Ostatnio mamy interesującą sytuację: Katolicyzm jest dominującą religią w kraju. Wedle przechwałek hierarchów, kościół sprawuje rząd dusz na poziomie 99% społeczeństwa. Czyli wedle tych twierdzeń powinien być monolitem... a jednocześnie wciąż wzywa do obrony kościoła przed wrogami. Kościół atakowany jest bowiem przez kobiety, mniejszości seksualne, inne wierzenia, genderystów, aborcjonistów, ekologów, wegetarian, twórców kultury masowej... etc.
Jeżeli zderzymy sobie te dwa fakty, to dla nas wynika smutna, aczkolwiek nieprawdziwa konkluzja.. Otóż wynikałoby z tego, że ci wszyscy "wrogowie" to jakaś marginalna grupa, która mieści się w tym 1%? Ale za to są tak groźni, że mogą zniszczyć pozostałe 99%. Coś tu nie gra?
Nawet bardzo.
Przed kim trzeba bronić 99% wierzących? Jak mamy dbać o środowisko, skoro ekologia to wróg wiary?
Czy to wszystko są wartości obce katolikom?
Dlaczego zadaję to pytanie: Ostatnio nawet się lista rozszerzyła i psychoterapeuci zostali określeni jako kolejny wróg wiary.
Czy to kogoś dziwi w tym kraju? Raczej nie. A powinno. Zewsząd rosną nam tłumy wrogów, którzy zagrażają zdrowej tkance społeczeństwa. Co więcej, do tej listy dołączają wciąż nowe, coraz bardziej absurdalnie dopisywane grupy i profesje.
Czy to pokazuje, że kościół już nie ma co robić i pochłonięty jest wyłącznie tzw "obroną".. nawet sprawa pedofilii jest atakiem na KK.
Czy wy jesteście wierzący, czy praktykujecie wiarę, czy zgadzacie się z obecnymi kierunkami i nauką KK?
ps: Żeby było jasne: Jestem wegetarianinem od dwóch lat, nie wierzę w to co propaguje KK, czemu dałem wyraz dokonując aktu apostazji i wypisując się z tej instytucji.