Mam 23 lata, mój facet ma 25. Jesteśmy razem 7 lat. Mieszkamy razem od ponad roku. Jesteśmy zaręczeni. Od kiedy przeprowadziliśmy się do Niemiec zaczęły się problemy z pieniędzmi. Ja zarabiam 1000 euro, mój facet zarabia 1800 euro. Ustaliliśmy, ze na życie będziemy oddawać proporcjonalnie do zarobków. Ja oddaje 300 euro, a on 600. Resztę każdy ma dla siebie. Wiadomo, ze on ze swoich pieniędzy opłaca jeszcze swoją firmę, jakieś składki itp.
Problem zaczął się taki, ze pomimo dokładania się facet zaczął czepiać się moich wydatków. Kontroluje wszystko, a ustaliliśmy, ze resztę wydajemy na siebie.
Jak kupię sobie droga torebkę, a nie ukrywam, ze nie jestem oszczędna i uwielbiam wydawać na siebie pieniądze to widzę, ze jemu to nie pasuje. Powiedział mi, ze mam odkładać pieniądze na wakacje co miesiąc. Ok, odkładam 200 euro. Zostaje mi 500. Ale jemu to za mało! Teraz powiedział mi, ze mam odkładać jeszcze więcej, a nie przepieprzac na głupoty, bo to nie ma sensu. Mówił, ze moglabym zacząć odkładać jeszcze 200 euro na dom, bo chciałby żebyśmy wzięli kredyt. Ja to rozumiem, ale tez chce mieć coś dla siebie tym bardziej, ze zarabiam dużo mniej niż on i bardzo mało mi zostanie jeżeli zacznę tyle odkładać. Musiałabym zmienić prace i iść na cały etat, bo pracuje na 3/4. Dokładam się do życia tak jak ustaliliśmy, odkładam na wakacje, on dokłada się więcej to dlaczego w takim razie ma do mnie pretensje na co ja wydaje resztę SWOICH pieniędzy ? Rozumiem jakbym wydawała jego pieniądze albo wydawała wszystko. A ja czuje się winna wydając swoje pieniądze, mam wyrzuty sumienia, bo on ta resztę która ma dla siebie woli odłożyć na mieszkanie, a ja chce kupić sobie coś ładnego. On nie chce sobie nic kupować, bo woli wszystko odłożyć, a ja lubię robić zakupy. Kłócimy się non stop o pieniądze i już mam tego dość, a po ślubie byłoby jeszcze gorzej.