Wczoraj w TVN24 w paśmie "fakty po Faktach" oglądałem rozmowę z ministrą Ewą Kopacz.
Otóż pani premier zarzucała obecnej ekipie rządowej, że nie wprowadziła rtg. klatki piersiowej jako rutynowego badania skryningowego.
Zastrzygłem uszami.
Rutynowe okresowe rtg. klatki piersiowej? Po co?
Dalej ministra odgrażała się, że jak ona wróci do władzy to takie badania będą przeprowadzane.
Fajnie tylko po co ludzi napromieniać?
I w tym momencie jak siedziałem, tak usiadłem, jeszcze bardziej.
Usłyszałem bowiem, że ma to służyć wczesnemu wykrywaniu... raka!
O rzesz! Przecież dawno, dawno temu udowodniono, że coroczne rtg. klatki w tym celu nie ma sensu.
Wykazano, że nawet spiralna, wysoko rozdzielcza TOMOGRAFIA KOMPUTEROWA powtarzana COROCZNIE daje wzrost wykrywalności tylko na poziomie 4-7% i do tego tylko w grupie wysokiego ryzyka.
Ponadto co wykazała publikacja w New England Journal of Medicine (najbardziej prestiżowego czasopisma z zakresu badań klinicznych) w żadnym stopniu nie przekłada się to na wzrost przeżywalności, redukcji zgonów.
A tu projekt narodowego programu walki z rakiem płuca przy pomocy zwykłego rtg!
Byłoby to zniesienia - politycy wygadują głupstwa nie od dziś - gdyby nie to, że ministra jest lekarzem, a do tego lekarzem Pierwszego Kontaktu, lekarzem POZ. To właśnie ona spotyka się z prośbami-żądaniami pacjentów o skryningowe rtg. klatki. I to właśnie ona powinna wiedzieć, że takie badanie nie ma sensu i umiejętnie ich do tego badania zniechęcić.