Jesteśmy z mężem przed czterdziestką i mamy problem z sąsiadką. Mieszkamy praktycznie sami, bo córka studiuje w innym mieście. Myśleliśmy, że teraz sobie pożyjemy... a tu zonk. Sąsiadka jest po pięćdziesiątce, jest osobą samotną od zawsze. I postanowiła , że to my mamy jej umilać wolne chwile. Już w momencie, gdy zdejmuję buty po przyjściu z pracy, słyszę dzwonek. Wchodzi, rozsiada się i siedzi tak do 20.00-21.00. Mamy kuchnię połączoną z salonem, więc nawet gdy jestem w kuchni, to ciągle coś do mnie gada. Gdy jedziemy do galerii/ na grzyby/ na cmentarz/ do lasu/ na działkę - wyskakuje ze swojego mieszkania i jedzie z nami. Już nie mogę. Jej ciągłe gadanie dobija nas, bo lubimy ciszę. Nie obgaduje nas ani nie jest wredna ale jest tak nudna i taka męcząca, że już nawet w duchu nie życzymy jej najlepiej, bo nas zamęcza. Aż boję się otwierać lodówkę, że z niej też wyskoczy. Jak zrobić, żeby przestała nas lubić i odwiedzać? Nie chcemy jej u nas.