szłam sobie dziś przez odludne miejsce, przy lasku, przy przejściu kolejowym. Takie klimaty. Ok. 19.00, więc ja raczej do domciu jak najprędzej. Jakaś para wyglądająca na spożywającą alkohol zamiast wody, wiecie o co chodzi: kłócą się, ona płacze, on krzyczy, podciął jej butem nogi, ona się osuwa na dupę (na piasek), on na nią krzyczy coś, ona krzyczy coś i w ryk, on ją usadza jak ona chce wstać. Tak wygląda całość scenki.
po drugiej stronie ulicy widzieliśmy to ja, starszy pan, starsi państwo - nikt nie reagował. Było ewidentne, ze bohaterowie sceny są parą.
co powinnam zrobić? krzyknąć coś do niego? do niej? czy potrzebuje Pani pomocy?
męczą mnie zawsze wyrzuty sumienia w takiej sytuacji. zawsze patrzę, jak reagują ludzie, tutaj to olali, ale ten facet nie wiem, naspeedowany, nawalony, niebezpieczny? niestety nie szedł żaden postawny koleś z bogatą muskulaturą, wiec nie potrafię ocenić, dlaczego nikt nie zareagował.