Lila Napisano 13 Maja 2018 Sama nie wiem, czy chcę porady, czy można coś poradzić, czy tylko nieco się "wypisać". Kiedy poznałam mojego męża, miałam prawie dorosłych synów, on dorosłą córkę, z którą już nie mieszkał. Trochę trwało zanim zdecydowaliśmy się na wspólne życie i kolejny związek. To jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Relacje mojego męża z moimi dziećmi układają się dobrze. Nie mieszkają z nami, wyprowadziłam się od nich, ale byłam dostępna, dzwonili, czasami z bardzo drobnymi problemami, umówiliśmy się, że jeśli nie dadzą rady, wrócę i jeszcze trochę pomieszkam na dwa domy. Ale udało się, są samodzielni i widzę, że to ich cieszy. Nasze wspólne relacje - moje dzieci-mój mąż-ja-układają się dość naturalnie. Moje dzieci nie mówią tego wprost, ale w pewnym sensie cieszą się, ża mają mnie z głowy, że nie jestem sama, mam swoje życie. Naiwnie sądziłam, że dorosła córka męża z własnym życiem (ma partnera, pracuje, dobrze sobie radzi) będzie zadowolona, że jej ojciec nie jest sam, że dobrze mu się układa. Takie deklaracje składa, ale jest wiele sztuczności w tym wszystkim. Buduje dystans pomiędzy nami, umawia się ze swoim tatą, mnie całkowicie pomija. Nie chodzi o to, że powinnam być obecna na każdym ich spotkaniu. Raczej o to, że gdy np. zapraszamy ją na obiad na mieście, natychmiast odmawia, po czym dzwoni do taty i umawia się na ten obiad tylko z nim w innym terminie (np. dwa dni później). Nie reaguję, dokładniej-reaguję życzliwie, nie chciałabym, żeby mój mąż musiał wybierać między nami. Z relacji męża wiem, że na tych spotkaniach bardzo dużo mówi o sobie, chwali się sukcesami, każdy przedstawia jako coś wielkiego, to sposób postępowania nastolatki a nie prawie 30 letniej kobiety. Jakby chciała zwrócić uwagę-zobacz, jaka jestem wspaniała. Widzę, że się męczy. Chciałabym jakoś jej pomóc, wysłać odpowiedni sygnał, ale nie wiem, jaki. Chciałabym, żeby czuła się u nas równie swobodnie jak moje dzieci. Rozumiem, że relacje matki z dziećmi są inne niż córek z ojcem. Ale nie rozumiem, co się dzieje i dlaczego tak mocno to wszystko przeżywa. Co mnie boli? To uporczywe izolowanie, manifestowanie - to mój tato - bo jakoś oboje z mężem to przeżywamy. Chętnie spojrzałabym na nasz związek oczami dorosłych dzieci, których rodzice założyli kolejne związki. Cytuj Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach