- Niebo
- Borówka
- Szary
- Porzeczka
- Arbuz
- Truskawka
- Pomarańcz
- Banan
- Jabłko
- Szmaragd
- Czekolada
- Węgiel
Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01.11.2018 w Posty
-
2 punktyZ tego co mi wiadomo, koncertuje Często występuje też z innymi artystami Słucham, dobre ma kawałki i świetny wokal..charakterystyczną barwę w sumie
-
2 punktyKurde, Mietek Szcześniak. Pamiętam jak byłem mały to on się gdzieś tam przewijał w programach dla dzieci. Słuchacie go? Jakoś tak zniknął z mojego pola widzenia/słyszenia.
-
2 punkty
-
2 punkty
-
1 punktJak w tytule, możemy powymieniać się różnymi utworami religijnymi, chrześcijańskimi Ty tylko mnie poprowadź
-
1 punktooo tak! Uwielbiam, podziwiam..sztuka uliczna to coś co mnie pociąga, coś co robi na mnie ogromne wrażenie. Pełen szacunek, dla każdego, kto potrafi tworzyć takie dzieła - graffiti, murale, konstrukcje...misz masze uliczne. Może w Waszych miastach, wsiach czy zadupiach są tego typu atrakcje?
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktZamykam oczy i widzę wspomnienia tak miłe. Tak nierealne, że zastanawiam się, czy nie śniłem. Myślę o Tobie Nad Twoim grobem. Wspominam samotnie wszystkie najlepsze chwile. Na ławie przede mną stoi pusty po kakao kubek...
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktlubię muzykę chrześcijańską... Nie wspominam już o świetnych wykonach gospelowych Mam w domu swoją listę przeznaczoną tylko tej muzyce Jako młoda dziewczynka chodziłam na tzw. oazę...sporo piosenek religijnych się tam nauczyłam
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktMi to nie przeszkadza, bo w czym może mi przeszkadzać zabawa dzieci przebierających się i proszących o cukierki? Zawsze mam jakieś słodycze przygotowane, niech dzieciaki mają radochę. Gdyby to się odbywało 1 listopada, to co innego, ale wcześniej - czemu nie? A że zwyczaj obcy? Ubieranie choinki to też zwyczaj przejęty od innych, a jednak ubieramy
-
1 punktTen dzień jest bardzo potrzebny, bo zatrzymuje nas na chwilę w naszej rozpędzonej codzienności, żebyśmy mogli nabrać do niej dystansu i zobaczyć więcej.
-
1 punktUchodźców - tak, imigrantów zarobkowych i fundamentalistów muzułmańskich - nie. Należy odróżniać, czego państwa zachodniej Europy nie robiły, tylko przyjmowały "jak leci" i teraz mają problem nie do odkręcenia.
-
1 punktOczywiście, masz prawo do własnego zdania ?, ale skoro twierdzisz, że chrześcijanie powinni przyjmować uchodźców i zakładam, że nie mówimy tu tylko o uchodźcach chrześcijańskich, no to chyba dobrze byłoby to jeszcze jakoś uzasadnić. W chrześcijaństwie na pierwszym miejscu stawiany jest Bóg (a przynajmniej tak powinno być) i przykazania dotyczące Jego, a potem zasady dotyczące relacji z bliźnimi. Jeśli ktoś przychodzi do naszego domu i grzeszy (a bałwochwalstwo jest grzechem), no to sam sobie możesz odpowiedzieć jak powinien w takiej sytuacji postępować chrześcijanin.
-
1 punktWedług mnie tylko wtedy, gdy przyjęliby oni wiarę chrześcijańską i stosowali się do zasad chrześcijańskich. W Dekalogu pierwsze przykazanie mówi wyraźnie "Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną", uważam, że wierzący chrześcijanin nie powinien przyzwalać na rozwijanie się kultu innych, pogańskich, okultystycznych bożków, słońca czy księżyca, a więc chrześcijanin, który przyjmuje uchodźców, a potem stawia im meczety, to chrześcijanin hipokryta, który robi sobie drwiny z własnej wiary i z Boga Biblijnego, w którego wierzy (powinien wierzyć).
-
1 punktZ punktu widzenia chrześcijańskiego, tak. Z punktu widzenia chrześcijańskiego_tylko_w_niedzielę, nie. Z punktu widzenia niereligijnego, zależy od innych poglądów. Z punktu widzenia mojego, tak i nie.
-
1 punktTak, o pogańskich korzeniach wielu świąt, oraz o tym, że duchów nie ma, wiedziałem. Kult przodków praktykowany był już w neolicie, a same rytuały pogrzebowe i jakieś wierzenia dotyczące śmierci i życia pozagrobowego znane były i w paleolicie.
-
1 punkt@Radunia podejrzewam, że nie było takiego momentu w historii ludzkości, czy to naszego gatunku, czy innych istnień poprzedzających nasze. Choć im bardziej ludzie robią się świeccy, tym mniej walk i wojen widzę na świecie.
-
1 punktco widać we współczesnym świecie, samo dobro i raj na ziemi Ile to mieliśmy dni bez wojny w ciągu ostatnich tysiącleci na tej planecie? Przypomnisz? Ale ok, dobra, tak naprawdę mam to gdzieś. Wszystkie religie uważam za hamujące rozwój człowieka.
-
1 punkt
-
1 punktPierwszy dzień listopada. Nie lubię go. Nie lubię tych wszystkich sztucznych kolorowych kwiatów elektrycznych zniczy, upindrowanych tłumów. Czasem odczuwam potrzebę spaceru pomiędzy grobami nie koniecznie znajomych lub bliskich. Tak zwyczajnie iść powoli pomiędzy obsypanymi liśćmi grobami, o niczym nie rozmawiać słuchać. Dawniej było chyba trochę inaczej. Kobiety wyciągały a szaf modne wtedy futra mocno śmierdzące naftaliną czy innymi środkami na mole. W towarzystwie kilku takich elegantek trudno było oddychać. Na nagrobkach ustawiano wtedy kwiaty niby takie same ale inne. Hodowane przez mistrzów ogrodniczych ogromne chryzantemy z wielkim pełnymi kwiatami.. I tamte znicze z wosku w ceramicznych pucharkach migoczące żółtym płomieniem i potwornie kopcące tak że w odległości kilkuset metrów od cmentarza już widać było łunę i zapach listopadowego świeta Trzeba za chwikę tam się udać postawić kwiaty, zapalić znicz. Chwilę pomyśleć o tych co odeszli i zastanowić się nad swoją historią, rodowodem, korzeniami. Wydaje mi się to bardzo ważne bo cóż warty jest człowiek bez swojej historii Trochę posmędziłem ale to taki dzień. Wybaczcie. A co do szarlotki to ja wczoraj upiekłem ( robię to czasem) taką znakomitą . Dziś pojedzie na Bawarię do mojej najmłodszej i Juniora. Mam nadzieję ze będzie im smakować . Ale jest jej bardzo wielka blacha także i dla domowników coś zostanie.
-
1 punkt- Spokojnie maleńki – powiedział najłagodniej jak potrafił, aby uspokoić szczeniaka. - Nie zrobię ci krzywdy. - Podszedł bliżej wyciągając rękę. - Nie bój się, chcę ci pomóc. Widocznie szczeniak uspokajał się. Aleksander przykucnął. - Pomogę ci. Zawiozę cię do weterynarza. Nie bój się. - Wyciągnął rękę w jego stronę podstawił mu dłoń. Zwierzak obwąchał ją i już nie warczał. Pogłaskał go za uszami, po głowie. Przyjrzał się. - Poczekaj tu – powiedział i wrócił do chaty. Ubrał się szybko, zwinął koc i zabrał kluczyki. Gdy wrócił, plama krwi powiększyła się, szczeniak jednak leżał nadal. Owinął go delikatnie w koc, uważając, żeby go nie ugryzł. Ten jednak pozwolił się zabrać. Widać było, że traci siły, poddaje się. Położył go delikatnie na siedzeniu obok. I włączył silnik. Wilczek zerwał się, Aleksander pogłaskał go uspokajająco. - Nie bój się i nie poddawaj. Walcz. Zaraz ci pomożemy. Spędzał tu wszystkie wakacje. Jeden z jego kolegów był weterynarzem. Postanowił pojechać wprost do niego do domu. Mieszkał niedaleko i miał nadzieję, że pomoże szczeniakowi. - Jezu Olek, na litość boską co się stało? - Jurek stał w piżamie z resztkami snu na powiekach. - Waliłeś w drzwi jakby świat się palił. Kiedy przyjechałeś? - Wczoraj, a dzisiaj rano znalazłem pod domem to – wskazał na trzymany w ręku koc. - Musisz mu pomóc. - Pokaż co tam masz? - W nocy myśliwi urządzili polowanie. Musieli go postrzelić. Nie wiedziałem, że strzelają do szczeniaków! - Wejdź. Mam tutaj swój gabinet. Połóż go na stole, a ja zaraz przyjdę. Mężczyzna od razu obudził się. Gdy po chwili wrócił, szczeniak już leżał na stole. Jego oddech był płytki i słaby. - Uratujesz go? - Aleksander spojrzał na przyjaciela. - Wiesz co to jest? - popatrzył na Aleksandra. - Wilk?… Pies? Aleksander popatrzył na weterynarza. - To mieszaniec psa z wilkiem. Myśliwi robią odstrzały takich mutantów. Wiesz co się stanie, gdy dowiedzą się, że go uratowałem a ty go wypuścisz? - A kto powiedział, że go wypuszczę? - To w połowie wilk. Nie wiesz, która natura zwycięży. Wilki nie dają sobą tak manipulować jak psy. To wolne stworzenia. - Nie gadaj tyle tylko go uratuj. - To chciałem usłyszeć. Nie pozwól, żeby ci uciekł. Dobrze, że przyjechałeś do mnie tutaj. Ma trochę śrutu w sobie, ale dam radę. Przyjedź za kilka godzin. - Mam go zostawić? - Nie bój się, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby go uratować. - Słuchaj, koszty się nie liczą. - Policzę ci tylko za leki. Za nic więcej, po starej przyjaźni. I dla naszego wspólnego dobra nikomu o nim nie mów. - Mam u ciebie dług. - Nie masz – powiedział zajmując się już psem i nie patrząc na Aleksandra. - Oddałeś mi najpiękniejszą kobietę w regionie. Mam nadzieję, że nie masz już do mnie o to żalu? - Spojrzał przelotnie na Aleksandra. - Nie oddałem – powiedział spokojnie, a ten spokój sam go zaskoczył. Kiedyś o Annie nie potrafił mówić bez drżenia w głosie. - To ona wybrała, ani ja, ani ty – tylko ona. Wybrała ciebie i myślę, że jest z tobą szczęśliwsza. Nigdy nie miałem żalu do ciebie. Jeśli już to do siebie, że nie byłem taki jak ty. Ale to już przeszłość. - Ale… Nie ożeniłeś się. Nie widzę obrączki. Mam nadzieję, że to nie przez…Wiesz, byliśmy naprawdę świetnymi przyjaciółmi, a potem przestałeś przyjeżdżać. Widziałem teraz ogłoszenie, że sprzedajecie dom. Aleksander zacisnął usta. - Tamto to już przeszłość. Było ciężko, ale teraz nie ma znaczenia. Nie, nie ożeniłem się, ale dlatego, że nie spotkałem odpowiedniej kobiety. Wiesz… Zawsze szukałem takiej miłości jak babcia i dziadek. - Tak… Oni byli niesamowici. Szukasz ideału. Życzę abyś znalazł. Powiedział jakoś smutno. - Czy między wami…? - Nie zawsze jest idealnie. Nie zawsze jestem w stanie sprostać wymaganiom. - Jeśli ty nie jesteś w stanie, to ja tym bardziej nie byłbym. - Chyba za bardzo mnie przeceniasz. - Nie. - Naprawdę chcesz sprzedać dom dziadków? - Nie. O niczym nie wiedziałem. Przyjechałem z przyjaciółmi spędzić tu wakacje. Nie dzień czy dwa, ale dwa miesiące. Wpadłem na siostrę, gdy już prawie podpisywała akt sprzedaży. O niczym nie wiedziałem. - Ale jak? Przecież jesteś… - Właśnie. Dzisiaj odkupię od niej jej część. - To bardzo dobra wiadomość. Zastanawialiśmy się z Anną czy nie kupić tego domu. Dla nas ma on również sentymentalną wartość. Wszyscy lubiliśmy chodzić do twoich dziadków, ale nie wiedzieliśmy jak zareagujesz a sprawą zajmowała się tylko twoja siostra. - Bardziej bym to przeżył niż sprzedaż komuś obcemu – uśmiechnął się. - To mówisz, że na dwa miesiące? - Wpadnijcie do nas. Nie przeszkadzam. Zrób co możesz, a ja załatwię sprawę z domem. - Lepiej wyjdź, bo narkoza już działa a teraz będę ciął i szył. Nie chciałbym wzywać pogotowia do ciebie. Za wcześnie było, aby jechać do siostry. Zapewne, gdy już wszystko załatwi – zadzwoni. Postanowił pod drodze zajechać do sklepu, kupić świeże pieczywo i coś na śniadanie oraz ciastka do kawy. Po wizycie w sklepie na wsi pewien był, że już wszyscy będę wiedzieć o jego obecności. Może i lepiej – pomyślał. Gdy zajechał pod dom od razu wyszedł Maciej a za nim Zofia. - Widzieliśmy krew przed domem. Myśleliśmy, że to twoja. Co się stało? - Nie, nie moja. Był tu może ktoś? - Nie, nikogo nie było. - Koniecznie musimy zmyć tę krew. Zaraz wam wszystko opowiem, ale cicho sza nic nikomu nie mówcie. - Na litość boską w coś ty się wpakował? Słyszeliśmy strzały w nocy. Wyjechałeś tak wcześnie... - Spokojnie. Zmyję krew i przygotuję śniadanie. Podszedł do studni z wodą i wyciągnął pełne wiadro. Zalał nią trawę. Rozejrzał się. Plamy krwi ciągnęły się do jego domu z lasu. Poszedł po następne i pozmywał kolejne. Teraz niech szukają wiatru w polu – pomyślał. Choć zdziwiło go, że nikogo nie było. Powinni od razu szukać, skoro postrzelili zwierzę. Gdy tylko skończył opowiadać, pod jego dom zajechał samochód terenowy. Śniadanie było już gotowe. Jajecznica parowała z talerzy, gorąca herbata z kubków. Wszyscy siedzieli przy stole. Z samochodu wysiadł mężczyzna w średnim wieku i pilnie przyglądał się trawie, chodząc po całym podwórku. Aleksander zastanawiał się czy zmył porządnie trawę, ale nie zamierzał czekać. Wyszedł przed dom i spojrzał na mężczyznę. Nie znał go. - To teren prywatny – zakomunikował. - A, dzień dobry – powiedział tamten. - Nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka. Aleksander spojrzał wymownie na trzy zaparkowane samochody i unoszący się dym z komina. Drzwi do domu otwarte były na oścież. - W nocy mieliśmy polowanie i chyba postrzeliliśmy zwierzę… - Chyba? - Aleksander podniósł brew. - To nie wiecie? - No wie pan jak to jest. Las, ciemno… - Nie. Nie wiem. Nie jestem ani myśliwym, ani żołnierzem. Ale proszę powiedzieć co to za zwierzę, jak znajdę to dam znać, z pewnością nie będę patrzył jak cierpi. - To pies. - Strzelaliście do psa? - Może wyglądać jak wilk. - Wilczur? - Nie. Mamy tu wilki i zaobserwowaliśmy miot, w którym urodziły się mieszańce psa z wilkiem. Zbadaliśmy DNA. - W jaki sposób? - Z odchodów. Zastrzeliliśmy sukę i młode, ale jedno chyba uciekło, ale nie jestem pewien. - Suka była psem czy wilkiem? - Wilkiem. - To dlaczego ją zabiliście? Z rozpędu czy baliście się zemsty zranionej matki? Ale ok. Nie będę wnikał. Jak zobaczę coś rannego podobnego do psa to dam znać. Ale mówi pan, że nie jest pan pewien? - Być może wystrzelaliśmy wszystkie. Były już dosyć duże. - Jak duże? Mogą być groźne? Wie pan. Mieszkamy w mieście, jedyne psy jakie widujemy to pudle i chihuahua. - Jakby co to chyba nie, ale oczywiście lepiej nie zbliżać się. Ranny może pogryźć, a nie wiadomo czy nie ma wścieklizny – powiedział mężczyzna. - Ta jasne i co jeszcze? - Strasz dalej – pomyślał Aleksander a głośno powiedział – Poproszę o jakiś kontakt, abym mógł dać znać. Mężczyzna wyjął wizytówkę. - Dziękuję bardzo za pomoc. - Trzeba sobie pomagać. - Gdybym wiedział, że państwo tu są, byłbym wcześniej. Aleksander uśmiechnął się, ale miał ochotę mu przyłożyć. On już nie szukał rannego zwierzęcia. Doskonale wiedział, że do tego czasu wykrwawiłby się. Myśliwy wsiadł do samochodu i odjechał. Nie minęła godzina, gdy zadzwonił weterynarz. - Zabieraj tego gnojka, bo muszę otworzyć gabinet – powiedział od razu do słuchawki. Aleksander od razu wsiadł do samochodu i pojechał do przyjaciela. Zastał go w gabinecie. Szczeniak leżał w klatce i wył. Aleksander podszedł do niego i podstawił mu dłoń. Pies polizał go po ręce. - Poznał cię, choć jest jeszcze zamroczony. Jest silny. Od razu chciał wstać i uciekać, choć łapy mu się jeszcze plączą. Dlatego dałem go do klatki. Możesz wziąć go wraz z nią. Potem oddasz mi klatkę. Jest dziki, może wystraszyć się jazdy samochodem. - Przywiozłem go bez klatki. - Tak, ale był cały podziurawiony – pamiętasz? Dostał środki wzmacniające, więc teraz może być inaczej. Zaszczepiłem go przeciw wściekliźnie i dostał trochę witamin. Stracił trochę krwi, ale żadnych groźnych uszkodzeń. Na szczęście musiał już być dość daleko od myśliwego. Inaczej byłby poszatkowany jak ser szwajcarski. Napisałem ci cały zestaw – jaka karma, ile razy dziennie i jak dbać o rany. Szwy same mu się rozpuszczą. Zabieraj go, bo znając życie zaraz będą u mnie. Tu masz leki – wskazał na niewielką torebkę foliową. - U mnie już byli. - No widzisz. Gdy tylko zapłacił przyjacielowi, wziął klatkę i wyszedł pospiesznie z domu. Zapakował na tylne siedzenie i ruszył. Początkowo szczeniak wystraszył się, ale Aleksander cały czas mówił do niego uspokajająco. Po chwili zobaczył, że szczeniak śpi. Być może jego głos i usypiające kołysanie samochodu a także działające jeszcze środki sprawiły, że spał w miarę spokojnie. Postanowił od razu pojechać do najbliższego miasteczka i kupić karmę i mleko dla swojego pupila. Wiedział już, że nie odda go nikomu. Spojrzał na klatkę - Jesteś tak samo samotny jak ja. Teraz będziemy mieli siebie nawzajem. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Gdy już podjeżdżał pod chatę, dostał smsa od przyjaciela - Tak jak mówiłem. Byli u mnie, ale niczego nie znaleźli. Na szczęście nie obudziłeś Anny swoim waleniem w drzwi. Nie wiedziała, że ktoś był. Oczywiście najpierw pytali ją. - Nawet jej nie powiedział, że byłem – zastanowił się. Po chwili jednak zaczął się zastanawiać komu nie ufa. Jemu, czy – jej? - I jak tam nasz mały pacjent? - zapytała Zofia, gdy Aleksander wszedł do domu. Macieja nie było. Wycinał żerdki na drabinę z samosiejek, które już zaczęły porastać stary sad. Po chwili jednak rąbanie ustało i Maciej również zajrzał do chaty. - I co? Żyje? - Żyje. Jerzy stwierdził, że miał bardzo dużo szczęścia. Żadnych poważnych uszkodzeń, stracił dużo krwi, musi tylko nabrać sił. Pies obudził się i zaczął szamotać się w klatce. Aleksander zamknął drzwi wyjściowe i otworzył klatkę. - Wychodź maleńki – powiedział łagodnie. - Zapewne chce ci się pić. Na razie tylko woda – zgodnie z zaleceniem lekarza i trochę mięsa. Wilczek wyszedł niepewnie. Był wystraszony. Dotychczasowy kontakt z ludźmi to zabicie jego całej rodziny i całkowita zmiana otoczenia. Aleksander pogłaskał go i podstawił wodę. - Dajmy mu czas na oswojenie. To całkiem nowa sytuacja – powiedział Maciej. - Odsuńmy się od niego. Zostawili zwierzaka i wyszli na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Maciej z Zofią zajęli się drabiną, Aleksander zaczął kosić trawę. Po południu dostał telefon od siostry, że wszystko już załatwione i wystarczy jego podpis za godzinę u notariusza. - Nie tarci czasu – skwitował Maciej. - Ale to dobrze. Potrzebujesz czegoś? - Nie. Zwróćcie tylko uwagę na szczeniaka. Tak jak przewidział Maciej, siostra Aleksandra starała się podwyższyć cenę sprzedaży, jednak przypomniał jej, że starała się sprzedać jego część bez jego wiedzy i powiadomił, że wie o anonsach w gazetach. Zakomunikowała jednak, że koszty notariusza są po jego stronie. Ona nie dołoży się i zrobiła obrażoną minę, jednak nie dyskutowała. Dokładnie przeczytał dokument dwa razy, aby sprawdzić, czy nie ma tam żadnych kruczków. Nie było. Podpisał dokumenty i wraz z siostrą udał się do banku. Koniecznie chciała gotówkę. Wypłacił pieniądze i kazał podpisać dokument, że przyjęła wynagrodzenie. - Nie ufasz mi? - spytała. - No wiesz. Ostatnio nie bardzo. - Kiedyś byliśmy zgrani i ufaliśmy sobie – powiedziała. - Nie Kasiu. Nigdy nie byliśmy. Odrabiałem za ciebie lekcje, kłamałem, gdy byłaś na wagarach albo narozrabiałaś, krylem cię przed rodzicami i dziadkami, ale ty Kasiu nigdy nie stanęłaś w mojej obronie, nigdy dla mnie nie skłamałaś i nigdy nie odrobiłaś za mnie lekcji. To nie było zgranie tylko wykorzystywanie, a to jest różnica. - Wstąpisz do mnie na kawę? - Może innym razem. - Ciągle masz żal? - Nie wybaczyłbym ci, gdybyś sprzedała dom obcemu człowiekowi, gdyby dom dziadka został zniszczony, gdybym nie mógł tam pojechać. Na szczęście zadzwonił jej telefon i stwierdziła, że musi już jechać. Odetchnął z ulgą. Nie chciał roztrząsać spraw przeszłości. Nigdy nie byli wzorowym rodzeństwem. Mieli całkiem różne charaktery i zainteresowania. Jego starsza siostra wolała towarzystwo i zabawę, on był nieśmiały, cichy i wolał samotność. Tutaj miał kolegów tylko dzięki dziadkowi, do którego schodziły się chyba wszystkie dzieci z okolicy, choć wszystkie miały daleko do chatki dziadka. I wszystkie mówiły do niego „dziadku” a do babci - „babciu”. Gdy wracał do domu uderzyła go jedna myśl. Jego siostra była zbyt wielką materialistką, aby odpuścić podział. Po chwili jednak uznał, że minęło wystarczająco dużo czasu aby zdążyła przetrząsnąć każdy kąt chaty w poszukiwaniu czegoś co można byłoby spieniężyć. Uśmiechnął się. Na szczęście nie zaprosiła tam nikogo kto skupował stare meble. Były zaniedbane, ale po renowacji z pewnością odzyskają swój dawny urok. Nie były to wprawdzie meble gdańskie, ale miały w sobie coś urzekającego i co najważniejsze – były drewniane. Gdy wszedł do chaty psiak od razu schował się pod łóżko i za żadne skarby nie chciał spod niego wyjść. Wreszcie Aleksander dał za wygraną. Spojrzał na miski. Były puste. Kolejne karmienie miało być wieczorem. Zjedli obiad a psiak wciąż siedział pod łóżkiem. Najwidoczniej tam czuł się najbezpieczniej. Drabina była już gotowa. Maciej był tak podekscytowany, że nikt nie miał serca odmówić mu pierwszeństwa. Zszedł na dno suchej studni, a Aleksander i Zofia pozostali na górze. Aleksander czuł jak bije mu serce, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć. Ale nie wydarzyło się nic. Po chwili zobaczył siwą głowę Macieja wychodzącego ze studni. - Tam nic nie ma – powiedział rozczarowany. - Zwykłe kamienne ocembrowanie. Żadnego tunelu, żadnych drzwi. Nic. Zwykła sucha studnia. Aleksander jednak nie uwierzył i sam postanowił sprawdzić. Schodził powoli szczebel po szczeblu bacznie przyglądając się kamieniom, którymi obłożono brzegi studni aż dotarł na samo jej dno. Nic. Opuścił go cały entuzjazm, jakby znalazł się w ślepej uliczce. - Coś przeoczyliśmy – powiedział Maciej, gdy siedzieli już przy stole, a w całym domu pachniało kolacją. Spojrzał przez okno, blisko domu pasła się sarenka. Przyzwyczaił się do tego widoku. Najwidoczniej nie bała się ich a i oni w niczym jej nie zagrażali. Szczeniak nadal siedział pod łóżkiem,a na stole parowała jajecznica na boczku. - A może to tylko bzdury. Daliśmy ponieść się fantazji, jak dzieci – powiedział Aleksander. - Może. Ale jakby nie było, cieszę się, że tu jestem – powiedział Maciej. - Miło spędziłem te kilka dni. Muszę już wracać i zając się swoimi sprawami. Jakbyś coś znalazł, daj znać. Jutro rano wyjeżdżamy. Aleksander spojrzał na Zofię. - Ja też już wracam. Lubię wieś, ale nie w nadmiarze. Jestem rasowym mieszczuchem. Lubię mieć sklep i kino pod nosem. Jak coś znajdę dam ci znać. Jakby nie było to było coś zupełnie odlotowego i odjazdowego. Dawno nie czułam się tak swobodnie - jak małe dziecko. Dziękuję ci, że nas przyjąłeś i cieszę się, że kupiłeś ten dom. Ma swoją duszę. Czuję się tu niezwykle dobrze. Po całym tym stresie pobyt tutaj bardzo dobrze mi zrobił. Naładowałam akumulatory. Nim położyli się spać, wybiła niemal północ. Przed spaniem Aleksander nałożył jedzenie dla szczeniaka, zgasił światło i położył się spać. Gdy już zasypiał, słyszał jeszcze jak pies skrada się powoli do miski, i przeciąga ją pod łóżko. Potem pożerał łakomie kolejne kawałki mięsa. Obudził się nagle. Coś przygniatało jego nogi. Ptaki za oknem darły się wniebogłosy, jakby koniecznie chciały oznajmić całemu światu, że oto już nastał świt i pora wstawać. Spojrzał na zegarek. Było przed piątą. Jego wzrok spoczął na niewielkim szarym kłębku zwiniętym w jego nogach. Uśmiechnął się. „To już coś” - pomyślał. Szczeniak spał spokojnie. Aleksander leżał patrząc w sufit. Nie chciał go obudzić , psuć tej chwili. Może to jeszcze nie przełamanie lodów, ale pierwszy etap i nie ma znaczenia czy pies chciał być przy nim, czy po prostu na miękkim i ciepłym posłaniu. Niech śpi spokojnie. Miał sen, ale im bardziej chciał przypomnieć sobie co mu się śniło tym bardziej wspomnienie wymykało mu się. Coś niepokojącego. Coś mu umknęło. Pozostało jedynie wrażenie, że powinien się spieszyć. Przypomniał sobie urywki snów. Był małym chłopcem i spędzał wakacje w tym domu, u dziadka i babci. Babcia robiła naleśniki, czuł wyraźnie ich zapach, a dziadek… dziadek, tak – pomyślał, uśmiechał się i powiedział – to wyspa skarbów – zatoczył ręką łuk, na tej wyspie piraci schowali skrzynię pełną skarbów. A ty mój chłopcze jesteś odkrywcą. Jesteś odkrywcą? Jesteś? Jesteś? - pytał dziadek a z jego twarzy znikał uśmiech. Patrzył mu głęboko w oczy, intensywnie, jakby chciał zajrzeć w zakamarki jego duszy. - Coś przeoczyliśmy – pomyślał. - Zaczęliśmy od studni, ale mapa może być w domu. To dom jest wyspą, czym więc jest studnia? Usłyszał skrzypienie podłogi na piętrze i po chwili ktoś schodził po schodach. Psiak zerwał się i schował pod łóżkiem. - Aleksandrze wstałeś? - spytała Zofia z korytarza. Na szczęście nie otwierała drzwi. - Daj mi sekundę proszę – powiedział i szybko zaczął wkładać spodnie i koszulkę. - Rannym ptaszkiem nie jesteś – zaśmiała się, gdy już otworzył jej drzwi. Podszedł do okna, otworzył je, a do wewnątrz wpadło świeże, letnie powietrze. O tej porze jeszcze chłodne. - Myślałem – powiedział. - O czym to myślałeś o poranku? - zaśmiała się. - O naleśnikach – skłamał. *** - To dobry pomysł na pożegnalne śniadanie. - Niech ci będzie – zaśmiał się. - Ja robię naleśniki, ale ty- kawę. - Umowa stoi. Marna ze mnie kucharka. Dwie godziny później stał przed domem i patrzył na dwa samochody, które raz znikały, raz pojawiały się na wiejskiej drodze, która czasami wiodła wzgórzem, a czasami skręcała w wąwóz. Wreszcie zniknęły wśród wzgórz i drzew. Odczekał jeszcze chwilę. Przymknął oczy i wystawił twarz na słońce. Lekki wietrzyk przyniósł delikatną pieszczotę i zapach traw. - Wreszcie – szepnął do siebie. Lubił swoich gości, ale najlepiej czuł się we własnym towarzystwie. Wszedł do domu. Miski z jedzeniem znowu nie było. Uśmiechnął się, wziął kuwetę i wyrzucił jej zawartość. - Chodź Bestio – powiedział łagodnie. - Czas obejrzeć dom. Wyszedł nie zamykając za sobą drzwi. Okno zostawił otwarte. Wiedział, że jeśli szczeniak będzie chciał uciec – zrobi to. Zostawił mu wolny wybór, trochę utrudniony, ale jednak. Do tej pory nie miał czasu dokładnie przejrzeć tego, co pozostawili po sobie dziadkowie. Wiedział, że wcześniej każdy zakamarek przetrząsnęła jego siostra, ale wiedział też co ją szczególnie interesowało. Cieszył się jedynie, że nie wyrzuciła rzeczy dziadków z myślą o sprzedaży domu. Na szczęście była zbyt leniwa i być może chciała zostawić to na głowie przyszłego nabywcy. Przy swoich gościach tym bardziej nie chciał szukać po szafach i zakamarkach. Miał nadzieję, że oni tego nie zrobili. Wszedł po schodach na piętro i zatrzymał się w korytarzu. Spojrzał na niewielkie drzwi na stryszek. Tam postanowił wybrać się później. Najpierw sprawdzi pokój dziadka i… jego. To właśnie w pokoju po lewej stronie spędzał wszystkie swoje wakacje. Dziadkowie wtedy spali na parterze, on dostawał pokój dziadka, a siostra – babci. Skręcił w lewo, do pokoju, w którym lubił przebywać dziadek, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Rozejrzał się. Niewiele było tu mebli. Stare łózko,. biurko i porządna szafa. Otworzył ją i uśmiechnął się krzywo. Najwidoczniej siostra zrobiła więcej, niż myślał. Szafa była pusta. Otworzył szufladę – również była pusta. Najwidoczniej siostra jednak wszystko opróżniła. Poszedł do pokoju babci – to samo. Drzwi na strych zamknięte były tylko na haczyk. Otworzył je. Trójkątne okienko jedynie rozpraszało mrok. Zapalił światło. Dziadkowie lubili porządek. Swoje rzeczy na strychu trzymali w szafach i kufrach. Za sobą usłyszał ciche stąpanie. Obejrzał się. Szczeniak ciekawie i nieco jeszcze lękliwie zaglądał do środka. - Chodź – uśmiechnął się w jego stronę. - Pobuszujemy tutaj trochę. - Ten jednak nie poruszył się. Aleksander zaczął zaglądać do szaf. Najwyraźniej tutaj jego siostra nie zaglądała. Zawsze bała się strychu, mówiła, że tu straszy. Nagle za jego plecami rozległ się rumor, coś spadło na podłogę. Usłyszał warczenie i… trzepot skrzydeł. Odwrócił się nagle. Bestia stał z najeżoną sierścią na grzbiecie i warczał na sowę. Ta trzepotała skrzydłami i starała się znaleźć bezpieczne miejsce, zalegający kurz wnosił się w powietrze, tworząc wzory na padającym z okienka promieniu światła. - Dobrze, już dobrze Bestio – podszedł do wilka i delikatnie dotknął jego głowy. - Dobra robota. Zostawimy jednak sowę, ona tu mieszka od zawsze, albo jej rodzina – zastanowił się. Dziadek kiedyś zdradził mu tajemnicę owego straszenia. Z niewiadomych dla niego powodów nigdy nie wyjawił jej jego siostrze. To był znak. Oznaczało to, że nie chciał aby ona tu wchodziła. Bestia uspokoił się, spojrzał na Aleksandra, ale już bez lęku. Aleksander podrapał go za uchem, sowa uspokoiła się. Dopiero teraz mężczyzna zobaczył drewnianą, zbitą z desek skrzynię, na której wcześniej musiała siedzieć sowa. Podszedł do niej i ze zdumieniem zobaczył, że jest zamknięta na klucz. Dziadek zazwyczaj niczego nie zamykał. Wyjął z kieszeni klucze, które otrzymał od siostry, przyjrzał się im i sprawdził. Żaden z nich nie pasował do zamka skrzyni. Miał dwa wyjścia – szukać klucza, albo rozwalić zamek. Nie był wandalem. Wrócił do pokoju dziadka i ponowienie rozejrzał się. Był wściekły na siebie, że nie przyjechał wcześniej i na siostrę, że postanowiła wszystko wyrzucić. Jeszcze raz sprawdził wszystkie szuflady w biurku a nawet spojrzał pod biurko. Otworzył szafę i jeszcze raz szufladę w niej. Gdy ją zamknął przyjrzał się i otworzył jeszcze raz. Dno szuflady było za wysoko! Przesunął dłonią po dnie i bokach. Wyczuł delikatną nierówność, nacisnął. Dno uniosło się lekko do góry. Wyjął delikatnie i położył na podłodze. -Podwójne dno – uśmiechnął się. - W szufladzie leżała koperta zaadresowana do niego, obok ulubione pióro dziadka. Wyjął ją. Była duża, szara i ciężka. Pod palcami wyczuł kształt klucza. Usiadł na łóżku i rozerwał kopertę. Wyjął z niej duży żelazny klucz oraz stary, gruby zeszyt. Otworzył go i przekartkował. To zdecydowanie było pismo dziadka. Pismo, którego zawsze mu zazdrościł. Piękne, kaligraficzne litery układały się równiutko. Kolejne zdania pisane piórem, z którym jego dziadek nigdy nie rozstawał się. Wilk wszedł do pokoju, rozglądając się i obwąchując wszystko. Już nie bał się. Aleksander spojrzał na niego i zastanowił się. Psiak wyszedł z ukrycia tuż po wyjeździe jego gości, jakby dopiero teraz poczuł się bezpiecznie. Mężczyzna zajrzał jeszcze raz do koperty i dopiero teraz zauważył kartkę złożoną na pół. Wyjął ją i rozłożył. To był list do niego. Spojrzał na Bestię i włożył klucz do kieszeni kamizelki - Myślę Bestio, że czas, abyś wyszedł z więzienia. Chodź na podwórko. Podszedł do szczeniaka i pogłaskał go po głowie. Gdy wychodził z pokoju, niosąc ze sobą list i zeszyt, wilczek zerwał się i pobiegł przed nim po schodach. Gdy tylko wyszli przed dom, młody wilk zaczął biegać szczęśliwy, że może ponownie poczuć dotyk traw pod łapami. Tarzał się w trawie, podskakiwał aż wreszcie zniknął z pola widzenia Aleksandra. Chciał go zawołać, ale wiedział, że nie może. Nie uwięzi go, wbrew jego woli. Jeśli będzie chciał, to wróci do niego, a jeśli nie… No cóż. Będzie musiał umykać myśliwym. Miał jednak nadzieję, że zrozumie, że jest za młody na polowanie, że potrzebuje jego – Aleksandra i... że on Aleksander potrzebuje Bestii. Usiadł na ławce i zaczął czytać „Kochany Aleksandrze, gdy czytasz ten list nas już nie ma. Zapewne już skosiłeś trawnik i naprawiłeś drabinę. Nie pozwoliłeś siostrze sprzedać domu. Siedzisz na ławce przed domem. Czytasz,a gdy podnosisz głowę twój wzrok pada na Górę Dwunastu Apostołów. Zapewne zadajesz sobie pytanie, gdzie znajduje się owa magiczna Góra Dwunastu i czy to jest ta sama, na którą patrzysz. Może być ale nie musi. Może być tutaj i może być w całkiem innym miejscu i może wcale nie być górą. Medalion, który podrzuciłem ci dawno temu, miał cię tutaj doprowadzić. Do tej chaty na końcu świata, bo ta chata mój drogi chłopcze jest również początkiem. Studnia, która nie ma wody jest kluczem, ale zapewne już się domyśliłeś. Zapewne już w niej byłeś i szukałeś wejścia, ale to znajduje się tam, gdzie jest najmroczniejszy zakamarek w twojej duszy. Zastanawiałeś się może nad kwestią ciągłości zdarzeń, że to może być mylące? Powinienem coś ci powiedzieć. Dać wskazówkę, dobre rady, przygotować. Ale jedyne co przychodzi mi do głowy i co podpowiada mi moja kochana Aniela to to, abyś kierował się sercem i za nim podążał. Czasami sny i wizje są bardziej prawdziwe niż rzeczywistość, która cię otacza. Sen nie zawsze jest snem mój drogi chłopcze, choć zapewne, gdy to czytasz jesteś już dorosłym człowiekiem. Twój dziadek Michał i babcia Aniela. P.S. Zabierz ze sobą latarkę. Światło cię poprowadzi, niekoniecznie latarki, ale na początek niech będzie.” Aleksander odłożył list. Coś zaszeleściło w pobliskich krzewach, nagle wypadł z nich wilczek. Z wrzaskiem do lotu zerwało się stado ptaków. Bestia przebiegł niczym błyskawica obok Aleksandra i zniknął gdzieś wśród traw. Aleksander otworzył zeszyt. „Ludzie pragną być kochanymi nie za to jakimi są, ale za to jakimi pragną być, dlatego zakładają maski. Pytanie brzmi: kto produkuje maski? Czy ktoś się nad tym zastanawia, próbując dopasować do siebie odpowiednią maskę? Kogo widzą ludzie patrząc na mnie? Starca? Dziadka? Bez przeszłości i przyszłości? Kogoś, kto wybrał odosobnienie wraz ze swoją żoną w lichej, starej chatce bez luksusów współczesności, pozwalając sobie jedynie na prąd? Kto jeszcze dzisiaj czerpie wodę ze studni? Czy mogę powiedzieć kim jestem, kim byłem, kim stałem się, nim postanowiłem wieść swoje życie, powracać do niego i skończyć je właśnie tutaj, w najcichszym zakątku światów?” Aleksander podniósł głowę i zamyślił się. Właściwie nigdy nie zastanawiał się kim był dziadek oprócz bycia dziadkiem, spokojnym kochającym człowiekiem, który pokazywał mu jak zrywać owoce, jak dbać o drzewa, szanować je, nie niszczyć, jak naprawiać drabinę i czerpać wodę ze studni. Człowiek, który zabierał go na spacery i opowiadał niezwykłe historie o zwykłych rzeczach. I dlaczego napisał „światów” a nie świata? Nie przypominał sobie też, aby dziadek gdziekolwiek wyjeżdżał. Wzruszył ramionami, Może pomylił się. Bestia przebiegł tuż przed nim jakby goniło go stu diabłów. Uśmiechnął się. Dwa białe koty podeszły do ławki i wskoczyły na nią. Umyły sobie łapki i ułożyły się w kłębki obok siebie pozwalając słońcu ogrzać ich futra. Aleksander przyzwyczaił się już do nich. Pojawiały się i znikały. Czasami wypiły trochę mleka, które zostawiał dla nich w miseczce. Bestia wrócił jak czujny strażnik i podbiegł do ławki. Koty jedynie otworzyły oczy i patrzyły spokojnie na psa. Powąchał je, jednak nie zawarczał. Ledwie dostrzegalnie zamerdał ogonem i pobiegł dalej. Aleksander wypuścił powietrze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie chciał, aby zwierzęta zrobiły sobie krzywdę. - Niezły mam zwierzyniec: psa, dwa koty i sowę – pomyślał i powrócił do lektury. „Ale co i komu mogliśmy powiedzieć? Tak jak dla ptaka wychowanego w klatce latanie jest czymś nienormalnym tak nasze życie byłoby niezrozumiałe. Lepiej było milczeć i zachować tajemnicę, niż trafić do zakładu dla obłąkanych. Tak już jest, że aby zdobyć wiedzę, trzeba mieć odwagę, ale żeby mieć odwagę musi być pragnienie, a gdy już się ją zdobędzie, przychodzi czas na milczenie. Patrzę na swoją córkę, na swoje wnuki i boli mnie to, że żyją w iluzji karmieni narkotykiem propagandy, żyją jakby byli niezniszczalni, są jak zwierzęta, które myślą o jedzeniu a nie o myśliwym, który na nie poluje. Choć to na pozór spokojne miejsce, miejsce wytchnienia to tylko iluzja, świat iluzorycznych świateł, fabryka sztuki, fabryka manekinów, tandety. A gdzie w tym wszystkim prawda?” Aleksander oderwał wzrok od równo zapisanych liter. „świat świateł” już gdzieś to słyszał… A tak… Od niej. Od nieznajomej, która o mało nie doprowadziła go do psychiatry. Czy to zbieg okoliczności? Ona i dziadek? Świat świateł? I o jakiej iluzji dziadek pisał, przecież wszystko jest namacalne, prawdziwe. „Mimo jednak wrażenia nieśmiertelności pod skórą kryje się świadomość istnienia śmierci, jej konieczność. Ale nadzieję daje Święta Góra – Góra Dwunastu żyjących na jej szczycie. Chronią sekretu jak pokonać śmierć, swojego bezimiennego brata Trzynastego. Aby jednak zdobyć sekret nieśmiertelności samemu trzeba stać się mędrcem. Trzeba zniszczyć pragnienie posiadania materii i władzy, zniszczyć swój wizerunek, swoje wyobrażenie siebie, to kim myślimy, że jesteśmy, to kim pragniemy być w swoich oczach a przede wszystkim w oczach innych. Gdy patrząc w lustro myślisz „to ja”, gdy patrzysz na swój dom, swoją żonę, swoje dzieci czy swoją pracę i myślisz „to moje” - ograniczasz się i zamykasz drogę do swojej duszy, a przecież to dusza ma ciebie, nie ty – ją. Pamiętaj o tym w drodze na szczyt.” Spojrzał na kolejne zapiski. Były zapisane nierównym pismem, jakby drżała mu ręka, atrament był bardziej wyblakły, jakby kolejne zapiski zapisane były wcześniej, a te, które czytał, dziadek dopisał – specjalnie dla niego.
-
1 punkt
-
1 punkttak a kto nakazał wyrżnąć Kananejczyków wraz z dziećmi i kobietami a króla powiesić ? Kto doprowadził do śmierci wszystkich pierworodnych w Egipcie - czym zawinili? W ogóle wszystkie plagi, które mogły się ziścić bo Bóg miał sprawić aby serce faraona było twarde? "Sprawiedliwa" kara dla miast - Sodomy, Gomory i innych - łącznie z dziećmi, tymi nienarodzonymi też, kolejny - potop, miłe sercu ofiary i miły nozdrzom zapach palonych zwierząt. Czy mówimy o tym samym bogu - Ty i ja? Ten sam w Starym i Nowym? Jezus mówił o miłości i równości, w starym mamy ukazanego jakiegoś psychopatę i nie boję się tego tak nazywać. O jakim/którym bogu mówimy? Bo w odpowiedzi na starotestamentowego - dajesz cytaty z Nowego I dlaczego mam uwierzyć w Jezusa, a nie w jego naukę, że drogą do Boga i wiedzy jest miłość, która jest w nas? To dwie różne sprawy. Jedna robi ze mnie niewolnika, druga - wolnego człowieka
-
1 punktSłabizna. Bzdurka. Bóg wymierzył sprawiedliwość gdy miarka się przebrała. Sami wydali na siebie wyrok i musieli ponieść konsekwencje... Co do Prawa, Przykazań niżej : 49 Takie samo prawo będzie dla tubylców i dla cudzoziemców przebywających pośród was». 50 Wszyscy Izraelici uczynili tak, jak nakazał Pan Mojżeszowi i Aaronowi. 51 Tego samego dnia wywiódł Pan synów Izraela z ziemi egipskiej według ich zastępów.(Wyjścia 12:49-50) 20 Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. 21 Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty. 22 Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę, 23 zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami. (Wyjścia 22: 20-23) Bzdurka. 16 Dokonajcie więc obrzezania3 waszego serca, nie bądźcie nadal [ludem] o twardym karku, 17 albowiem Pan, Bóg wasz, jest Bogiem nad bogami4 i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków4. 18 On wymierza sprawiedliwość sierotom i wdowom, miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. 19 Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej. (Pwt 10: 16 - 19) 34 Wtedy Piotr przemówił w dłuższym wywodzie5: «Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. 35 Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. (Dzieje 10 : 34-35) 26 On z jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił właściwie czasy i granice ich zamieszkania, 27 aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. (Dzieje 17: 26 - 27) No co Ty nie "powiesz"? Nie tylko wytaczał te groźby... Nie widzę sensu komentowania reszty...
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt... pragnął w raz z nią przeczytać całą korespondencję, swojego zidiociałego sublokatora, Andrzeja G. pseudonim Marymont. Czytanie cudzych listów było jego fetyszem, który znacznie bardziej pobudzał jego neurony, niż jakiś tam seks, który wydawał mu się w ten czas prymitywny. Jego ciało drgało nerwowo na myśl, że zaraz rozerwie kopertę i dobierze się do jej zawartości. Kropelki potu na jego skroni i ciężki oddech, przypominały zachowanie narkomana, który od pewnego czasu jest na głodzie...
-
1 punktNiebo Obłok gdzieś z daleka płynie, ptak rozpiera wiatru kształty. A ja siedzę, nie popędzam, myśląc czegom jestem warty. Nawet chmura, ta burzowa, w sobie piękno całe skrywa. Świata forma idealna, blaskiem światła jest podszyta. Ona wzrasta i przenika, mury kruszy, płomień gładzi. Któż by Ją tak wykorzystał ? W niej pragnienia swe zasadził ?
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punktw mojej wsi tez nie ma, chyba, że jakieś dziecko sobie drzewko kredą na ulicy namaluje a szkoda, bo mogliby strzelić jakieś fajne graffiti chociażby na zwykłym przystanku autobusowym...
-
1 punkt
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00