może to ją ośmieli? Wychodzi rano wraca w południe, szykuje strawę, karmi mnie, zmienia opatrunki i ponownie wychodzi. Zacząłem pisać pamiętnik aby nie zacząć mówić do mebli albo do siebie. Czuję się już niemal dobrze, jeszcze tylko rana w boku mocno dokucza. Noga już prawie zagoiła się. W sumie mógłbym opuścić chatę, wiem, że moi ludzie zostawili konie, słyszę jak cicho rżą, a potem jej delikatny uspokajający głos, który sprawia, że i ja staję się spokojniejszy. Gdyby tak choć raz przemówiła do mnie…” ** Wiedziałem, że medalion zrobi na niej wrażenie, choć starała się je ukryć. Wróciła dopiero wieczorem. Na jej twarzy widziałem zmęczenie, czarne oczy starały się unikać moich. Rozchyliła moją koszulę, obserwowałem ją spod półprzymkniętych powiek. Jej wzrok padł na medalion, wysunęła w jego stronę rękę, ale cofnęła ją. Posmarowała maścią rany, zmieniła opatrunek, postawiła przy łóżku kolejną porcję ziół i odeszła. Coś jednak zmieniło się. Jej twarz nie była już tak surowa, jak poprzednio, a ona tak bardzo spięta. Wprawdzie dbała o mnie i leczyła, ale wyczuwałem pod tym przymus. Znając moich ludzi, mogli jej zagrozić, że wrócą, że zabiją, albo jeszcze gorsze rzeczy, jeśli nie postawi mnie na nogi. Byłem intruzem nie tylko w jej chacie, ale i w życiu. Gdy rano otworzyłem oczy, siedziała przy piecu i wpatrywała się we mnie, ale nim otworzyłem usta, wstała i wyszła z chaty. Postanowiłem dzisiaj wstać, opuścić to miejsce, ten domek w lesie, jej i jej życie i odnaleźć swoich ludzi. Nie wiem czy żyją, ale wiem, dokąd poszli. Taki był plan. Wojna rozpoczęła się na Zachodzie dawno temu. Władcy ze Wschodu, Południa i Północy kierowali swoich dyplomatów aby zgnieść konflikt w zarodku. Król Zachodu jednak nie słuchał. Trwał przy swoich krwiożerczych postępowaniach, wszystkich podejrzewał o zdradę, więzienia zapełniały się. Wreszcie powstał bunt a jego własny dowódca obalił swojego króla, zabił rodzinę królewską i objął władzę. Ale wcale nie było lepiej. Zaczęły się prześladowania. Powiększył armię, stworzył policję, wszystko postanowił mieć pod kontrolą. Skoro sam był spiskowcem i z pomocą intryg doprowadził do wojny domowej, sam wszystkich podejrzewał w jeszcze większym stopniu niż jego poprzednik. Królestwa zamiast pomóc Zachodowi trwały w swoim spokojnym życiu, aż i u nich zaczęła się rebelia. Król Zachodu zaatakował Południe, kompletnie nieprzygotowane na wojnę. Kilkaset lat pokoju sprawiło, że ludzie z Południa nie byli zdolni do walki. Nim Wschód zorientował się, armia Zachodu z flagą czarnego słońca stała już u jego granic. Ale Wschód rządzi się innymi prawami. Tutaj nie mamy władcy. Władcę wybieramy tylko w czasie wojny podczas wiecu. Gdy więc Czarnobrody stanął u naszych granic, zapłonęły ognie na wzgórzach, zatrąbiły rogi, rozniosły się wici z osady do osady, z grodu do grodu z miasta do miasta. Powstali ludzie z bagien, puszcz, równin i gór. Nad morzem i rzekami kupcy i rybacy przerobili swe łodzie na bojowe. Zgodnie z tradycją ojciec, albo najstarszy syn a jeśli syna nie było, to najstarsza córka mieli obowiązek bronić królestwa, bo królestwo to ich ojcowizna. W każdym domu, w każdym grodzie obowiązywało to samo prawo. Zgodnie z tradycją wojsku przewodzić miał ten, który wykazał się największą odwaga i największym bohaterstwem podczas ostatniej wojny. Ale ostatnia wojna była tak dawno, że po bohaterze zostały tylko pieśni. Trzeba było wybrać nowego władcę, który nie tylko słynął z siły i odwagi, ale i mądrości. Zgodnie z tradycją przedstawiciele obwodów wysłali na Wielki Wiec swoich najlepszych wojowników pod względem siły, sprytu i mądrości. Z pokolenia na pokolenie ojciec rodu przekazywał swoje umiejętności najstarszemu dziecku. Drugie dziecko otrzymywało pieczę nad dobytkiem, trzecie – poświęcane było bogom. Jako kapłani i kapłanki ćwiczyli się również w sztuce wiedzy, magii i leczenia. Najlepsi uczyli się w Wielkiej Bibliotece a koszt ich nauki ponosiło całe społeczeństwo. Mniej zdolni służyli w świątyniach, albo opatrywali mniejsze rany. Gdy zapalały się ognie na wzgórzach najlepsi z nich wzywani byli na wojnę. Wybór wodza na Wielkim Wiecu trwał jeden dzień. Dziewięciu Starszych było sędziami, dziewięciu z dziewięciu krain Wschodu. Od świtu do południa starszyzna miała przewiązane oczy i głowy zakryte kapturami, aby nie widzieli tych, którzy stają przed ich obliczem. Zadawali pytania i słuchali odpowiedzi. Po południu kandydaci mieli udowodnić swoją wartość w walce. W tym celu musieli pokonać labirynt, w którym nie brakowało pułapek, podstępów i wojowników. Niektórzy zginęli. Niektórzy mieli tyle ran, że nie byli zdolni do dalszej walki, ale taka była cena za bycie wodzem. Pod wieczór Rada Dziewięciu ogłosiła wynik wiecu. Wodzem został Dalegor. Imię jego niosło nadzieję – ten, który oddala pożogę. Na stokach zapłonęły ognie a dym obwieszczał wybór wodza. Nim do tego doszło wojska Zachodu i niewolnicy Południa weszli już w głąb kraju. Ale napotykali tylko spalone, puste wioski, bo ludność zdołała już skryć się w tajnych grodach usytuowanych na bagnach, w niedostępnych puszczach, czy skalnych grotach. Dalegor wraz z dowódcami, których sam wybrał pośród najlepszych postanowił wciągnąć wroga głębiej w kraj, wprost w zasadzkę, w pierwsza bitwę, nim dotrą wszyscy wojownicy z kraju. Wojska wroga były zbyt potężne, aby odeprzeć je podczas pierwszej bitwy. Udało nam się jednak zdziesiątkować wojska wroga i wstrzymać ich pochód. Potem były kolejne bitwy i wojna trwa nadal. Do walki stanęli nie tylko pierwsi z rodu, ale i drudzy i trzeci synowie i córki, każdy kto jest w stanie utrzymać miecz w dłoni. To największa wojna w historii. Władca Zachodu widzi tylko jedną drogę – wygrać za wszelką cenę. Na Wschodzie i Południu do wojny szkolone są już nawet dzieci. Jak mamy walczyć z dziećmi? Tylko Północ została nietknięta. Ale czy Zachód odważy się złamać pakt? Czy zaatakuje również Północ? Wtedy oznaczałoby to koniec naszego świata. Postanowiłem dzisiaj wstać, choć rana jeszcze bardzo boli. Spotkałem ją na niewielkiej polance, wśród drzew. Nie odwróciła się do mnie, ale zaczęła mówić - Ludzie nauczyli się uprawiać ziemię. Zniewolili rośliny. Nakazali aby rosły tam, gdzie chce człowiek, na ziemi, którą chce człowiek. W miejscu, które wybrał człowiek, w otoczeniu takich samych innych roślin, w oddaleniu od innych. Takie rośliny są jak niewolnicy, którzy mają ręce i nogi, ale nie mają mocy, nie mają wolności. Prawdziwą moc mają rośliny w miejscu swojego naturalnego życia, w naturalnym otoczeniu, wolni strażnicy życia. Rośliny wiedzą, ale czy ty wiesz? Czy jesteś wolny jak one? Róża przycinana i prowadzona przez ogrodnika jest większa i ma większe kwiaty, ale nie pachnie a zapach kwiatów jest zapachem wszechświata. Tajemniczy święty kwiat, którego poszukujesz pije wodę życia i lśni jasnym światłem. Odnajdziesz go, gdy poczujesz świat własnym ciałem, wszystkimi swoimi zmysłami, staniesz się nim. Gdy spojrzysz w głęboką wodę zobaczysz tego, który utonął, gdy stąpasz po ziemi ujrzysz tych, których pochłonęła. Wypraw im godny pogrzeb, sam poddaj się śmierci. Pozostaw za sobą to, co było dla ciebie ważne, pożyteczne, to o co walczyłeś każdego dnia – szczęście, radość, przyjemność, troski, ból, pożądania, przyjaciół, kochanki, rodzinę, słowem – swoją przeszłość. Pozwól im odejść – zarówno temu czego zawsze pragnąłeś jak i temu czego zawsze nienawidziłeś. Pozwól odejść pragnieniom. Niech to odejdzie na zawsze. - Kim wtedy stanę się? - Nikim. Staniesz się martwy, pogrzebany we własnym grobie, w grobie, w którym narodzisz się. Pozwól umrzeć zwierzęciu, którym byłeś, pozwól mu odejść. To dusza ma ciebie, dusza wypożycza to ciało, pozwól jej zaistnieć w tobie a wtedy staniesz się jedyną możliwą rzeczywistością – miłością. Wtedy zrozumiesz świat, przestrzeń, siebie – wreszcie. Pozbędziesz się bólu, bo to pragnienie posiadania jest jego przyczyną. Gdy już staniesz się czystym naczyniem, będziesz gotów przyjąć najczystszą energię, staniesz się doskonały, staniesz się dzieckiem wszechświata, prawdziwym wobec siebie i innych. Zjednoczysz w sobie dziecko, ojca i matkę, staniesz się nimi, staniesz się Ziemią, kosmosem, innymi, esencją tego co jest. Oto tajemnica Wielkiej Matki. A teraz spójrz na kwiat tak jakbyś patrzył na niego po raz pierwszy w życiu i pozwól płynąć wiedzy.” - To jakiś żart? - Aleksander odłożył pamiętnik. Czy dziadek pisał powieść fantasy, a może o średniowieczu? - Przekartkował pamiętnik. Kolejne zapiski były krótsze, po kilka akapitów, a potem zdań. Postanowił zostawić czytanie na kiedy indziej. Wstał. Koty obudziły się, spojrzały na niego z dezaprobatą i czmychnęły w zarośla. Pies podbiegł do niego zdyszany ale i szczęśliwy. Wypił resztkę mleka kotom z miski. - Chodź Bestio – zawołał psa i ruszył do domu. Nalał mu wody do jednej miski a do drugiej nałożył karmę, potem ruszył po schodach. Wszedł na strych. Wyjął klucz, który znalazł w kopercie i otworzył skrzynię wzbijając przy tym mały tuman kurzu. Aleksander przysunął skrzynie bliżej światła bijącego z żarówki. Powoli zaczął wyciągać ze skrzyni jej zawartość: dwa komplety ubrań wykonanych ze skór. Powoli rozłożył je, podziwiając misterię wykonania. Spodnie były z miękkich ciemnobrązowych skór, kurtki natomiast na piersiach i przedramieniach wzmocnione zostały twardą skórą. Nie miały na sobie żadnych ozdób. Nie mógł ich dopasować do żadnej epoki. Z pewnością nie były to stroje regionalne. Zaczął zastanawiać się, czy dziadkowie brali udział w jakimś przedstawieniu i może to stroje teatralne. Po chwili jednak odrzucił tę myśl. Nikt nie wykonywałby tak doskonałych ubrań na cel przedstawienia. Zostawił je i sięgnął po skórzaną torbę z paskami, których przeznaczenia nie znał. Otworzył ją. W środku znalazł niewielkie lusterko w srebrnej ramce, czarny kamień, fiolki z jakimiś płynami, bandaże, coś na kształt kompasu i wiele innych drobiazgów, których przeznaczenia nie potrafił zrozumieć. Na dnie skrzyni leżała bransoletka, wykonana z metalu. Kojarzył ją. Nosiła go jego babcia. Mówiła, że dostała ją w prezencie od dziadka. Można ją było regulować, założył ją więc na swoją rękę. Przeszyła go gorąca fala, wciągnął głęboko powietrze, z oczu popłynęły łzy. Pierwszy raz od wielu lat poczuł w sobie spokój i pewność. Taką samą jaką czuł w obecności dziadków. Delikatnie pogładził bransoletkę. Choć nie nosił żadnych ozdób, prócz zegarka, postanowił jej nie zdejmować. Obok leżał łańcuszek z zamykanym owalnym w kształcie medalionem. Otworzył go, w środku był pusty. Przyglądał mu się chwilę, po czym wstał i ruszył do pokoju dziadka, w którym postanowił zamieszkać. Usiadł przy biurku i sięgnął po dziwną monetę, którą znalazł przy suchej studni. Włożył ją do medalionu – pasowała idealnie. Gdy tylko założył łańcuszek na szyję zadzwonił telefon. Przyjaciele zapraszali go na obiad. Spojrzał na psa i zgodził się. - Pilnuj domu Bestio – powiedział do swojego pupila. Bał się zabierać go ze sobą tym bardziej do Jerzego, przecież obiecał przyjacielowi, że będzie chronił szczeniaka przed wzrokiem innych. Przynajmniej tutaj. Okazało się, że przyjaciele po obiedzie zorganizowali małą wycieczkę, a następnie grilla z dawnymi znajomymi. Gdy wracał do domu, nad górami już zmierzchało. Był w doskonałym nastroju. Od lat nie czuł się tak dobrze. Ktoś zaproponował mu nawet aby pomyślał o zmianie miejsca zamieszkania, w pobliskiej szkole był wakat historyka. Powinien szybko podjąć decyzję. Gdy to usłyszał w pierwszym odruchu żachnął się, ale teraz ta myśl powróciła. W swoim mieście był tylko samotnym anonimowym nauczycielem, który nie utrzymywał kontaktów ze znajomymi. W szkole jednym z wielu, w swoim mieszkaniu spędzał samotne wieczory. Lubił samotność, ale czasami potrzebował towarzystwa. Spotykał się owszem ze swoimi znajomymi, ale rozmowy zawsze toczyły się wokół biznesu, polityki, pieniędzy. Każdy starał się wypaść jak najlepiej w oczach innych. Nie brakowało przechwałek na temat stanu konta w banku, wycieczek, samochodów. Nie mógł z nimi rywalizować przy swojej pensji. Zawsze czuł się niepewnie i gorszy. Inaczej było tutaj. Nikt nie poruszał kwestii zawodowych, najwyżej przy okazji, mimochodem, ale nie stanowiło to głównego tematu. Po prostu byli sobą. Dopiero teraz zauważył jak bardzo brakowało mu tej prawdziwości siebie, autentyczności. Nie musiał przed nikim niczego udawać, ani niczego udowadniać. Po prostu był i świetnie się bawił. Ale żeby zmieniać od razu… Nie, pokręcił głową. Za wcześnie. Zawsze wszystko planował mając przed sobą kalendarz, musiał mieć czas na zastanowienie się. Plusy, minusy. Ale nikt nie naciskał. Dali mu wolny wybór i był im za to wdzięczny. Zofia i Maciej od czasu wyjazdu nie odzywali się. Mieli swoje światy, a wyjazd w góry, był mała odskocznią. Gdy zasypiał, księżyc w pełni świecił mu w okno. Bestia położył się obok łóżka na swoim posłaniu. Wiedział, że gdy obudzi się rano, pies będzie w nogach łóżka. Obudził się nagle. Usiadł na łóżku i rozglądał się. Po chwili z ulgą stwierdził, że jest w domu dziadka, w jego pokoju. Pies podniósł łeb i spojrzał na niego. Coś mu się śniło. Nadal czuł niepokój, ponaglanie. Starał się przypomnieć sobie sen, ale nie potrafił. Pamiętał tylko ciemność i chłód kamieni wokół. Nadal była noc. Za oknem zahuczał puszczyk. Położył się. Sen przyszedł nagle. Stał w ciemnym pomieszczeniu. Bardziej wyczuwał, niż widział, że jest to tunel, czuł powiew powietrza zza jego pleców. Stał przed kamienną ścianą. Pomyślał o świetle i przypomniał sobie, że w telefonie ma latarkę. Przyglądał się uważnie ścianie. Wiedział, był pewien, że musi być przejście, że to są drzwi i musi być klucz. Ściana wykonana była z dużych kamiennych bloków. Nie miał pojęcia jakim cudem, tutaj pod ziemią, ktoś zbudował taką konstrukcję. Jeden z kamieni zdecydowanie różnił się od innych. Był owalny, postawiony w pionie. W nim znajdowały się dwie szczeliny – jedna nad drugą. Wiedział co ma robić. Sięgnął po medalion i wyjął z niego monetę. Wsunął w górną szczelinę, po chwili w drzwiach coś zgrzytnęło, a z dolnej szczeliny wysunęła się moneta. Wziął ją i włożył ponownie do medalionu. Pchnął ścianę. Odsunęła się lekko. Przechodząc poczuł lekkie mrowienie. Obejrzał się. Drzwi nadal były otwarte. Już nie znajdował się pod ziemią. Stał przy niezwykle wysokiej ścianie, wśród ruin ogromnej budowli. Księżyc słabo oświetlał kontury, rzucając cienie. Przeszedł parę kroków, rozglądając się. Nagle poczuł, że wszedł w kałużę. Spojrzał pod nogi i ze zdumieniem zobaczył, że jest boso. Choć niczego niepokojącego nie widział i nie słyszał, poczuł nagły lęk. Odwrócił się i uciekł, zamykając za sobą kamienne drzwi. Obudziły go promienie słońca. Ze zdumieniem zobaczył, że jest już bardzo późno. Pies siedział przy łóżku i wpatrywał się w niego. Gdy zobaczył, że Aleksander obudził się zaszczekał i pobiegł w stronę drzwi. Aleksander wstał mając w pamięci resztki snu. Półprzytomny ruszył za psem, żeby otworzyć mu drzwi na podwórko. Nagle zatrzymał się jak wryty. Jego wzrok padł na stopy, a następnie przeniósł się na dłonie. Jego prawa stopa była ubłocona, a na dłoniach miał resztki zielonego mchu. Gdy opuszczali karczmę, Irina czuła, że są czujnie obserwowani z okna na piętrze. Ktoś ewidentnie pilnie przyglądał im się. Spojrzała z ukosa na Marka. Jego ruchy podczas sprawdzania uprzęży i zakładania niewielkiego bagażu z pozoru były spokojne, wyczuwała jednak, że jest spięty i skupiony. Zbyt mocno na tak prostą czynność. Zerknął z na nią z ukosa i wskoczył na konia. Miała ochotę spiąć konia i ruszyć z kopyta ale i ona starała się zachować zimną krew. W tych czasach strzała w plecy nie była niczym niezwykłym. Wewnętrzny głos kazał jej spieszyć się, uciekać, skryć. Znała to uczucie, poznała je wtedy tam, na zamku, w domu ojca, gdy zdradliwe wojska wkroczyły w mury. To nie był lęk przed rabusiami. Wiedziała, że za chwilę rozpocznie się za nimi pościg, że będą chcieli czegoś więcej niż ich sakiewek. Gdy tylko wjechali w pierwsze krzewy porastające obie strony drogi Mark spiął konia. Irina zrobiła to samo. Pędzili na złamanie karku, jakby gonił ich sam diabeł. Zerknęła na Marka. Był skupiony i czujny. Czyżby też miał dar? A noże to tylko wytrenowana podczas lat walk czujność. Zwolnili dopiero, gdy wjechali na pagórkowaty teren. Konie były zmęczone, a przed nimi jeszcze daleka droga. - Około południa dojedziemy do Miasta Światła. - Tego Miasta Światła? - spytała z niedowierzaniem. - A znasz inne? - popatrzył na nią zaskoczony. - Nie. Ale nasza trasa… - Też to czułaś, prawda? - wykonał gest, jakby chciał wskazać na coś co było za nimi. - Wiesz kim oni byli? - Nie. Nie widziałam ich. - A ja tak. - Ale jak? Kiedy? - W nocy. Nie mogłem spać. Za dużo piwa na kolację. Wyszedłem przed karczmę. Przyjechali w nocy. Obudzili karczmarza i pytali go czy nie zanocowała tam dzisiaj młoda dziewczyna. Szukali Ciebie! - Mnie? Ale jak? Minęło tyle lat… Jak? - Popatrzyła na niego zdumiona. - Jesteś pewna, że nikt, ale to nikt nie wiedział? Jak dostałaś się do Biblioteki? Irina opowiedziała mu całą historię. - Potrafisz narobić sobie wrogów, jakbyś i tak miała ich mało – skwitował odnośnie młodego księcia, któremu ukradła zwój. - I potem nic się nie działo? Nikt cię tam nie szukał? Nie było żadnych patroli, dziwnych wizyt? Irina spojrzała na niego, jakby dostała nagłego olśnienia. - Była. Jedna. Całkiem niedawno. Nocna wizyta grupy mężczyzn. Wszystkich, którzy mieszkali w bibliotece wyprowadzono na dziedziniec i przyglądano się ich twarzom. - Tobie też? - Nie. Ja ukryłam się na dachu. - I..? - Niby nic się nie działo, ale miesiąc później urządzono na mnie polowanie. Myślałam, że to przez to, że nikt się mną nie interesuje. - To mówisz, że o tym kim jesteś wiedział tylko ten, który cię tam umieścił? Nie wydaje ci się to dziwne, że ktoś poświęca cały swój dobytek, żeby cię tam umieścić, a potem jak po nitce do kłębka zjawiają się twoi zabójcy? Bo to chyba oczywiste, że przybyli po ciebie. - Minęły dwa lata! Równie dobrze, to ty mogłeś ich sprowadzić a teraz zamiast na południe do brata prowadzisz mnie do Miasta Światła! - Uspokój się. Gdybym chciał cię zabić, albo oddać ludziom księcia, miałem do tego dużo więcej i lepszych okazji. - Tak? A niby gdzie? Powiedziałam ci o tym przed Latem leśnych Ludzi, po drodze nie było nikogo, komu mógłbyś powiedzieć, dopiero w karczmie. Powiedziałeś, że wypiłeś za dużo piwa. Może to ty wygadałeś? Mark zacisnął szczęki i pięście po czym uderzył nogami w boki konia. Wysunął się na przód i nie odzywał się. Był wściekły. Nie wiedziała co robić. Komu ufać. Zostać z Markiem czy dalszą podroż odbyć samotnie. Nie było czasu do zastanowienia. Poczuła się jak w potrzasku. W pierwszej chwili chciała spiąć konia i ruszyć przed siebie. Opanowała się jednak, odsunęła emocje na bok i zaczęła kalkulować. Wiedziała, że widział jej umiejętności, więc nie zaatakowałby jej bezpośrednio, ale mógł to zrobić we śnie albo nasłać na nią zabójców w karczmie. Spała, była zmęczona i mieliby wtedy większe szanse. Skierował się do Miasta Światła, bo liczył się z tym, że pogoń ruszy wprost na południowy trakt. Droga, którą teraz jechali, wydłużała ich podróż o kilka dni. Jeśli ma zamiar ją zabić, to ona będzie starała się obronić, ale jeśli nie – to lepiej mieć kogoś do pomocy podczas obrony. Z drugiej strony – nie musiał z nią jechać, mógł oddzielić się i dalej podróżować samotnie nie ściągając na swój kark pościgu. - Jeśli mają tropiciela, to i tak nas znajdą. Nie dadzą się długo oszukiwać – powiedziała tak, aby jej głos brzmiał w miarę spokojnie. - Tak, ale może ten czas pozwoli nam dotrzeć do ruin. To był niezły plan. Nigdy nie była w Mieście Światła, słyszała jednak, że ruiny starożytnych sięgały niemal nieba, a pośrodku nich wznosiła się potężna kolumna, na której szczycie lśniło światło zaklęte w kuli – nieprzerwanie od czasów najstarszych. - Dlaczego, ze mną pojechałeś, wiedząc, że mnie ścigają? - Po pierwsze nie są pewni, że to ty. Po drugie jestem ci coś winien. - Co? - Życie. - Na miłość bogów! - syknęła. - Jestem rycerzem – pamiętasz? - Pamiętam – powiedziała, choć w ubiorze, w którym Mark podróżował, trudno było w nim rozpoznać rycerza. Nawet miecz miał mocno ukryty w bagażach, jednak w taki sposób, że łatwo było mu po niego sięgnąć. Słońce było już niemal w zenicie, gdy stanęli na skraju wzgórza. W dolinie przed nimi rozpościerały się potężne ruiny starożytnego miasta. Od strony zachodniej przylegało do skalnych ścian piętrzących się nad starym miastem. Pośrodku doliny niczym strzała wzbijała się w niebo kolumna ze lśniącą na jej szczycie kulą. Światło widoczne było nawet w dzień w pełnych promieniach słońca. - Jak dwa słońca – szepnęła. - Tak – powiedział cicho. Też jestem tu pierwszy raz. - Jak więc trafiliśmy? - Mój ojciec dokładnie opisał jak tutaj trafić. Był tutaj wiele razy. - A gdzie jest teraz? Mark wzruszył ramionami. - Nie wiem. Był wspaniałym wojownikiem, ale zniknął wiele lat temu. Wszelki słuch o nim zaginął. - Przykro mi. Mark nie odezwał się. Po kilkunastu minutach wjechali między ruiny. Nawet teraz można było rozpoznać dawny system ulic. Irina patrzyła jak zaczarowana. Ulice były bardzo szerokie a budowle ogromne. Miała wrażenie, jakby były wyciosane w skale. Część z nich porastała roślinność. Nagle poczuła to. Obejrzała się błyskawicznie. Mark zrobił to samo. Na szczycie wzgórza stało pięciu jeźdźców. - Ale jak…? - spojrzała na niego podejrzliwie. - Mają tropiciela. - Nie powiedziałeś! - Nie dałaś mi szans! Musimy szybko zjechać z głównej drogi! - I nie wiedziałem, że jest ich pięciu. Musieli spotkać się w karczmie. Rozejrzała się. Choć przestrzeń między budowlami była duża, jednak w większości zasypana gruzami. Najłatwiej byłoby skryć się bez konia. Ruin było wystarczająco dużo, żeby po kolei zlikwidować wszystkich. Bezpośrednie starcie nie dawało im szans. Wjechała w pierwszą w miarę przejezdną uliczkę, potem skręciła w następną i następną, zaczęła kluczyć pomiędzy ruinami. Na luźnych kamieniach koń co jakiś czas potykał się i tracił równowagę. Mark jechał tuż za nią. Zeskoczyła z konia zdjęła z niego bagaż i puściła wolno. - Co ty robisz? Irina właśnie chowała bagaż pomiędzy szczeliny jednaj z budowli. - Konno łatwiej nas wytropią. I pamiętaj, że nie jestem rycerzem. Nie walczę bezpośrednio z pięcioma naraz. - A ja jestem! Nie zachowuję się jak zabójca! - Rób jak chcesz! Irina związała włosy na karku i schowała pod bluzę. Nie zamierzała czekać aż ją wyśledzą i dopadną. Gdy wdrapywała się na jedną z z ruin, Mark już niknął za kolejnym zakrętem dumnie siedząc w siodle. W ręku trzymał miecz. Irina prychnęła jak wściekła kotka i kontynuowała wspinaczkę. W niektórych miejscach była utrudniona, bo ściany zachowały swoją idealnie gładką powierzchnię. Wreszcie znalazła odpowiednie miejsce, z którego widziała zbliżających się jeźdźców. Właśnie wjechali do miasta. Zatrzymali się na głównej ulicy, dokładnie w miejscu w którym Irina z Markiem skręcili pomiędzy ruiny. Zaczęła szukać wzrokiem Marka. Kierował się w stronę głównej drogi. „Albo rzeczywiście jest zdrajcą ,albo aż tak głupi, żeby pchać się w ręce oprawców” - pomyślała Irina i powróciła wzrokiem do swoich prześladowców. Uwagę skupiła na tropicielu. Wskazywał na wąską uliczkę. Pozostali mocno gestykulowali, jakby nie zgadzali się z nim. Dwóch wjechało we wskazanym kierunku. W tym momencie na główną drogę wyjechał Mark. Kolejnych dwóch skierowało się w jego stronę. Mark stał i czekał. W miejscu pozostał tylko tropiciel. - Jego pierwszego powinnam zdjąć – pomyślała Irina, ale był zbyt daleko, aby mogła go dosięgnąć nawet z minikuszy. Za to dwaj kierowali się w jej stronę. Po chwili straciła ich z oczu. Wiedziała, że zdoła zobaczyć ich niemal w ostatniej chwili, o ile trafią za nią na tą właśnie uliczkę. Zachowywali się cicho, od czasu do czasu słyszała jednak stąpanie koni po kamieniach. Nie wiedziała, czy spodziewają się wystraszonej dziewczyny czy zabójczyni. Ich zachowanie jednak wskazywało na to pierwsze. Tylko tropiciel zdawał się być ostrożniejszy. Uderzenie kopyt o kamienie zbliżało się coraz bardziej. Nasłuchiwała. Tylko jeden. Drugi musiał szukać jej w innych zakamarkach. Przygotowała kuszę i czekała. Wystawił się jej na cel niczym niczego nieświadome cielę na rzeź. Niewielka strzała przebiła gardło. Nie wydał z siebie nawet krzyku. Jedynie zacharczał i spadł z konia. Irina najszybciej jak mogła zeszła na ziemię. Krew z przedziurawionej szyi tryskała na kamienie. Jej niedoszły zabójca jeszcze żył. Podcięła mu gardło - tak z humanitaryzmu, żeby się biedaczysko nie męczył z długim konaniem. Gdzieś za sobą słyszała stukot końskich kopyt po kamieniach i nawoływanie drugiego z oprawców. Szybko przemknęła pomiędzy kolejnymi budowlami w poszukiwaniu odpowiedniej kryjówki. Chciała mieć dobry widok na uliczkę i doskonałą możliwość ataku. Zobaczyła jak drugi z jeźdźców podjeżdża do ciała zabitego jak zeskakuje z konia, rozgląda się. Najwyraźniej był zaskoczony. Ne tego się spodziewał. Wyjął miecz i rozglądał się w pogotowiu. Po chwili doskoczył do ściany i wycofał się. Irina wdrapała się wyżej na kamienna ścianę budowli. Mężczyzna wrócił na główną ulicę i podszedł do tropiciela. Gestykulował. Wyraźnie był zdenerwowany. Tropiciel wyjął sakiewkę i podarował prześladowcy. Ten uspokoił się nieco i wrócił na uliczkę. Najwyraźniej najstarsza w świecie motywacja podziałała. Irina przez wąskie okno budowli weszła do środka. Choć nie było w nim stropu, jednak resztki wewnętrznej konstrukcji trzymały się na tyle dobrze, by utrzymać jej mizerny ciężar. Prześladowca był ostrożniejszy niż jego towarzysz. Prześlizgiwał się pomiędzy ruinami i bacznie obserwował okolicę. Szybko zmieniał miejsce. Trudno było teraz rozpoznać kto naprawdę jest zwierzyną a kto myśliwym. Zastanawiała się kim jest ów tajemniczy człowiek, który został na głównej ulicy. Jeśli on przeżyje, to łatwo znajdzie sobie nowych oprychów. Musiała go dopaść, ale najpierw musi pozbyć się tego, który deptał jej po piętach. Zbliżał się dość szybko, jakby wiedział, gdzie ma iść. Jego szyja była dobrze osłonięta. Poruszał się szybko i zwinnie niczym kot. Nie miała czasu na celowanie. Nie mogła chybić. Od kamieni odbijało się echo walczących na miecze. Oznaczało to, że Mark jeszcze żyje i że… Co najważniejsze – jest po jej stronie. Chyba, że to jakaś iście dworska intryga. Jej cel był już tuż pod nią. Rzuciła shuriken ten jednak odbił się od skały i przeleciał tuż koło głowy mężczyzny. Zaklęła w duchu. Mężczyzna błyskawicznie przyskoczył do ściany budowli, w której była. Obszedł ją i była pewna, że rozpoczął wspinaczkę. Z miejsca, w którym była nie mogła go zobaczyć. Ale usłyszała. Zaczął nawoływać swoich towarzyszy. Nie zaatakuje aż przybędą. Była zbyt wysoko, żeby zeskoczyć i zbyt słaba, aby w walce wręcz dać radę dorosłemu mężczyźnie. Nie miała też szans, aby uciec niepostrzeżenie. Spojrzała w dół. Była wysoko, ale… - Tak.. - To chyba jedyne wyjście – szepnęła do siebie i zaczęła schodzić po niepewnych konstrukcjach. Gdy już dotarła na sam dół budowli, zobaczyła nad sobą, w oknie przez które weszła, głowę jednego z oprawców. Było ciemno, niewiele widziała, jednak wzrok powoli przyzwyczajał się. Zobaczyła ciemniejszy kształt w rogu i skierowała się w tamtą stronę. Okazało się, że to było przejście. Nad sobą słyszała kolejne głosy. Gdzieś opodal spadła strzała. - Bogowie, żeby tylko nie było tu szczurów i pająków. Szczurów i pająków... Błagam – myślała gorączkowo. Nie to, żeby się ich bała. Nie bała. Po prostu wpadała w zwykłą kobiecą histerię na ich widok. Nic więcej. Szła szerokim i wysokim korytarzem. Mimo iż miała na nogach miękkie obuwie, to i tak odnosiła wrażenie, że jej kroki słychać z daleka. Pod palcami wyczuwała, że ściany korytarza są gładkie i nie ma żadnego schronienia. Za sobą słyszała głosy. Chyba znowu się kłócili. Po chwili ktoś ruszył za nią w pościg. Jego ruchy były szybkie, zdecydowane. Domyślała się, że był to sam tropiciel. Tunel rozdwajał się. Starała się kierować w stronę góry. Nie wiedziała dlaczego ale była pewna, że właśnie tam będzie bezpieczniejsza. Obok niej ze świstem przeleciała strzała. Przyspieszyła. Od tunelu zaczęły odchodzić kolejne korytarze. Skręciła w prawo, potem jeszcze raz. Biegła cały czas dotykając ręką ściany. Wiedziała, że to niebezpieczne, ale dotyk dawał jej jaką taką orientację. Przeczuwała, że nie powinna była teraz podejmować walki. Ten, który ją ścigał nie był nowicjuszem. Ze zdziwieniem zauważyła, że jak do tej pory korytarze były jakby w nienaruszonym stanie. Nagle potknęła się o coś i upadła uderzając się mocno w kolano. Jęknęła z bólu. Wpadła wprost na schody. Zaklęła cicho. Jeśli wyjście będzie zasypane, znalazła się w potrzasku i będzie musiała podjąć walkę. Ścigający był zbyt blisko, aby mogla cofnąć się do poprzedniego rozgałęzienia. Zaczęła niemal na czworakach wdrapywać się po schodach. Nic nie widziała, dodatkowo spowalniał ją ból. Kolano pulsowało, czuła jak puchnie. Schody skręciły i nadal pięły się w górę. Po chwili zobaczyła prześwit. Miała nadzieję, że wyjście będzie wystarczające, aby mogła się prześliznąć. Okazało się, że schody prowadzą do przestronnego pomieszczenia, które również nie uniknęło zniszczenia. Światło dochodziło z wyrwy w murze. Kulejąc coraz bardziej skierowała się w tamta stronę. Choć zbliżał się wieczór to i tak światło słoneczne było wystarczająco silne, aby ją oślepić. Po chwili zorientowała się, że nie tylko słońce. Stała pod wieżą. Była zmęczona i ranna, a to dopiero połowa drogi do skał. Wokół panowała kompletna cisza. Nie było słychać walki na miecze, żadnych odgłosów życia. Wbiegła w wąską uliczkę, by po kilkunastu krokach schować się za następnym załomem. Dyszała ciężko. Była zmęczona. Nasłuchiwała. Po chwili usłyszała nawoływanie i odpowiadające mu dwa głosy. - A więc nie żyje...- pomyślała o Marku. - Dureń jeden. I po co mi jego śmierć? Ruszyła dalej. Teraz ścigało ją trzech uzbrojonych i silnych zabójców. Przebiegła na przestrzał przez ruiny i postanowiła przyczaić się na jednego z nich. Słyszała jak biegnie, jak staczają się niewielkie kamienie. Gdzieś niedaleko zarżał koń. Czekała. Wspięła się na niewielki murek i schowała za uszczerbioną kamienną rzeźbą. Po chwili z zaułka wyłonił się jeździec. Irina widziała go doskonale przez niewielką szczelinę pomiędzy murem a kamiennym strażnikiem. Przygotowała nóż. Tym razem jej rzut będzie celny. Wychyliła się i nim jeździec zdołał zareagować nóż ugodził go prosto w serce. Rzuciła następny – tak dla pewności. Gdy ciało osunęło się z konia, podbiegła i wyjęła noże, otarła je o ubrania mężczyzny i szybko na ile pozwalało jej bolące kolano zniknęła pomiędzy ruinami. Wciąż kierowała się w stronę skał. Kolejni tropiciele byli ostrożniejsi. Zostawili swoje konie już dawno i ścigali ją pieszo. Ruiny skończyły się nagle. Słońce zaszło już za horyzont, ruiny oświetlała jedynie wielka lampa na iglicy. Pomiędzy miastem a skałami była wolna przestrzeń. Irina zaklęła. Obejrzała się. Nie miała pojęcia gdzie są prześladowcy. Jeśli wejdzie na wolną przestrzeń będzie miała do pokonania kilkaset metrów bez osłony, a kolano bolało ja tak bardzo, że nie była w stanie stać na prawej nodze. Nasłuchiwała. Otaczała ją cisza. Była pewna, że oprawcy nie zrezygnowali, czekali aż popełni błąd. Postanowiła skryć się w bezpiecznym miejscu i odczekać. Nie wiedziała ile minęło czasu. Światło latarni wcale jej nie pomagało, była jednak pewna, że minęło wiele godzin. Przez ten czas nie słyszała żadnego dźwięku. Czyżby zrezygnowali? Podeszła najciszej jak mogła do granicy miasta i ruszyła najszybciej jak mogła. Była już prawie w połowie, gdy obok niej przeleciała strzała, po chwili poczuła piekący ból w udzie. Strzała przeszyła jej nogę na wylot. Druga strzała trafiła w ramię. Usłyszała krzyki. Obejrzała się. Na wolną przestrzeń wybiegło dwóch mężczyzn. Jeden z nich przymierzał się do kolejnego strzału. Zaczęła kluczyć niby zając. Dopiero w świetle latarni zobaczyła, że skała w jednym miejscu jest inna. Została w nią misternie wkomponowana brama, ale w taki sposób, że dzięki grze światła i cieni oraz ustawionych kamieni nie była widoczna z daleka i nim dopadła do skał, kolejna strzała uderzyła tuż obok niej. Wtedy zobaczyła symbol – taki sam jaki miała na pierścieniu – jednak ten wyryty był w skale. Weszła w bramę skryta cieniem. Otoczył ją mrok i chłód kamienia. Szła po omacku,z ran sączyła się krew. Po chwili usłyszała głosy za sobą, odgłos krzesania ognia,a następnie zobaczyła blask pochodni. Była poza kręgiem światła. Pod palcami wyczuła wolną przestrzeń i skierowała się tam. Czuła, że traci siły i wiarę w to, że uda jej się uciec. Zakręciło się jej w głowie, upadła. Powoli wstała i ruszyła dalej. Pod stopami wyczuwała twardy grunt. Upadła ponownie. Oprawcy odnaleźli tunel. - Bogowie pomóżcie – szepnęła ściskając pierścień. Tuz obok niej zahuczała sowa. - Błagam pomóżcie… Sowa zahuczała jeszcze raz. - Chcesz mnie wydać przyjaciółko? - szepnęła Irina i straciła przytomność. **** - Huu, huuu, huu, huuu - Matko Boska! - Aleksander usiadł przerażony na łóżku. - Sowa zahuczała drugi raz. Obejrzał się. Siedziała na oknie tuż za jego głową. Nigdy tak nie robiła. - Przeraziłaś mnie! - powiedział w jej stronę. - Wiesz która jest godzina? Zapalił lampkę i wtedy je zobaczył. Siedziały na łóżku wpatrzone w niego. Nigdy nie wchodziły do domu, nigdy nie dały do siebie podejść, a teraz siedziały oba na środku pokoju i gapiły się na niego. - Czego? - popatrzył na białe koty, wściekły, że i one czegoś chcą. Wstały jak na rozkaz i skierowały się w stronę drzwi. - No – jazda na podwórko czy gdzie tam śpicie – powiedział. - Koty zatrzymały się w drzwiach i obejrzały. - No dobrze już dobrze, nie chciałem was wystraszyć. Bestia, który do tej pory siedział spokojnie, spojrzał na sowę, potem na koty i podszedł do łóżka, chwycił kołdrę w zęby i zaczął ściągać ją z łóżka. - Zwariowałeś? - wrzasnął Aleksander. - Ciebie też nawiedziło? Bestia zaczął ujadać. - Dobra, dobra, już wstaję. Chyba zwariowałem. poszło -
2 punkty
-
2 punkty
Czy powinniśmy przyjmować uchodźców?
ReKa i jeden inny zareagował na Olus za post w temacie
Bóg w Słowie nakazał dbać przede wszystkim o domowników, braci w wierze. Skoro ktoś niesie ze sobą zagrożenie dla ciebie i reszty to go nie wpuszczasz i już. Pomóc można na miejscu itd. -
1 punkt
Książka - pisze się
Olus zareagował na Radunia za post w temacie
Myślimy o czasie jak o linii zamiast o pomieszczeniu, zakładamy dwie dane, zamiast trzech. Mistrzowie pieśni Co jest tą siłą, która napędza światy? Miłość? Ale i są tacy, którzy wyrzekli się jej, stwarzając własne cywilizacje. Bez cienia miłości stając się cieniem. Nienawiść? Ale przecież są cywilizacje, które wyrzekłszy się jej, tworzą światy pełne światła bez cieni. Pragnienie? Czy to może być pragnienie? Czyż już niemowlę w łonie matki nie pragnie żyć, a gdy już dorasta nie pragnie tych wszystkich rzeczy materialnych i niematerialnych? Pragnienie domu, pieniędzy, miłości… Kim się jest, gdy przestaje się pragnąć? Czy się jest? Co sprawia, że się jest? Czy cokolwiek co żyje wolne jest od pragnień? Przecież poddani są mu zarówno rośliny, zwierzęta, ludzie, a nawet bogowie. Nawet pragnienie śmierci, jest pragnieniem. Margaret. Jej wspomnienie przesuwa się pod powiekami. Przychodzi we śnie pełna wyrzutu i żalu. A przecież pragnęła tylko miłości, mnie, dziecka, domu, szczęścia… Ile tego jest? Ile pragnień? Wszystkie przekreślone. Kim stałem się, stojąc oto tutaj na szczycie Miru, wyrzekając się wszystkiego? Ale czyżby rzeczywiście? Przecież pchało mnie tu pragnienie poznania. Zrozumienia. Odkrycia prawdy. Czy więc mam prawo mówić, że wyrzekłem się pragnień, skoro to właśnie ono przywiodło mnie tutaj? Tutaj, na szczyt świata zawieszony ponad chmurami? - Czego pragniesz? Starzec opierał się trzęsąca dłonią o sękaty kij. Siwa broda łączyła się z długimi włosami. Stary kożuch szarpał wiatr. Trudno było rozpoznać kolor. Z wychudzonej twarzy patrzyły na niego uważnie bladobłękitne oczy, w których tlił się jeszcze żar życia, obojętny jednak na losy innych. Jego skóra była niemal przezroczysta z niewielkimi brązowymi plamami. Dłoń zdawała się składać jedynie z takiej skóry i kości. - Poznania prawdy – odparłem. Moje skronie lekko już przyprószyła siwizna. Zimny wschodni wiatr szarpał połami kożucha z górskich kozic o długim szarym futrze, szarym jak skały, na których staliśmy. Spoglądałem w jasne oczy starca, w oczy, w których widziałem takie same pytania, jak moje i… brak odpowiedzi. Stary mężczyzna odwrócił się, dając gest, bym poszedł za nim. Wśród szarych skał siedzieli ludzie w różnym wieku, kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Mogą uwagę przyciągnęła pokrzywa. Zielsko, z którym wiecznie służba walczyła w moim ogrodzie, paprocie i… kwiaty. Tu, tak wysoko, gdzie praktycznie nie ma gleby, w tym zacisznym zakątku wśród skał, zdawało się, że i one zanurzone są w medytacji, szukając odpowiedzi na swoje pytania. - Przejdźmy do jaskini – starzec wskazał ręką ciemną plamę w skale. - Może od tych, którzy przybędą uzyskasz odpowiedź na swoje pytanie. - A ty? - spojrzałem w oczy, które przypominały mi rozwodniony kisiel. O ile kisiel może mieć barwę lodowca. - Ja nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. - Ale… Przecież nie pytałem. - Pytanie znam. Nie znam odpowiedzi – spojrzał mi głęboko w oczy, a ja czułem, że zna wszystkie moje myśli. Może i znał i właśnie dlatego jeszcze żyję. Słyszałem ostrzeżenia, by nie dać się nabrać na wygląd, na starość, młodość i uśmiechy. Słyszałem o tych, którzy spadali z Miru dniami i nocami, nim ich szczątki ciał dosięgły lodowatych wód Rzeki okalającej górę. Wyglądali jak aniołowie strącani z nieba w dniu sądu. Okaleczeni, pozbawieni skrzydeł i… życia. Skoro jestem tu i nadal żyję, to on musi wiedzieć. Musi wiedzieć o mnie wszystko. - Jesteś strażnikiem? - spytałem. Uśmiechnął się, a ja już znałem odpowiedź. Oczywiście, że był. Wejście do jaskini było niskie. Musiałem schylić się, jak w ukłonie przed miejscem świętym. Szedłem za swoim przewodnikiem, widząc jedynie jego zgarbioną posturę. Stanęliśmy w zupełnych ciemnościach. Starzec uderzył swoim kosturem w kamienną posadzkę i zrobiło się migotliwie jasno. Jaskinia była obszerna, paliło się w niej wiele ogni, ale nie wiem co było ich źródłem. Z pewnością nie drewno. Po prostu były w ściśle określonych dla siebie miejscach – na wypolerowanych sześcianach z bazaltu. Ognie były niewielkie, białe, intensywne. Pośrodku sali stał ogromny kamienny stół, wypolerowany niczym szkło. Przed nim po obu stronach kamienne ławy. Starzec uniósł swój kostur i uderzył nim drugi raz. Echo odbiło się i poniosło dźwięk gdzieś w dalsze części jaskini. Po chwili wyłonili się stamtąd ludzie i zaczęli przynosić potrawy, stawiając je na stole. Starzec uderzył swoim kosturem po raz trzeci. Do sali drogą, którą przyszliśmy zaczęli schodzić się wszyscy, których widziałem pomiędzy skałami i ci, których wcześniej nie widziałem. W absolutnym milczeniu zajęli swoje miejsca. Starzec wskazał mi abym stanął obok niego, tuż u szczytu stołu. Nie kazał siadać. - Zdradź nam swoje pytanie – zwrócił się do mnie. - Bez czego istota żywa może się obejść? - powiedziałem a mój głos odbił się od ścian groty i poszedł dalej dziesiątkiem ech odbijany od skał w jaskiniach góry Mir. W sali zapanowała cisza. Nadal nikt nie odzywał się, nikt nie patrzył w moją stronę, nikt nie ruszał się. Siedzieli jak posągi. Płomienie na sześciennych bazaltach zdawały się nie ruszać a jedynie lśnić. Nabrałem tchu - Czy można żyć bez pragnienia? Czegokolwiek? W sali nadal panowała cisza. Wiedziałem już, że tutaj nie uzyskam odpowiedzi na swoje pytanie. Ale jeśli nie tu, to gdzie? - Gdzie szukać odpowiedzi? - Spojrzałem z desperacją na obecnych. Byłem u wiedźm i czarowników, u ludzi mądrych i wykształconych. Oni wszyscy mają pragnienia. Stary człowiek podniósł głowę i spojrzał na mnie - Szukaj u tego co nie ma imienia. Na to pytanie tylko on da ci odpowiedź. - U tego co nie ma imienia? Gdzie go szukać? Kto to taki? - To brat trzynasty. - Słyszałem o Górze Dwunastu. Nie było go tam. - Jest poza strachem, na końcu wieczności. Wielu błądziło, niewielu dotarło, a część z tych, co wróciła, nigdy już nie powiedziała słowa. Czy uzyskali odpowiedzi? Nie wiadomo. Jeśli tak, to zabrali je ze sobą do grobu. - Dlaczego? Czy prawda ne powinna być nam dana? - spytałem. - Dana? - Starzec uniósł swoją brew nie ukrywając zdziwienia. - Dana pytasz? A co robią ci, którzy otrzymują ją za darmo? Na co ją używają, jak jej używają. Każda wartość dana za darmo – traci na wartości. Nie mój chłopcze. Ty po swoją odpowiedź przyszedłeś tutaj – szedłeś dniami i nocami po bezdrożach, wspinałeś się na nagie skały, ryzykowałeś życie, opuściłeś życie, które znałeś nie mając pewności czy uzyskasz odpowiedź, miałeś jedynie nadzieję. -… i pragnienie – dodałem. - Więc nikt ich nie pytał? - Może nie pytał odpowiednio. - Nikt nie zapisał? - Prawda obroni się tylko wtedy, gdy jest powtarzana z ust do ust, w brzmieniu słowa. Jeden zapisał. I był jeden, który potrafił to przeczytać. To była poezja, którą on i tylko on mógł wypowiedzieć w o odpowiednim brzmieniu, posłuchaj słów Muzykę świata każdy walczący o dźwięk zrozumie... - Dość. - Młodszy od niego mężczyzna z odrobinę krótszą brodą wstał i uderzył pięścią w stół. Dość mu już powiedziałeś. Reszty słów niech szuka z wiatrem. - Czas już byś wracał – zwrócił się do mnie starzec. - To ta intonacja? – spytałem jeszcze starca. - Nie. To nie ja byłem tym jedynym. - Gdzie go mogę znaleźć? - Wśród cieni. - Tym jedynym był autor, prawda? - spytałem. - Tak. Potrafisz liczyć. Ale teraz już czas. Idź chłopcze. Dziwnie czułem się, gdy nazywali mnie chłopcem. Ale dla nich, tych sędziwych starców – byłem. - To tyle – Aleksander uniósł głowę i spojrzał przed siebie. - To tyle – powtórzył w myślach. Ostatnia wiadomość. - Co czytasz? - przed stolikiem stała dziewczyna o kruczoczarnych długich włosach i czarnych oczach. Patrzyła na niego i uśmiechała się. - Znamy się? - spytał, zamykając starą księgę i zasłaniając ręką tytuł. Skrzywił się. Nie miał ochoty na znajomości, ale ta dziewczyna… Przyjrzał się. Nie była piękna, ale mogła się podobać. Musiał ją szybko spławić. - Mam na imię Alicja. Często cię tu widuję. Przychodzisz w każdy wtorek i czwartek. - Pracujesz tu? - spytał, starając się przypomnieć twarze bibliotekarek. Problem w tym, że nigdy na nie nie patrzył. - Nie. Przychodzę tu codziennie. - Codziennie? - zainteresował się. - Przychodzisz tu codziennie? - powtórzył. Ile by dał, by móc przychodzić tu codziennie. Ale nie miał tyle czasu. - Tak. - Uczysz się? - zapytał. Mogła być studentką, albo wyrośniętą licealistką. W tym wieku zazwyczaj młodych ludzi można było spotkać w barach, pubach, w dyskotekach, parkach, ale nie w bibliotece. Nie w tej bibliotece. - Całe życie szukamy odpowiedzi – uśmiechnęła się ponownie, wzruszając ramionami. - Lubię wiedzieć. - Miała na sobie błękitną sukienkę, a na szyi szary kolczy naszyjnik z wplątanym w niego kryształem. Skromna sukienka delikatnie opinała jej małe piersi. - Co? - zamrugał oczami. Czuł się coraz bardziej nieswojo, gdy tak stała nad nim i patrzyła uważnie. - Na przykład na to czy potrafimy żyć bez pragnień. Jej wzrok przesunął się na księgę, którą starał się przed nią ukryć. Następnie spojrzała mu ponownie w oczy. Delikatny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Odwróciła się i odeszła pomiędzy regały starych ksiąg. Nim dotarło do niego, co powiedziała, już jej nie było. - Zacze… - słowa pozostały nie wypowiedziane. Wstał i ruszył między regały starych ksiąg. Była kompletna cisza. Słyszał jedynie swoje kroki, odbijane echem od posadzki. Nagle pomiędzy regałami zobaczył ją. Nie słyszał jej kroków. Ruszył za nią mijając kolejne regały. Co jakiś czas wyłaniała się spomiędzy nich. Nie wiedział, że biblioteka jest tak wielka. Był pewien, że bez pomocy nie zdoła wrócić. Krążył pomiędzy regałami wciąż posuwając się w głąb. Mijał coraz starsze woluminy. Czy wolno tutaj chodzić? Odsunął od siebie myśl i szedł dalej, wypatrując przed sobą nieznajomą w błękitnej sukience. Wreszcie dotarł do ściany. Ślepego zaułku. Był sam. Nie wiedział jakim cudem mogła mu tutaj zniknąć. Był pewien, że szedł cały czas za nią. Ale był sam. Bardziej to czuł. Rozejrzał się. Stał pomiędzy regałami, na których leżały stare zwoje. Bał się ich dotknąć, bał się, że jeśli tylko to zrobi, rozsypią się w pył. Nagle, dałby sobie rękę uciąć, że jeden z nich nieznacznie wysunął się w jego stronę. Niepewnie wyciągnął rękę i ujął go w dłoń, delikatnie, aby nie uszkodzić cennego manuskryptu. Nie miał pojęcia jak mógł być cenny. Z pewnością nie wystarczyłaby na pokrycie szkód jego pensja nauczyciela historii w miejskim liceum. Rozejrzał się. Był sam. Pragnienie było zbyt wielkie, zbyt wielka ciekawość. Rozwinął manuskrypt. Zapisany był złotymi literami. Kojarzył to pismo, ale nie był pewien. Pośrodku był rysunek – góra pocięta na dwanaście części – jedna nad drugą. – Góra Dwunastu – powiedział cicho. - Boże… To Góra Dwunastu… - Przyjrzał się napisom. Przy każdym poziomie góry były napisy. Zacisnął szczęki. Był wściekły, że nie przykładał się zbytnio do nauki starych języków. (...) CDN jeśli chcecie -
1 punkt
Dekada lat 90-tych - Greatest Hits
Olus zareagował na Layne za post w temacie
no i teraz gadasz...;) -
1 punkt
-
1 punkt
Książka - pisze się
Olus zareagował na BrakLoginu za post w temacie
No i pojawił się niczym Dżin z butelki -
1 punkt
Limerykomania
Dionizy zareagował na Layne za post w temacie
Fajnie. Uwielbiam Cieplice i to był najlepszy czas chyba w moim życiu jak chodziłem do rzemiosł. Klimaty, malarze, bursa, picie tanich win w parku zdrojowym, liga rocka. Ale mi tego brakuje -
1 punkt
-
1 punkt
Książka - pisze się
Zuzia zareagował na BrakLoginu za post w temacie
Dziękować za ciąg dalszy i na zachętę zostawiam... a niech mnie, ja to mam gest -
1 punkt
Limerykomania
Alma zareagował na Dionizy za post w temacie
Upiekłam dwa ciasta i tort bezowy. Trochę pochrapałam więc wyszedł brązowy zje go kochany rozradowany Bo mój ukochany to chłopak morowy Layne Powiedz czemu pojawiły sie w Twoim tekście Cieplice z Parkiem Zdrojowym? Znasz to miejsce? Ja też sie cieszę ze Cię tu widzę. W parkowym zameczku mała restauracja -
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
dlaczego zawiedziony? -
1 punkt
Wiosna tej jesieni
Zuzia zareagował na Dionizy za post w temacie
,,,,Jesień nigdzie się nie spieszy. Ten post też, ma czas. Będzie koło południa,,, Jesień nigdzie się nie spieszy ale ja mam wrażenie że czas jest bardzo niecierpliwy. Piszemy naszą książkę a raczej dziennik zdawać by się mogło mozolnie i powoli a on Pan Czas chyba bez czytania i zagłębiania się w codzienne problemy jedną ręką trzyma za grzbiet tejże księgi a drugą zagiąwszy stronice błyskawicznie przewala dzień za dniem aż niespodziewanie szybko zostaje mu już ostatnie karta........ Nikt się nigdzie nie spieszy a mimo to wszystko za szybko mija. -
1 punkt
Żeby kobieta była kobieca
Wania zareagował na aliada za post w temacie
Czy to działa w jedną stronę, czy mężczyzna bez kobiety też nie może być męski? Bzdety jakieś. -
1 punkt
Jaki prezent dla faceta na Mikołaja ?
omam zareagował na BrakLoginu za post w temacie
Wredziolka No chyba, że to może być jego nowe hobby -
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
omam zareagował na Olus za post w temacie
Można to połączyć:P teraz tak piszesz;) daj znać jak wyszedł test i pytaj... -
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
chodziło mi o pytania rzeczowe...nie głębsze 'przemyślenia' chyba nie chcę poznać Twoich grzechów -
1 punkt
Agnieszka Chylińska
Olus zareagował na BrakLoginu za post w temacie
Agnieszka Chylińska - Nie mogę Cię zapomnieć -
1 punkt
-
1 punkt
80's Lata osiemdziesiąte
BrakLoginu zareagował na aliada za post w temacie
Jeśli nie King Crimson, to może na taki koncert byś poszedł? A po polsku z lat 80. to np. Kult -
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
można powiedzieć? Szczerze odpowiedz.. np? Moja babcia sporo wie..naprawdę... -
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
omam zareagował na Olus za post w temacie
O! do usług. Są lepsze pytanie, ale które chcesz jej zadać? Można powiedzieć, że z zainteresowania. -
1 punkt
-
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
nie przejmuje się, ale chętnie pogłębię swoją wiedzę w tej dziedzinie...czasami źle się czuję, że nie znam odpowiedzi Chcę zadań jej tylko jedno pytanie..ciekawa jestem czy zna na nie odpowiedź, bo na resztę z tego filmiku na pewno zna Skąd więc tak dobrze znasz Biblię- czytałeś ją sporo razy z zainteresowania, a może chciałeś kiedyś zostać księdzem? -
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
nie znam jej bardzo dobrze, na pewno miałabym trudności - nie ukrywam tego. -
1 punkt
Jak dużo wiedzą Polacy na temat Biblii?
Olus zareagował na omam za post w temacie
Nie wiem dlaczego, ale ta niewiedza wcale mnie jakoś bardzo nie zaskakuje. Aż sprawdzę dzisiaj swoją babcię...bardzo dużo się modli, wszystkie tajemnice, pieśni, modlitwy zna na pamięć, czyta dużo czasopism religijnych...ciekawi mnie jednak czy będzie znała odpowiedź na pytanie 'ile osób było na Arce'...nie każdy będzie posiadał taką wiedzę, nie dla każdego jest to ważne...ale ją sprawdzę -
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Czego aktualnie słuchasz?
example123 zareagował na Vertlain za post w temacie
Siódma rano, półprzytomny wyszedłem z pracy, jeszcze mgła nad polami, wata na niebie jakby mniej łososiowa, pierwsze promienie światła sycące resztki zieleni niewiarygodną intensywnością... i ten utwór ze słuchawek. Myślałem że nie zauważam już takich rzeczy. -
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa
kawaixanax zareagował na Radunia za post w temacie
to nie takie trudne, trzeba tylko pracy nad sobą - ciągłej. problem nie polega na tym, że nie jest się wybranym, ale zbyt leniwym, łatwiej jest słuchać wszelkich kapłanów i guru. -
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Limerykomania
Alma zareagował na Layne za post w temacie
Zamykam oczy i widzę wspomnienia tak miłe. Tak nierealne, że zastanawiam się, czy nie śniłem. Myślę o Tobie Nad Twoim grobem. Wspominam samotnie wszystkie najlepsze chwile. Na ławie przede mną stoi pusty po kakao kubek... -
1 punkt
Co sądzicie o Halloween?
ReKa zareagował na Layne za post w temacie
Mam podobne zdanie na ten temat. -
1 punkt
Limerykomania
Alma zareagował na Layne za post w temacie
Cześć @Dionizy. Dobrze Cię widzieć z powrotem. Gdy spotka Cię w piątek miła niespodzianka, Wiesz, że przez weekend będzie pełna szklanka. Przychylność nieba Uczcić by trzeba, Żonę w odstawkę, niech żyje kochanka! W Cieplicach na murku w parku zdrojowym... -
1 punkt
-
1 punkt
jaki serial teraz ogladacie/polecacie?
Olus zareagował na omam za post w temacie
ostatnio to tylko Lucyfera oglądam jak już coś... -
1 punkt
Agnieszka Chylińska
Olus zareagował na BrakLoginu za post w temacie
O.N.A. - Jestem silna https://youtu.be/ADTaSwy4qno -
1 punkt
Agnieszka Chylińska
omam zareagował na BrakLoginu za post w temacie
Kiedy powiem sobie dość Kiedyś myślałem, że ta dziewczyna się nigdy nie ogarnie a udowodniła sobie i wszystkim, że jak człowiek chce to potrafi