Temat dość prozaiczny, moja rozkmina. Poznałam mężczyznę, bardzo dojrzały wiek, 40 lat. Jedno spotkanie, udane zresztą, rozmawiało się przyzwoicie. Stara się kontaktować ze mną za wszelką cenę utrzymać. Dzwoni, pisze, planuje wyjścia, pyta co lubię etc. Różnica 10lat mi nie przeszkadza, wygląda przyzwoicie. A teraz sedno. Mieszka z... Rodzicami. Powiedział od razu, widać, że zdaje sobie sprawę z tego dyskomfortu na przyszłość. Hm. Ja rozumiem te zaslyszane wokół usprawiedliwienia, że duży dom, bla, bla, bla... Co z tego, skoro to dom rodziców, brak intymności powoduje frustrację. Pewnie dla niektórych to super syn, skoro wrócił do domu z racji wieku i choroby rodziców, musi im pomagać w codziennym życiu. Jesteśmy za starzy, żeby się tak męczyć. Spotkania u mnie tylko będą mnie wkurzac. Raz byłam krótko bardzo z kimś, właśnie przez to. Ile można wyjeżdżać na weekend? Teraz miesiące zimne, więc i paleta pomysłów ograniczona. Inaczej ta sytuacja wygląda nawet u kogoś pod 30 najwyższej. Przecież własny, odrębny kąt to dzisiaj standard. Taki temat przyziemne, a taki prozaiczny. Szanowne forum, poproszę o parę zdań na ten temat. Pozdrawiam