Premierowy odcinek finałowego sezonu "Gry o tron" nie przyniósł fanom wielu zaskoczeń, co jednak nikogo nie powinno specjalnie dziwić. Stanowił on swoiste wprowadzenie do historii, którą śledzić będziemy przez pięć kolejnych epizodów. Co zatem przyszło nam zobaczyć? Premiera 8. sezonu "Gry o tron", zatytułowana "Winterfell", to z całą pewnością odcinek pojednań i spotkań po latach. Na wiele z nich fani czekali od wielu sezonów. Arya Stark w końcu zjednoczyła się z ukochanym bratem Jonem, serwując nam bardzo emocjonalną scenę, pełną czułości. Starkówna miała również okazję zobaczyć Ogara, którego przy ich ostatnim spotkaniu zostawiła na pewną śmierć, oraz Gendry'ego, swego wiernego towarzysza z początkowych sezonów serialu. Jon, po przybyciu do Winterfell z Daenerys Targaryen u boku, w końcu miał okazję przytulić swego młodszego brata Brana, który z miejsca poinformował przybyłych o upadku Muru i wskrzeszeniu Viseriona przez Nocnego Króla. Ludzie Północy, z Sansą Stark na czele, nie przywitali nowej królowej z otwartymi ramionami, co doprowadziło do serii spięć, w tym jawnego potępienia ze strony młodziutkiej Lyanny Mormont. Oliwy do ognia dodał fakt, iż Samwell Tarly został poinformowany o losie swego ojca i brata, których Matka Smoków spaliła żywcem w poprzednim sezonie. Doszło również do spotkania byłych małżonków, Sansy Stark i Tyriona Lannistera, kiedy to lady Winterfell skrytykowała wiarę Krasnala w dobre intencje jego siostry.