Od piątkowego popołudnia aż 63 osoby zostały postrzelone w Chicago. Nie żyje dziesięć z nich. Pięć zgonów miało miejsce w 24 godziny od godz. 10.00 rano w sobotę - poinformowała policja. O sprawie pisze "Rzeczpospolita".
W ciągu trzech godzin od 1.30 w dziesięciu incydentach 30 osób zostało rannych a dwie zginęły. Jeden z ratowników medycznych opisał sobotni wieczór jako "strefę wojenną". - Wiemy, że niektóre z tych zdarzeń były ukierunkowane i wiążemy je z wojnami gangów na tych obszarach - powiedział szef policji w Chicago Fred Waller na konferencji prasowej wczoraj popołudniu. - Miasto Chicago przeżyło noc pełną przemocy - dodał.
Chicago Police Department twierdzi, że większość strzelanin miała miejsce w szóstym, dziesiątym i jedenastym dystrykcie. W co najmniej jednym zdarzeniu strzelcy otworzyli ogień w kierunku masowej imprezy ulicznej - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Wśród rannych najstarsza osoba ma 62 lata, najmłodsza - zaledwie 11. W ostatnich latach Chicago zmaga się z wysokim wskaźnikiem strzelanin i morderstw. Fred Waller stwierdził jednak, że liczba tych pierwszych spadła w porównaniu z zeszłym rokiem o 30 procent, zabójstw - o 25 procent.
Źródło: Rzeczpospolita