Wczoraj na TVP Kultura, zupełnie przypadkiem natrafiłem
na powtórkę koncertu poswieconego Ewie Demarczyk.
Wystepowaly „diwy” naszego szolbiznesu, aktorki jakies tam dziewcze debiutowalo…..
I wiecie co?
Jakos nie udalo się schrzanic piosenek Czarnego Aniola.
Bo te piosenki, teksty i muzyka Koniecznego sa jak zolnierska grochowka.
Nie da ich się zepsuc, po prostu.
Chociaz pamiętam calkiem udana probe pana Wydry, by spierdolic
„Bialy Krzyz” Czerwonych Gitar sprzed lat kilku.
Mam plyte, czarna, winylowa z tymi piosenkami.
Nie lubie slowa „kultowa”, ale cos jest na rzeczy.
Sluchajac tych utworow w innym wykonaniu, dostalem gęsiej skorki.
Taka jest moc tych wierszy i sila muzyki.
No i wzorzec wykonania, pani Ewy.
I oto ja, świntuch, cynik i nihilista, wzruszyłem się.
Przyznaje ze wstydem.
Atawizm?
Może empiryczne piekno naprawde istnieje?
I zawiera się w tych kilku piosenkach pani Demarczyk?