Wielki chłop. W każdym tego słowa znaczeniu. Kiedyś w grze wybrał postać snajpera. I oznajmił: "Przynajmniej nie muszę przymykać oka, bo go nie mam" - opowiada Krzysztof Ignaczak. Karol Bielecki - heros, człowiek legenda - zakończył karierę.
Miał 28 lat. Niedawno świętował drugi w życiu medal mistrzostw świata, grał w Bundeslidze, docierał na sportowy szczyt. I podczas meczu Polska - Chorwacja w 2010 roku stracił oko.
To tak, jakby połowę głowy ktoś umieścił mu w ciemnym pokoju. Żyć z jednym okiem jest cholernie trudno, a co dopiero uprawiać sport. Bielecki mógł zostać paraolimpijczykiem, a wrócił na parkiet po kilku tygodniach. Więcej: zagrał z Polakami na igrzyskach w Rio i podczas ceremonii otwarcia jako chorąży niósł biało-czerwoną flagę.
Dziś Bielecki ma trzy medale MŚ, ćwierćfinał i półfinał igrzysk, wygraną LM, pięć mistrzostw kraju. I historię, którę postawił sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Po karierze nie czeka go jednak bujany fotel. Ma restaurację, w PGE Vive będzie ambasadorem klubu oraz trenerem grup młodzieżowych.
Karierę skończył, jak grał. Na swoich warunkach. - Nie jestem w stanie już dać drużynie tego, co bym chciał - oznajmił. - Nie chcę rozmieniać kariery na drobne.