Czy jestem w sytuacji bez wyjścia? Bardzo chcę rozwodu, z mężem zupełnie mi się nie układa, różnica charakterów, priorytetów, podejścia do życia, wychowywania dziecu. Po prostu totalny brak miłości. Duszę się, wykańczam nerwowo. Niestety ale nic większego typu bicie picie zdrady nie mogę mężowi zarzucić.
Problem w tym że mąż nie zgadza się na rozwód. Nie i koniec. Nie chodzi tu o jakąś wielką miłość - raczej o kwestie religijne. Zresztą mężowi jest dość wygodnie bo jestem dobrą matką, dbam o dom, nieźle wyglądam. Mąż to typ patriarchalny, bez szacunku do żony i dzieci, czepia się o szczegóły, wytyka błędy, o coś nieodłożone na miejsce itp. Generalnie drobiazgami zatruwa życie.
Chciałabym rozwód bez orzekania o winie: bo czyją winą jest brak miłości czy szacunku w małżeństwie? Ale podobno się tak nie da jeśli nie zgadza się mąż. Winy męża raczej nie udowodnię. Czy jedyna szansa to wziąć winę na siebie?
Przyznam że nie czuję sie winna, ale jeśli to jedyne wyjście? Czy jeśli wezmę winę na siebie może to utrudnić np. prawo.do opieki nad dziećmi czy do mieszkania. Help