Skocz do zawartości


Taka jedna

Świadectwa nawrócenia

Polecane posty

Żebrak

A religia, wiara dla człowieka uzależnionego zawsze była piękną odskocznią, która wciąga. Nie, nie nawrócił się. Zamienił narkotyk na Jezusa. Fajnie to wygląda z boku ale nic po za tym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Taka-Jedna
13 minut temu, Żebrak napisał:

W uzależnieniu, silnym uzależnieniu, czasami dochodzi do takich paradoksów. Po prostu człowiek uzmysławia sobie swoją bezsilność wobec nałogu. Wie, że sam nic nie jest w stanie już zrobić dla siebie. Podświadomość zaczyna działać. Dlaczego akurat Jezus a nie Budda lub jakaś inna Siła Wyższa? Bo z nim spotkał się już kiedyś tam w dzieciństwie, słyszał o nim. Teraz to zadziałało. Nikt rozsądny nie neguje jego wizji. Pomogło mu, to najważniejsze. Komuś innemu pomoże coś innego. Najważniejsze to nie pić czy nie ćpać na sucho.

Myślę, że ogólnie w sytuacjach kryzysowych i podczas uświadomienia sobie swojej bezsilności ludzie często się nawracają.

 

Czemu zakładasz, że to podświadomość, a nie Jezus? Pytam, bo chyba wcześniej pisałeś, że jesteś wierzący ?, wykluczasz takie ponadnaturalne doświadczenia, takie mocno odczuwalne działanie Ducha Świętego? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
3 minuty temu, Taka-Jedna napisał:

Myślę, że ogólnie w sytuacjach kryzysowych i podczas uświadomienia sobie swojej bezsilności ludzie często się nawracają.

 

Czemu zakładasz, że to podświadomość, a nie Jezus? Pytam, bo chyba wcześniej pisałeś, że jesteś wierzący ?, wykluczasz takie ponadnaturalne doświadczenia, takie mocno odczuwalne działanie Ducha Świętego? 

Jestem wierzący ale nie jestem fanatykiem. Wbrew pozorom, wbrew temu co czasami wypisuję, to jestem cholernym realistą. Nie neguję nawrócenia, nie neguję działań Ducha Świętego, ale....

 

Bóg nie jest cudowną lampą Alladyna. Nie wyciągnie nas z bagna, w które wpadliśmy po same uszy na własne życzenie. Pokaże nam, że można z tego wyjść, ale ciężką pracą a nie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki...cdn

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak

....Ludzie odwracają się od Boga, bo im nie pomógł, kiedy ta pomoc była bardzo potrzebna. Mówią, że jest niesprawiedliwy...ludzie dużo lubią mówić. Dam taki przykład, może nie adekwatny, może trudny do zrozumienia, ale postaram się, za chwilę. Dasz mi pięć minut??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
4 minuty temu, Żebrak napisał:

Jestem wierzący ale nie jestem fanatykiem. Wbrew pozorom, wbrew temu co czasami wypisuję, to jestem cholernym realistą. Nie neguję nawrócenia, nie neguję działań Ducha Świętego, ale....

 

Bóg nie jest cudowną lampą Alladyna. Nie wyciągnie nas z bagna, w które wpadliśmy po same uszy na własne życzenie. Pokaże nam, że można z tego wyjść, ale ciężką pracą a nie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki...cdn

W większości przypadków pewnie tak jest, że nawrócenie pojawia się jak mówi jedna piosenka "w lekkim powiewie" i oczywiście tutaj masz rację, człowiek musi pracować nad sobą. Dla mnie to po prostu uświadomienie sobie Boga i spojrzenie na życie z innej perspektywy, jednak rozwój trwa całe życie, a to dopiero początek drogi. Jednak myślę, że zdarzają się czasami nawrócenia bardziej spektakularne, gdzie to działanie Ducha św jest jak tornado, a ludzie wtedy doświadczają np. nagłego wyjścia z nałogu, czy innych cudów. Po prostu wierzę, że takie doświadczenia też są, ale z pewnością nie jest to częste zjawisko. Osobiście nie jestem zwolenniczką jakiegoś celowego "wywoływania" cudów i nakręcania się na takie cuda, jak to bywa w ruchach charyzmatycznych, jednak wierzę, że są one możliwe. Osoba, która zostanie uzdrowiona z nałogu, też ma przed sobą całą drogę, doświadczyła uzdrowienia ciała, ale praca nad duszą dopiero się zaczyna. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak

To będzie takie połączenie próby wyjścia z uzależnienia z wiarą. Ludzie uzależnieni kochają Złotka, Sreberka. To nic innego tylko mądre cytaty, motta itp itd. Nie wiem jaka jest w nich siła, ale jakaś chyba musi być. Zbierają je na zasadzie.....masz pusty pokój, cztery ściany i nic więcej. Każda fajna myśl, każda fajna przypowieść (a w religii jest tego masa) jest jak kolejne pudełko, które człowiek umieszcza w tym pokoju. Rosną stosy, zostaje mała przestrzeń między paczkami a sufitem. W tej przestrzeni jestem ja, uwięziony. Co teraz? Najlepiej powiedzieć: Boże, i co żeś kurwa narobił najlepszego? Po co mi to było? Jak to po co? Bym nauczył się wyciągać wnioski. Po co jak głupi układałem te cholerne złote myśli w stosy? Przecież realizacja tylko jednej z takich myśli zajmuje całe życie. Jedna wystarczy. To tylko przykład. Może głupi. Dajmy powiedzieć chociaż jedno zdanie Bogu. Wysłuchajmy go w ciszy i skupieniu. Dopuśćmy go do głosu. Tylko tyle. A ja go zarzucam swoimi modłami, prośbami....

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
3 minuty temu, Taka-Jedna napisał:

W większości przypadków pewnie tak jest, że nawrócenie pojawia się jak mówi jedna piosenka "w lekkim powiewie" i oczywiście tutaj masz rację, człowiek musi pracować nad sobą. Dla mnie to po prostu uświadomienie sobie Boga i spojrzenie na życie z innej perspektywy, jednak rozwój trwa całe życie, a to dopiero początek drogi. Jednak myślę, że zdarzają się czasami nawrócenia bardziej spektakularne, gdzie to działanie Ducha św jest jak tornado, a ludzie wtedy doświadczają np. nagłego wyjścia z nałogu, czy innych cudów. Po prostu wierzę, że takie doświadczenia też są, ale z pewnością nie jest to częste zjawisko. Osobiście nie jestem zwolenniczką jakiegoś celowego "wywoływania" cudów i nakręcania się na takie cuda, jak to bywa w ruchach charyzmatycznych, jednak wierzę, że są one możliwe. Osoba, która zostanie uzdrowiona z nałogu, też ma przed sobą całą drogę, doświadczyła uzdrowienia ciała, ale praca nad duszą dopiero się zaczyna. 

 

Zaprzestanie sięgania po środek uzależniający nie jest uzdrowieniem. Cuda nie istnieją. Istnieją szczęśliwe zbiegi okoliczności. Cudem można nazwać poczęcie każdego dziecka....

 

I trzeba naprawdę uważać o co prosi się Boga. To nie działa według ludzkich wyobrażeń. Kolejny przykład?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
1 minutę temu, Żebrak napisał:

Zaprzestanie sięgania po środek uzależniający nie jest uzdrowieniem. Cuda nie istnieją. Istnieją szczęśliwe zbiegi okoliczności. Cudem można nazwać poczęcie każdego dziecka....

 

I trzeba naprawdę uważać o co prosi się Boga. To nie działa według ludzkich wyobrażeń. Kolejny przykład?

No samo zaprzestanie nie jest uzdrowieniem, bo może ono nastąpić też naturalnie pod wpływem silnej woli oczywiście, ale kiedy to następuje nagle (wyżej wklejałam świadectwo faceta, który już był jedną nogą na tamtym świecie i bez leczenia szpitalnego niemożliwe było, żeby mógł wyjść z nałogu od heroiny, a u niego takie uzdrowienie nastąpiło w jeden dzień).

A widzisz, mi pod tym względem bliżej do KK ?, bo jednak wierzę, że takie cuda i silne działanie Ducha św są możliwe, ale nie są częstym zjawiskiem, jak to próbują przedstawiać niektóre odłamy chrześcijańskie. Przecież Jezus w ten sposób uzdrawiał (w sensie, że ponadnaturalnie). 

 

 

Co do próśb do Boga, myślę, że powinny być one związane z życiem duchowym, w końcu ostatecznie zmierzamy w stronę duchowości, jednak ludzie mają skłonność do składania próśb związanych ze stroną materialną, ze zdrowiem itp. Myślę, że jeśli jakieś cudowne uzdrowienie w sferze psychicznej następuje, to jest ono po to, by wzbudzić wiarę i pociągnąć rozwój duchowy, a nie uzdrowienie dla samego uzdrowienia i na tym koniec. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak

Może tamten przykład był niezrozumiały. Nazywasz to uzdrowieniem. Dobra, niech tak będzie. Co dalej? Nie piję, ukończyłem terapię, uczęszczam na spotkania AA, pracuję nad sobą. Wszyscy są szczęśliwi. Uzależnienie to choroba uczuć. Póki co tylko przestałem pić lub ćpać. Co dalej? Zaczynam powoli czuć się jak ten facet uwięziony między paczkami a sufitem. Czuję, że coś jest nie tak. Gdzie Bóg? Czas nie gra roli. Ludzie po dwudziestu latach abstynencji wracają do nałogu. Gdzie leży przyczyna? Może kurna ten cud był wybrakowany lub w promocji?

Edytowano przez Żebrak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak

Prośby do Boga? Powinne być przemyślane a ja powinienem być przygotowany na ich spełnienie. Stary dobry przykład. Kobieta była z mężem w którymś sanktuarium. Modliła się i w uniesieniu zanosiła modły do Boga. Boże spraw bym miała więcej czasu na modlitwę w intencji grzesznych ludzi. Wróciła do domu. Nie wiem czy w ferworze dnia codziennego pamiętała o swojej modlitwie czy nie. Nie wiem czy została spełniona, czy to tylko zbieg okoliczności, ale po paru miesiącach została uderzona na przejściu dla pieszych przez samochód. Tak nieszczęśliwie, że od pasa w dół została sparaliżowana. Teraz ma dużo czasu.

Edytowano przez Żebrak
  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
3 minuty temu, Żebrak napisał:

Może tamten przykład był niezrozumiały. Nazywasz to uzdrowieniem. Dobra, niech tak będzie. Co dalej? Nie piję, ukończyłem terapię, uczęszczam na spotkania AA, pracuję nad sobą. Wszyscy są szczęśliwi. Uzależnienie to choroba uczuć. Póki co tylko przestałem pić lub ćpać. Co dalej? Zaczynam powoli czuć się jak ten facet uwięziony między paczkami a sufitem. Czuję, że coś jest nie tak. Gdzie Bóg? Czas nie gra roli. Ludzie po dwudziestu latach abstynencji wracają do nałogu. Gdzie leży przyczyna? Może kurna ten cud był wybrakowany lub w promocji?

W tym przykładzie odniosłam się do samego zjawiska, gdzie facet w jeden dzień potrafił bez problemu odstawić heroinę, bez uczucia głodu, pod wpływem modlitw odnowy w Duchu św, co z punktu widzenia medycy bylo niemożliwe, bo był w takim nałogu, że normalnie powinien iść na detoks i leczyć się szpitalnie, żeby w ogóle nie umrzeć od razu, a potem dopiero rozpocząć walkę z nałogiem. 

Co dalej z takimi ludźmi? To czas pokazuje. Ten akurat (film "nawrócenie Koguta") nie ćpa od 25 lat, ożenił się, a dzieci, skończył resocjalizację, pomaga młodzieży, jeździ też po Polsce i mówi o Bogu ?

 

Ten młody Filip, pewnie nie ćpa dopiero od kilku lat i jak widać śpiewa o Bogu.

 

Pewnie są różne historie, nie można wykluczyć, że ktoś powróci do nałogu, nie znamy przecież historii wszystkich ludzi. Poza tym przy nawróceniach jest jeszcze inny problem, tzn. można wejść w nieodpowiednie środowisko i zostać radykalistą, czy po prostu pod wpływem innych ludzi pójść w złą stronę. Samo nawrócenie nie odbiera nam możliwości podejmowania różnych decyzji, również złych czy błędnych, to tylko jakiś etap gdzie uświadamiamy sobie Boga. Tak mi się skojarzyła przypowieść chyba o siewcy ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
1 minutę temu, Taka-Jedna napisał:

W tym przykładzie odniosłam się do samego zjawiska, gdzie facet w jeden dzień potrafił bez problemu odstawić heroinę, bez uczucia głodu, pod wpływem modlitw odnowy w Duchu św, co z punktu widzenia medycy bylo niemożliwe, bo był w takim nałogu, że normalnie powinien iść na detoks i leczyć się szpitalnie, żeby w ogóle nie umrzeć od razu, a potem dopiero rozpocząć walkę z nałogiem. 

Co dalej z takimi ludźmi? To czas pokazuje. Ten akurat (film "nawrócenie Koguta") nie ćpa od 25 lat, ożenił się, a dzieci, skończył resocjalizację, pomaga młodzieży, jeździ też po Polsce i mówi o Bogu ?

 

Ten młody Filip, pewnie nie ćpa dopiero od kilku lat i jak widać śpiewa o Bogu.

 

Pewnie są różne historie, nie można wykluczyć, że ktoś powróci do nałogu, nie znamy przecież historii wszystkich ludzi. Poza tym przy nawróceniach jest jeszcze inny problem, tzn. można wejść w nieodpowiednie środowisko i zostać radykalistą, czy po prostu pod wpływem innych ludzi pójść w złą stronę. Samo nawrócenie nie odbiera nam możliwości podejmowania różnych decyzji, również złych czy błędnych, to tylko jakiś etap gdzie uświadamiamy sobie Boga. Tak mi się skojarzyła przypowieść chyba o siewcy ?

Szkoda, że nie wiemy ile jest takich przypadków natychmiastowego uzdrowienia. Pewnie nawet nie promil. Jestem, a raczej byłem, przez czysty przypadek skoncentrowany na tych, którzy musieli pokonać piekło by wrócić do żywych. A najważniejsze, odnaleźć się w środowisku, w którym przyszło im żyć. Nie mam kontaktu z tymi ludźmi, ale wierzę, że chociaż trzem na dziesięciu udało się. To byłby wtedy i mój sukces. Jestem realistą.

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak

Muszę już niestety kończyć. Naprawdę miło mi się z Tobą pisało. Trzy tematy które "stworzyłem" bardzo przypominają monologi, znaczy pisanie z samym sobą do siebie? Dzisiaj była miła odmiana. Dziękuję?

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
2 minuty temu, Żebrak napisał:

Szkoda, że nie wiemy ile jest takich przypadków natychmiastowego uzdrowienia. Pewnie nawet nie promil. Jestem, a raczej byłem, przez czysty przypadek skoncentrowany na tych, którzy musieli pokonać piekło by wrócić do żywych. A najważniejsze, odnaleźć się w środowisku, w którym przyszło im żyć. Nie mam kontaktu z tymi ludźmi, ale wierzę, że chociaż trzem na dziesięciu udało się. To byłby wtedy i mój sukces. Jestem realistą.

 

Jasne, ja też uważam, że to nie jest częste zjawisko, bardzo razi mnie takie charyzmatyczne nakręcanie się, gdzie ludzie są głodni różnych cudów i dziwów, tutaj akurat mi bliskie jest stanowisko św. Jana od Krzyża https://adeste.org/sw-jan-od-krzyza-czy-warto-cz-3/

 

jednak w tym temacie staram się wklejać te bardziej spektakularne, bo są bardziej przemawiające, jeśli ktoś zmienia się z dnia na dzień, pokonuje nałóg, przestaje być przestępcą itp., to rozumiesz, to jest taka przemiana o 180 stopni, taka bardzo przemawiająca. U większości ludzi to się dzieje w sposób subtelny, a też i większość nie ma aż takich poważnych problemów z życiem, żeby to nawrócenie było z hukiem, gdzie ta przemiana jest widoczna gołym okiem. 

 

Co do samych uzależnień, z tego co wiem, to już niezależnie czy ktoś jest wierzący czy nie, zachęcają w 12 krokach, by powierzyć się jakiejś Sile Wyższej, dobrze mówię? Chodzi mi tu o spotkania AA 

 

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
4 minuty temu, Taka-Jedna napisał:

 

Co do samych uzależnień, z tego co wiem, to już niezależnie czy ktoś jest wierzący czy nie, zachęcają w 12 krokach, by powierzyć się jakiejś Sile Wyższej, dobrze mówię? Chodzi mi tu o spotkania AA 

 

Tak. Siła Wyższa z zaznaczeniem cokolwiek ona znaczy. Dla każdego co innego. Chodzi o to, by ludzie nie walczyli z nałogiem, by nie trenowali silnej woli. Bo to do niczego nie prowadzi. Świadomość, że uzależnienie pokonało Cię, ale i tak pozostaniesz niezwyciężony, jest dobrym prognostykiem. Jeżeli od jutra zechcę zmienić całego siebie to pojutrze będę tam gdzie jestem dzisiaj. 

 

Dla mnie wiara jest jak sól dodana do potrawy. Samej soli nie da się jeść.

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
58 minut temu, Żebrak napisał:

Tak. Siła Wyższa z zaznaczeniem cokolwiek ona znaczy. Dla każdego co innego. Chodzi o to, by ludzie nie walczyli z nałogiem, by nie trenowali silnej woli. Bo to do niczego nie prowadzi. Świadomość, że uzależnienie pokonało Cię, ale i tak pozostaniesz niezwyciężony, jest dobrym prognostykiem. Jeżeli od jutra zechcę zmienić całego siebie to pojutrze będę tam gdzie jestem dzisiaj. 

Właśnie kiedyś o tym czytałam, że jest to zalecane, jednak nawet jeśli ktoś jest wierzący, przynajmniej w takim sensie, że wychowany w wierze, to niekoniecznie daje gwarancję wyjścia z nałogu. 

 

Myślę, że te osoby, u których uzdrowienie jest takie nagłe, doświadczają takiego stanu, który można określić jako biblijne "narodzenie na nowo", to chyba jest to coś, co działa tak mocno. No ale tu znowu pojawiają się protestanci, czy tam inni świadkowie Jehowy i mówią: "jak już czujesz, że się narodziłeś, to się teraz możesz ochrzcić" ?. I znowu się pojawia to samo, co z charyzmatami, czyli takie nakręcanie się na to doświadczenie "narodzenia na nowo".

 

 

1 godzinę temu, Żebrak napisał:

Dla mnie wiara jest jak sól dodana do potrawy. Samej soli nie da się jeść.

No tak, a samą wiarą nie da się żyć, przynajmniej dopóki żyjemy w świecie materialnym. Zresztą gdyby naszym celem była tylko wiara, to świat fizyczny byłby zbędny w naszym doświadczeniu, a to jednak musi iść w parze i musi się jakoś uzupełniać, skoro tu jesteśmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
22 minuty temu, Taka-Jedna napisał:

Właśnie kiedyś o tym czytałam, że jest to zalecane, jednak nawet jeśli ktoś jest wierzący, przynajmniej w takim sensie, że wychowany w wierze, to niekoniecznie daje gwarancję wyjścia z nałogu. 

Oczywiście. Do tego potrzebna jest jeszcze psychologia, która stoi w opozycji do wiary. Trafnie jest to ujęte w tym cytacie:

 

„Mój przyjaciel niedawno przeszedł przez piekło. Nigdy nie był specjalnie religijny, ale dziwnym trafem, gdy był już na samym dnie, poczuł potrzebę wrócenia do kościoła. Chodzi też na terapię do pani psycholog. Często mówi mi, że chociaż z oczywistych dla nas powodów nie będzie mnie próbował przekonywać do kościoła, to poleca zdecydowanie terapię, bo układa naprawdę w głowie. Znalazł pocieszenie w obu tych formach spowiedzi.”

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
29 minut temu, Taka-Jedna napisał:

No tak, a samą wiarą nie da się żyć, przynajmniej dopóki żyjemy w świecie materialnym. Zresztą gdyby naszym celem była tylko wiara, to świat fizyczny byłby zbędny w naszym doświadczeniu, a to jednak musi iść w parze i musi się jakoś uzupełniać, skoro tu jesteśmy.

Dlatego pozwoliłem sobie na porównanie jej do szczypty soli. Potrawa zupełnie inaczej smakuje. Problem w tym, że łatwo się pogubić w tym wszystkim. Czasami forma przerasta treść. Nie o to w niej chodzi. W kościele odzyskuję spokój. Tylko tyle. To na mnie działa jak profesjonalnie wykonany masaż. Czuję to. Nie czytam tych wszystkich mądrych książek, nie kolekcjonuję wiedzy. Wystarczy mi to co wiem. Miałem poważne powody by obrazić się na Boga za jego niesprawiedliwe obdzielanie złymi doświadczeniami życiowymi. Mogłem, nie zrobiłem tego. Z prostej przyczyny, zostałbym sam jak palec. Nie chodzi o ludzi wokół, chodzi o mnie. Ktoś kiedyś patetycznie powiedział, że każdy niesie swój krzyż. Problem w tym, że jeden jest żelazny a inny styropianowy. I tak wszyscy marudzą.

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
6 godzin temu, Żebrak napisał:

Miałem poważne powody by obrazić się na Boga za jego niesprawiedliwe obdzielanie złymi doświadczeniami życiowymi. Mogłem, nie zrobiłem tego. Z prostej przyczyny, zostałbym sam jak palec. Nie chodzi o ludzi wokół, chodzi o mnie. Ktoś kiedyś patetycznie powiedział, że każdy niesie swój krzyż. Problem w tym, że jeden jest żelazny a inny styropianowy. I tak wszyscy marudzą.

Czasami nawet i ten bunt, czy zaliczenie odejścia od wiary jest potrzebne, by potem wrócić w sposób bardziej świadomy. Bunt też jest elementem poszukiwań i daje jakieś doświadczenie na duchowej drodze. Poza tym, to naturalne, że ludzie mają uczucie niesprawiedliwości w świecie pełnym bólu, cierpienia, krzywdy, takie niezrozumienie świata i sensu życia. Właśnie wiara jest tutaj czymś bardzo osobistym, taką osobistą relacją z Bogiem, gdzie człowiek wierzy i ufa, pomimo tego niezrozumienia świata. Poza tym są takie momenty w życiu, gdzie głód Boga pojawia się i jest mocno odczuwalny, to co piszesz, człowiek zostaje sam i ma poczucie pustki. Dlatego czasami nawet zejście na samo dno jest potrzebne, żeby móc sobie to uświadomić się i wzbić się do góry. 

 

Ale też u wierzących oczywiście pojawiają się takie momenty, przynajmniej ja tak mam, że co jakiś czas muszę doświadczyć taplania się w błotku (przynajmniej na poziomie sumienia) ?, żeby znów uświadomić sobie swoją małość, grzeszność i osamotnienie. To są takie momenty, kiedy człowiek za bardzo koncentruje się na codzienności, ludziach i sprawach przyziemnych, a za mało na Bogu. Tu też musi być zdrowy balans. Dlatego uważam, że rozwijamy i uczymy się całe życie, cały czas mamy możliwość gdzieś zbaczać i dokonywać złych wyborów, sam moment nawrócenia nie gwarantuje, że odtąd sumienie będzie krystalicznie czyste, a człowiek taki super uduchowiony, niczym święty. aniolek-emotikon-ruchomy-obrazek-0079.gi

Zresztą to też jest potrzebne żeby człowiek nie poszedł w drugą stronę i nie wpadał w religijną pychę, to też jest moim zdaniem element duchowego prowadzenia.

 

7 godzin temu, Żebrak napisał:

Ktoś kiedyś patetycznie powiedział, że każdy niesie swój krzyż. Problem w tym, że jeden jest żelazny a inny styropianowy. I tak wszyscy marudzą.

Tylko tutaj każdy ocenia ze swojej perspektywy, a trzeba wziąć pod uwagę, że jesteśmy inni i inaczej doświadczamy. Jedna osoba jest silna i potrafi bardzo dobrze radzić sobie z trudnościami jakie życie rzuca pod nogi, a druga osoba jest bardzo słaba i potrafi załamywać się przy drobnych, mało istotnych sprawach. Na to mają wpływ różne czynniki, w tym psychiczne, odproność na ból itp. 

Jednak niesprawiedliwość na świecie też oczywiście istnieje, jeśli popatrzymy na świat tak zwyczajnie, po ludzku, to nie można temu zaprzeczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
1 godzinę temu, Taka-Jedna napisał:

Ale też u wierzących oczywiście pojawiają się takie momenty, przynajmniej ja tak mam, że co jakiś czas muszę doświadczyć taplania się w błotku (przynajmniej na poziomie sumienia) ?, żeby znów uświadomić sobie swoją małość, grzeszność i osamotnienie.

Serio? No masz Ci los! Przyznajesz się do tego? Nawet na tym forum większość jest doskonała. Lubią się konfrontować, szczególnie z takimi jak ja. Oczywiście nie tak bezpośrednio, raczej subtelnie. Ktoś mnie zapytał o moją moralność. Efektem był wyrzut lajków "hehe". To fakt, stoję w sprzeczności do moralności. Nie "kontroluję się" by udawać kogoś kim nie jestem. Bo? Popełniłbym grzech pychy. Te wszystkie przypowieści o trędowatych, nierządnicach nie były stworzone po to, żebym myślał że Bóg kocha wszystkich, a po to bym uświadomił sobie kim tak naprawdę jestem. Oczywiście nie we własnych oczach, bo tutaj niemalże sam jestem "bóstwem doskonałym". Dulszczyzna ma się ciągle bardzo dobrze, a wtóruje jej właśnie pycha. Dziwię się, że jeszcze nikt nie zacytował słów Kanta: "Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie."

Edytowano przez Żebrak
  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna
8 minut temu, Żebrak napisał:

Serio? No masz Ci los! Przyznajesz się do tego?

Oczywiście, mimo, że to doświadczenie bolesne, bo dostaje się pstryczka w nos i uświadamia jak wiele jeszcze potrzeba pracy nad sobą. Zresztą to chyba tak działa, że im bardziej świadomość się rozwija, tym więcej widzimy swoich braków, niedoskonałości, błędów i sumienie się drze co chwila ?. To jest trudne jak cholera, bo uderza też w nasze ego, więc największa walka jest ze sobą samym, ale jeśli człowiek ma się rozwijać i robić postępy, to musi boleć. Przynajmniej ja widzę w tym drogę rozwoju i te momenty krótkiego odejścia, są po to by znowu wracać na właściwe tory. Widocznie takie doświadczenie jest nam potrzebne, a gdy dajemy się prowadzić Bogu, to zbieramy też owoce, choćby w postaci wewnętrznej wolności i pokoju. Tak to widzę.

 

 

23 minuty temu, Żebrak napisał:

To fakt, stoję w sprzeczności do moralności. Nie "kontroluję się" by udawać kogoś kim nie jestem. Bo? Popełniłbym grzech pychy. Te wszystkie przypowieści o trędowatych, nierządnicach nie były stworzone po to, żebym myślał że Bóg kocha wszystkich, a po to bym uświadomił sobie kim tak naprawdę jestem. Oczywiście nie we własnych oczach, bo tutaj niemalże sam jestem "bóstwem doskonałym". Dulszczyzna ma się ciągle bardzo dobrze, a wtóruje jej właśnie pycha. Dziwię się, że jeszcze nikt nie zacytował słów Kanta: "Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie."

Podobno pycha to grzech główny, tu bardzo łatwo jest polecieć. Z Biblii wiemy, że ktoś już to zrobił, pomimo swojej wręcz doskonałości duchowej ?. Pójście w takim kierunku może być samobójcze dla duszy, niestety, dlatego tak ważne jest ciągłe otwieranie się na prowadzenie Ducha św i upadki, które powodują otrząśnięcie się i powrót na właściwą drogę. To takie duchowe dyscyplinowanie chroniące przed upadkiem totalnym i nieodwracalnym. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
3 minuty temu, Taka-Jedna napisał:

Oczywiście, mimo, że to doświadczenie bolesne, bo dostaje się pstryczka w nos i uświadamia jak wiele jeszcze potrzeba pracy nad sobą. Zresztą to chyba tak działa, że im bardziej świadomość się rozwija, tym więcej widzimy swoich braków, niedoskonałości, błędów i sumienie się drze co chwila ?. To jest trudne jak cholera, bo uderza też w nasze ego, więc największa walka jest ze sobą samym, ale jeśli człowiek ma się rozwijać i robić postępy, to musi boleć. Przynajmniej ja widzę w tym drogę rozwoju i te momenty krótkiego odejścia, są po to by znowu wracać na właściwe tory. Widocznie takie doświadczenie jest nam potrzebne, a gdy dajemy się prowadzić Bogu, to zbieramy też owoce, choćby w postaci wewnętrznej wolności i pokoju. Tak to widzę.

 

 

Podobno pycha to grzech główny, tu bardzo łatwo jest polecieć. Z Biblii wiemy, że ktoś już to zrobił, pomimo swojej wręcz doskonałości duchowej ?. Pójście w takim kierunku może być samobójcze dla duszy, niestety, dlatego tak ważne jest ciągłe otwieranie się na prowadzenie Ducha św i upadki, które powodują otrząśnięcie się i powrót na właściwą drogę. To takie duchowe dyscyplinowanie chroniące przed upadkiem totalnym i nieodwracalnym. 

A na koniec będzie: wiem, że nic nie wiem. Jesteśmy zbiorem sprzeczności. Każdy z nas. Najlepiej i najprościej uwierzyć, że jestem fajny i już. Jestem fajny bo tak myślę o sobie. A co myślą inni o mnie to już ich zmartwienie. Nie mam nic sobie do zarzucenia. Powiem więcej, gdybym mógł to klękałbym sam przed sobą, przed swoją zajebistością. Trochę sarkastycznie to brzmi, ale tak to niestety działa.

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aliada
42 minuty temu, Żebrak napisał:

 Dulszczyzna ma się ciągle bardzo dobrze, a wtóruje jej właśnie pycha. Dziwię się, że jeszcze nikt nie zacytował słów Kanta: "Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie."

Lubię ten cytat, więc się wtrącę.

"Prawo moralne we mnie", czyli umiejętność rozeznania, co dobre, a co złe,  nie znaczy jeszcze, że się samemu postępuje moralnie. Słowa Kanta świadczą  raczej o pokorze wobec wszechobecnego i wszechmocnego Boga, niż o zadufaniu i obłudzie. I piszę to jako (nie rokujący nawrócenia) niedowiarek. ;)

  • Lubię to! 1
  • Super 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka-Jedna

Jeśli chodzi o prawo moralne, to ja se też zarzucę cytatem ?

 

ja lubię ten biblijny:   "Moje Prawo włożę w ich wnętrza i wypiszę je na ich sercach. Ja będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem. I już nie będą nawzajem pouczać się i zachęcać: Poznajcie PANA! Wszyscy oni bowiem znać Mnie będą, od najmniejszego do największego ponieważ odpuszczę ich winę, a ich grzechu już nie wspomnę."
(Jer 31:31nn)

 

 

11 minut temu, aliada napisał:

"Prawo moralne we mnie", czyli umiejętność rozeznania, co dobre, a co złe,  nie znaczy jeszcze, że się samemu postępuje moralnie.

Myślę, że sama kwestia moralnego postępowania może zmieniać się w czasie, ewoluuje, wraz z rozwojem człowieka. Tu nie ma takiego wyznacznika, ten jest moralny i dobrze rozenaje dobro i zło, a tamten jest niemoralny, bo nawet człowiek, który przez znaczną część swojego życia jest w oczach większości ludzi niemoralny (lub robi coś złego, niezgodnego z ogólnie przyjętym prawem państwowym), to w każdej chwili może się zmienić. Ta moralność jest taka hmm "żywa", rozwijająca się, lub przeciwnie, staczająca się, w zależności, od wyborów i otwarcia na głos sumienia. Taka rozkmina mnie naszła ?

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żebrak
15 minut temu, aliada napisał:

Lubię ten cytat, więc się wtrącę.

"Prawo moralne we mnie", czyli umiejętność rozeznania, co dobre, a co złe,  nie znaczy jeszcze, że się samemu postępuje moralnie. Słowa Kanta świadczą  raczej o pokorze wobec wszechobecnego i wszechmocnego Boga, niż o zadufaniu i obłudzie. I piszę to jako (nie rokujący nawrócenia) niedowiarek. ;)

Pięknie! 

Szczytem marzeń jest to by szale wagi były zawsze w równowadze.

  • Lubię to! 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do rozmowy

Publikujesz jako gość. Jeśli masz konto, Zaloguj się teraz, aby publikować na swoim koncie.
Uwaga: Twój wpis będzie wymagał zatwierdzenia moderatora, zanim będzie widoczny.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.






Chat Nastroik

Chat Nastroik

Proszę wpisać nazwę wyświetlaną

×
×
  • Utwórz nowe...