Zostałem wychowany w religii katolickiej. Mniej więcej do 16-ego roku życia byłem jej gorącym zwolennikiem. Potem nastąpił kryzys. Między 16 -tym a 19-tym rokiem życia optowałem za szeroko rozumianym protestantyzmem. Gdy miałem lat 19-24 interesowałem się buddyzmem. Następnie islamem. Później nawiązałem kontakt z Mormonami. Miałem już przyjąć chrzest gdy nagle zrezygnowałem z tego pomysłu. Dlaczego? Nie mogłem zaakceptować politeizmu tego wyznania.
Dalej, po 30 -tym roku życia w zasadzie aż do chwili obecnej nie należałem do żadnej organizacji religijnej. (Owszem co jakiś czas wydawało mi się,że już znalazłem prawdę ale szybko to poczucie traciłem). Nigdy jednak nie przestałem wierzyć w życie pozagrobowe a to oznacza, że nie byłem ateistą.
Po latach z sentymentem wspominam Mormonizm. Żałuję ,że nie ochrzciłem się w tym Kościele. Są liczni bogowie,Jezus jest naszym bratem. Można stać się bogiem. Teraz te rewelacje wydają mi się całkiem dobre.
Buddyzm? Raczej nie z tego powodu,że tam jest dewocja podobna do katolickiej. Ludzie czczą zęby i włosy a liczba obejść stupy ma podobno powodować lepsze odrodzenie w przyszłym życiu.
-Dlaczego nie ateizm?
Bo to strasznie nieciekawe wierzyć, że po śmierci przestajesz istnieć na zawsze. Ja chcę spotkać swych bliskich w zaświatach.
Mormonizm? Zobaczymy...