Publikujesz jako gość.
Jeśli masz konto, Zaloguj się teraz, aby publikować na swoim koncie.
Uwaga: Twój wpis będzie wymagał zatwierdzenia moderatora, zanim będzie widoczny.
Liliana uniosła brew, z początku zaskoczona, ale na jej ustach szybko zagościł uśmiech jakby pełen podziwu... lub figlarności.
– Mądrze kombinujesz, kapitanie Sparrow – powiedziała przeciągle, a słowo „kapitanie” przeciągnęła jak aksamit po skórze. – Dobrze więc. Ale pamiętaj – każde „to” ma swoje konsekwencje...
Zanim Jack zdążył się zastanowić, co to właściwie znaczyło, Liliana klasnęła w dłonie. Kanapa z kwiatów zwinęła się niczym język paproci, a orszak borsuków porozpływał się w mgiełce błękitnego dymu. Ziemia pod nimi zaczęła się poruszać. Jack zachwiał się lekko, próbując utrzymać równowagę, lecz zamiast upaść, uniósł się lekko nad ziemię, jakby złapała go jakaś niewidzialna siła.
– Teraz twoje pierwsze życzenie – odezwała się Liliana, która zdążyła już zmienić się... w wielki kwiat. Mówiący kwiat. Pachnący podejrzanie jak absynt.
Jack zamrugał.
– A no właśnie... moje pierwsze życzenie... – mruknął, trochę zaniepokojony tempem wydarzeń. Ale rum w jego krwi podpowiadał, że nie czas na wątpliwości. – Chcę, żeby zaprowadziło mnie prosto do chatki @Dionizy!
– I niech tak będzie – rozbrzmiał śpiewny głos, nim wszystko pochłonęła jasność.
Znowu rozbłysk. Tym razem bardziej jak wybuch magnezu w starym aparacie fotograficznym niż halucynacja po białym proszku.
Kiedy obraz się wyklarował, kapitan stał... nie, nie przed chatką. Stał na jej dachu. W ręku trzymał róg – ten sam, który wcześniej cisnął o drzewo – tylko teraz świecił złotym blaskiem i miał wygrawerowane: „Dyzio 1847”.
– Do stu muszek rumowych – zaklął. – Znowu coś nie tak...
Zeskoczył na ziemię. Chatka wyglądała jak zwykle – przekrzywiona, pachnąca dymem, z drzwiami skrzypiącymi jak stare skrzypce. Ale z wnętrza nikt nie wychodził.
Jack zapukał.
Cisza.
Zapukał znów – tym razem bardziej stanowczo.
Cisza.
Po trzecim pukaniu drzwi otworzyły się same... a za nimi nie było wnętrza chatki. Była tylko czarna przestrzeń i wirująca butelka rumu, zawieszona w powietrzu. Wokół niej krążyły płomyki, a zza nich słychać było głos, którego kapitan nie słyszał od lat.
– Kapitanie Jack... Dyzio czeka.
Zrobił krok do przodu i świat wokół niego zaczął się obracać.
I wtedy… zza jego pleców dobiegł znajomy kobiecy głos.
– A nie zapomniałeś o trzecim życzeniu, Jack?
Odwrócił się powoli. Liliana stała za nim – znowu w ludzkiej postaci, choć teraz w stroju piratki, z przepaską na oku i papugą na ramieniu.
– Trzecie? Przecież były dwa...
– Och nie, kochanieńki. Drugie miało ci zapewnić wszystko, co tylko nazwiesz „tym”... ale nie powiedziałeś, że nie mogę ci zaoferować trzeciego z własnej woli.
Jack spojrzał podejrzliwie.
– No dobra... co proponujesz?
Liliana zbliżyła się i szepnęła mu do ucha:
– Trzecie życzenie to: wybierz. Wracasz do Dyzia – do rzeczywistości, gdzie czeka cię tylko piekielny kac, lub... zostajesz tu, w świecie mar, przy mnie, w wiecznym tańcu rumu, zapomnienia i tańczących borsuków...
Jack sięgnął po róg.
Zastanowił się.
Podrapał się po brodzie.
A potem powiedział tylko jedno słowo:
– To.
Pamiętam tylko, że można popaść w nerwicę jak się nie wie kiedy przestać😄 i w tej książce o tym przestrzegają, że też takie ryzyko istnieje. Jak ktoś nadgorliwy bądź perfekcjonista 😄🙂
A wracając do tematu depresji to przypomniałam sobie jedno nazwisko... Mate... Gabor Mate porusza temat traumy, uzależnień i depresji.
Może znajdę to co kiedyś oglądałam...
Nie widzę... w każdym razie materiałów w tej postaci czy książek jest sporo.
Dobranoc